Mingyu poprawił w dłoniach stertę książek, którą niósł ze sobą po skończonych zajęciach. Uśmiechnął się lekko do idącej przy jego boku Jiyeon, która wracała z nim z zajęć do pokoju wspólnego. Przez ostatni czas stali się nieco bliższymi znajomymi, niż wcześniej, a pomyśleć, że zaczęło się od wspólnego wypróbowania przyrządzonego o wspólnych siłach eliksiru wyostrzającego poczucie humoru. W brzuchu lekko go ściskało i już na samą myśl o zbliżającym się posiłku miał ochotę zacząć iść znacznie szybciej, aby w ekspresowym tempie dostać się do dormitorium, a z niego do Wielkiej Sali, ale powstrzymywała go przed tym myśl, że przecież nie wraca sam i głupio by było zostawić nową koleżankę w tyle, samemu gnając ile sił w nogach w stronę upragnionego jedzenia. Odwrócił głowę w stronę niższej dziewczyny, pragnąc odpowiedzieć na pytanie, którego nawet dobrze nie dosłyszał, kiedy jakimś cudem jego stopa zaplątała się w koniec szaty, a sam świeżo upieczony czarnowłosy poleciał w bok, całe szczęście nie na towarzyszkę z jednego domu. Fart niestety opuścił go w momencie, gdy Ślizgon zorientował się, że upadł na rzeźbę, akurat przy gabinecie dyrektora i jakimś przypadkiem nieco ją uszkodził. – Kurde, znowu. Serio? – mruknął pod nosem, przepraszająco spoglądając w górę na jasnowłosą. Nie dość tego, że jego ramię strasznie bolało, to, o zgrozo, fragment figury się ułamał i leżał właśnie u stóp czarnowłosego razem z jego książkami i różdżką, która jakimś cudem nadal była w jednym kawałku.
Przemierzałam korytarz w towarzystwie Mingyu, co jakiś czas rozmawiając o czymś z chłopakiem, lub potakując gdy ten zabrał głos. Od pamiętnej sytuacji z eliksirem wyostrzającym poczucie humoru poznałam Ślizgona trochę lepiej i okazał się naprawdę ciekawym człowiekiem. — Miałam rację co do czarnych włosów. — uniosłam głowę, będąc dumna z mojej rady. Wprawdzie nie sądziłam, że zmiana w wyglądzie chłopaka nastąpi tak szybko, ale była jak najbardziej na plus. — Z własnej woli postanowiłeś się przefarbować, czy jak to było? — spojrzałam na Mingyu, będąc ciekawa tej historii, ale w tej chwili ten się potknął. Książki rozsypały się po korytarzu, a Ślizgon przywitał się z podłogą. Zaśmiałam się cicho na ten widowiskowy upadek i podeszłam do chłopaka chcąc pomóc mu wstać. Jednak nie było mi tak do śmiechu kiedy zauważyłam, że rzeźba do gabinetu dyrektora została uszkodzona. — Znowu? Czyli rozumiem, że zawodowo wpadasz na rzeźby?
- Głodny!!! - krzyknąłem pędząc w stronę Wielkiej Sali. Była pora posiłku, a ja bardzo kocham jedzenie. Biegłem z wielkim uśmiechem na twarzy zadowolony z dobrego dnia. Skutki eliksiru złośliwego duszka już zniknęły, więc moje włosy wróciły do normy. Jeśli normą można nazwać jasne włosy, gdy naturalne mam czarne, ale co tam. Tęczowe zaczynały mnie już lekko denerwować. Na początku były fajne, ale potem tylko przeszkadzały. Serio spróbujcie dopasować jakieś fajne ubrania do tęczowych włosów. Nie da się, ale jeśli komuś się to kiedyś uda to kupie mu prezent. Serio nie żartuję. Zamyśliłem się nad przyszłą możliwą nagrodą tak bardzo, że nie zwracałem zupełnie uwagi na to gdzie biegnę. - Aaaaaaaa!! - krzyknąłem gdy się o coś potknąłem. Musze jednak przyznać, że mam coraz większą wprawę w upadaniu. Teraz nie upadłem na twarz, albo plecy tylko zrobiłem piękny przewrót w przód. Może to jednak było salto? Nie wiem nie znam się na gimnastyce. Po pięknym lądowaniu obróciłem się by zobaczyć o co się potknąłem. Tego co tam zobaczyłem to chyba nawet ja bym nie wymyślił. Pod wejściem do gabinetu dyrektora klęczało, prawie leżało, na podłodze dwóch Ślizgonów z porozrzucanymi wokół siebie książkami. Chyba nawet mnie nie zauważyli. Moja ciekawość wygrała, więc podszedłem do nich. - Co robicie? - zapytałem z uśmiechem i widocznym zainteresowaniem na twarzy.
– Można powiedzieć, że to nie do końca było moją inicjatywą – odpowiedział, będąc nieco zażenowany. Sam nie był jeszcze przyzwyczajony do nowych włosów i przez pierwsze dni od farbowania bał się wychodzić z pokoju wspólnego bez nakrycia głowy, a sytuację dodatkowo komplikował fakt, że ciągle znajdował się na ziemi. – No może nie zawodowo – mruknął nieco zniechęcony, starając się podnieść na równe nogi. – Powiedzmy, że zdarzyło mi się to już wcześniej, choć w odrobinę innych okolicznościach. Już prawie udało mu się znaleźć w pionie, kiedy jego ponad metr osiemdziesiąt ponownie zostało powalone na ziemię, tym razem zupełnie bez jego wkładu. Coś bliżej nieokreślonego,co następnie okazało się być drobnym, uśmiechniętym chłopcem z Hufflepuff, pędząc przed siebie zahaczyło o jego wystającą nogę i poleciało do przodu, wykonując zgrabny przewrót. Chłopak przyglądał się nowo przybyłemu z nieodgadnionym wyrazem twarzy. – A nic – odpowiedział na jego pytanie, uśmiechając się sztucznie. – Ja na przykład właśnie opalam się na środku korytarza w cieciu nieco podniszczonej rzeźby pana dyrektora. Westchnął ciężko, starając się ponownie podnieść, tym razem już rozglądają się na boki, aby zobaczyć, czy żaden rozpędzony Puchon nie biegnie właśnie w ich stronę. Na jego szczęście nikogo takiego nie znalazł i tym razem już spokojnie znalazł się w pozycji stojącej tuż przy drugiej Ślizgonce.
Pokiwałam głową, ale zanim zdążyłam coś powiedzieć straciłam równowagę. Upadłam zaliczając kontakt z podłogą i spojrzałam na chłopaka, który postanowił na nas wpaść. Uczeń z Hufflepuff uśmiechał się radośnie w naszą stronę. Przez chwilę byłam cicho, ale kącik moich ust uniósł się mimowolnie jak usłyszałam odpowiedź Mingyu. — Ja natomiast podziwiam piękną strukturę podłogi. Solidna robota. — poklepałam kamień jakby na potwierdzenie tego co powiedziałam i podniosłam się. Strzepałam z ubrań ewentualny brud i przyjrzałam się Puchonowi. Nie kojarzyłam go, nawet nie przypominałam sobie czy kiedykolwiek spotkałam go na korytarzu. — Czy wpadanie na ludzi to twój sposób na zagadanie do nich?
Opala się w pomieszczeniu? Na coś takiego to nawet ja bym nie wpadł. Chyba znalazłem kogoś tak samo zwariowanego jak ja. Pomyślałem z uśmiechem na twarzy. Odpowiedź dziewczyny zdziwiła mnie trochę mniej. Po tylu spotkaniach z podłogą zwróciłem uwagę na to jak wygląda. Mogę potwierdzić to na prawdę solidna robota. Ale czekaj czy on wcześniej nie powiedział czegoś o zniszczonej rzeźbie pana dyrektora? Popatrzyłem się na nią i na prawdę miała ułamany kawałek. Ciekawe jak to się stało. — Czy wpadanie na ludzi to twój sposób na zagadanie do nich? - zadała pytanie Ślizgonka właśnie gdy miałem zapytać się o tą rzeźbę. - Nie, chociaż bardzo często mi się to zdarza - odpowiedziałem - Ale dzięki temu mam przynajmniej wprawę w upadaniu - zaśmiałem się - Teraz zrobiłem przewrót, a na początku po prostu lądowałem twarzą na ziemi - powiedziałem z uśmiechem - Chociaż nie zawsze. Raz na przykład jak uciekałem przed pszczołami to wylądowałem w krzewie róż. Trochę bolało, ale dzięki temu poznałem takiego jednego Krukona, który jak się uśmiecha to wygląda jak króliczek i wygląda wtedy naprawdę słodko. Dawno się z nim nie widziałem, muszę go gdzieś poszukać - zamyśliłem się na głos. Zapomniałem przez to prawie gdzie jestem i o tych dwóch Ślizgonach. Tae jak możesz być taki zapominalski. Podczas rozmowy zapomnieć o rozmowie to chyba jakiś nowy rekord. - Tak poza tym jestem Kim Taehyung, ale możecie mi mówić Tae. A wy jak się nazywacie?
– Mingyu – przedstawił się zaraz po tym, jak słowotok niższego chłopaka się skończył. Bezradnie spojrzał na zniszczoną przez niego rzeźbę, ganiąc się w myślach za to, że to już druga w tym roku. Czy one go przyciągają? Tym razem jednak było nieco gorzej, to nie była zwykła rzeźba, a posąg strzegący gabinetu dyrektora. Niby zaklęcie, którego powinien użyć do naprawienia jej było dokładnie takie samo, ale tym razem było mu jakoś głupio z tego powodu. Być może dlatego, że tym razem wywrócił się na oczach zbyt wielu ludzi i pokazał swoją niezdarną stronę. To zawsze było niezręczne, ale tym razem Min przeszedł sam siebie i mógłby przysiąc, że jego uszy zabarwiły się delikatnie na czerwono z tego zażenowania. – Myślicie, że zwykłe reparo tutaj również zadziała? W sumie nie wiadomo, czy ta rzeźba nie jest chroniona przez jakieś dodatkowe zaklęcia. Kto tam wie tego naszego ukochanego Dyrektora... – mruknął, kierując swoje pytanie głównie do znajomej Ślizgonki, gdyż to właśnie ją znał bardziej i można powiedzieć, że w pewnym stopniu jej ufał.
Westchnęłam cicho czekając aż Puchon przestanie gadać. — Jiyeon. — przedstawiłam się. Również spojrzałam na rzeźbę i na odłamany kawałek. Nie wyglądało to za dobrze. — Bardzo możliwe, że tak jest. Liczmy się z tym, że zaklęcie może pójść rykoszetem. — spojrzałam na Ślizgona i zrobiłam krok w tył. Miałam już do czynienia z takimi sytuacjami, tylko wtedy brat sprawił, że miałam białe włosy. Teraz to wpomnienie było śmieszne, wcześniej mi do śmiechu nie było. — Daje wam pole do popisu panowie. — uśmiechnęłam się kiwając głową i jeszcze kawałek cofnęłam, przy okazji rozglądając czy nikt nie idzie.
Czekaj oni na serio zniszczyli tą rzeźbę? Wow. Jak im się to udało? Ich niszczycielska siła jest wielka. - Wiesz co jakby na niej były jakieś zaklęcia ochronne to raczej by się nie zniszczyła - zauważyłem. Naprawdę ochrona mienia szkolnego jest fatalna. Powinni coś z tym zrobić, co jak przez to, ze coś sie zepsuje ktoś zostanie ranny? Zastanawiałem się nad tym, gdy Ji wspominała o możliwości wystąpienia odbicia rykoszetem zaklęcia. - Masz racje rykoszet zawsze może wystąpić, nawet gdy nie ma zaklęć ochronnych - przyznałem jej racje i także się odsunąłem. - Jestem czy to się uda - uśmiechnąłem się - Ale lepiej schowajmy się tam za rogiem. Jeśli jednak pójdzie rykoszetem to jego tor lotu jest nieprzewidywalny - zaproponowałem, a następnie udałem się we wskazane przeze mnie miejsce.
– Przesadzacie, nie może być tak źle – wywrócił oczami, a mimo wszystko ustawił się przed drugą Ślizgonką, pozostającą nieco w tyle, ponieważ w wypadku gdyby zaklęcie odbiło się w tę stronę, Mingyu stanąłby na jego drodze i dziewczynie nic nie powinno się stać. Upewnił się, że uchwyt jego dłoni na różdżce jest odpowiedni, odchrząknął jeszcze i odwrócił się do tyłu, aby sprawdzić położenie towarzyszy, którzy na szczęście stali w bezpiecznej odległości. Niby Min nie wierzył w to, że coś mogłoby pójść nie tak, ale wolał upewnić się w tym, że pozostali są na względnie bezpiecznych pozycjach. – Reparo – powiedział pewnie, a raczej starał się powiedzieć to pewnie, gdyż już przy samym końcu słowa coś zakręciło mu się w nosie i niekontrolowanie kichnął, przez co różdżka dzierżona w jego dłoni przesunęła się delikatnie, zmieniając tor zaklęcia. – No przyznam, tego się nie spodziewałem – mruknął, spoglądając w tył, gdzie to właśnie zaklęcie odbiło się od rzeźby i poleciało prosto w okno, rozbijając je na drobny mak. Zimny strumień powietrza poleciał w ich stronę, rozwiewając lekko szatę Ślizgona. Nerwowo przeczesał włosy dłonią, spoglądając na posąg. Odetchnął z ulgą, gdy okazało się, że jest cały, uszkodzona część powróciła do swojego pierwotnego stanu i nic innego, oprócz okna, nie uległo zniszczeniu.
Obserwowałam poczynania moich towarzyszy, trzymając się trochę z tyłu. Nie to, że nie wierzyłam w ich umiejętności, po prostu przezorny zawsze ubezpieczony. Kiedy byłam już pewna, że wszystko będzie ładnie, nagle Mingyu kichnął i usłyszeliśmy dźwięk tłuczonego szkła. Miałam ochotę zacząć się śmiać na głos, bo tego się nie spodziewałam, ale szybko zasłoniłam usta ręką. Podejrzewałam, że Ślizgon i tak miał już dość. — No przynajmniej jest tu teraz dość przewiewnie. — wruszyłam ramionami i wyciągnęłam różdżkę. Przez dosyć chłodny wiatr który wlatywał do środka, niektóre kartki pofrunęły w głąb korytarza. Machnęłam różdżką, a wszystkie rozsypane książki ułożyły sie w równy stosik na podłodze obok nas. — Jednak może zbyt przewiewnie. — założyłam rękę na rękę, jakby to miało jakkolwiek mi pomóc zachować ciepło.
- Nie wytrzymam - zakomunikowałem gdy zobaczyłem co się stało po wyjściu z za rogu. To jest na prawdę wielka niszczycielska siła. Jak można zepsuć okno próbując naprawić coś innego? Tak się śmiałem leżąc na podłodze, że nie mogłem złapać oddech. Brzuch już mnie bolał ale i tak nie mogłem przestać. - Ale popatrzcie na plusy - powiedziałem wstając powoli z ziemi wycierając łzy z oczu - Przynajmniej rzeźba jest już naprawiona - zauważyłem z uśmiechem. Ja zawsze znajdę jakieś pozytywy nie ważne jak zła jest sytuacja. Jiyeon zaklęciem pozbierała wszystkie kawałki razem więc wyciągnąłem różdżkę, by to naprawić. - Masz racje za bardzo teraz wieje - zacząłem - Trzeba to naprawić. Jednak teraz lepiej ja to zrobię - zaproponowałem patrząc na Mingyu. - Reparo - wypowiedziałem zaklęcie wskazując kawałki szkła leżące na podłodze. Zaczęły one się układać w całość i po chwili nad podłogą lewitowała szyba. Ruchem nadgarstka skierowałem ją na pustą przestrzeń ramy okna. Szyba zajęła swoje miejsce i okno było naprawione bez zbędnych szkód. Po wykonanej robocie odwróciłem się do Ślizgonów z uśmiechem na twarzy, a następnie schowałem różdżkę w rękawie.
Na jego twarzy wykwitł zakłopotany uśmiech, który nawet w najmniejszym stopniu nie był radosny. Czubki jego uszu piekły niemiłosiernie, kiedy to Jiyeon zajęła się uprzątnięciem ich książek. Odchrząknął lekko, szykując się do naprawienia okna i już wyciągnął przed siebie różdżkę z zamiarem wypowiedzenia zaklęcia, kiedy to mały Puchon ubiegł go w tym, otwarcie sobie z niego żartując. Jeszcze spojrzał na niego tak prowokująco. Ze zmarszczonymi brwiami obserwował jak szyba powoli skleja się i powraca na swoje miejsce, posiadając niejasne wrażenie, że jego uszy nie pieką już tylko z zażenowania, a dodatkowo ze wstydy i odrobiny złości. – Dałbym sobie z tym radę – prychnął dosadnie, chowając swoją różdżkę do kieszeni szaty i jedną dłonią niedbale przeczesują czarne włosy. Musiał z ciężkim sercem przyznać, że jego dumna odrobinę ucierpiała w tamtym momencie i najchętniej już opuściłby to miejsce. Chłopak mrugał zdecydowanie zbyt wolno i oddychał również zbyt głęboko, lecz osoba, która zupełnie go nie znała z pewnością nie zauważyłaby minimalnej zmiany w jego zachowaniu, gdyż chłopak i na co dzień był dość oszczędny w okazywaniu emocji. Przybrał na twarz sztuczny uśmiech i schylił się, podnosząc z podłogi książki swoje, jak również te należące do Jiyeon, mocno zaciskając na nich długie palce. – My będziemy już wracać – rzucił chłodno, komunikując wszystkim, że czas, aby zbierali się na kolację. Nie rozumiał jak Taehyung mógł być w obliczu zaistniałej sytuacji tak niezwykle radosnym, kiedy jego od środka paliła wręcz złość. Kim z pewnością nie mógł zaliczyć tego dnia do udanych, ośmieszył się w oczach koleżanki z własnego domu i nowo poznanego chłopaka z Hufflepuff. Po prostu lepiej być nie mogło.
Atmosfera nagle jakby zgęstniała i byłam pewna, że nie tylko ja to wyczułam. Nie dziwiłam się, że duma Mingyu została nadszarpnięta. Uczniowie Slytherinu szczególnie zwracali uwagę na takie rzeczy, a Puchon chyba nie zdawał sobie sprawy, że jego spojrzenie było dosyć prowokujące. No i ciągle był taki radosny, że podziwiałam że ciągle się uśmiechał. Obserwowałam jak Ślizgon podnosi nasze książki, ale rzuciłam mu lekko zdziwione spojrzenie, gdy usłyszałam jego chłodny ton. Zdziwiło mnie to, ale chyba tylko dlatego, że pierwszy raz usłyszałam jak tak się do kogoś zwraca. — Miło było poznać. — zwróciłam się do Taehyunga kiwając głową i ruszyłam razem z Mingyu. Widziałam, że czarnowłosy był zły. — Ejjjj księciu nie dąsaj się, nie mam wątpliwości, że byś sobie poradził. — uśmiechnęłam się, chcąc choć trochę zmienić markotny wyraz twarzy towarzysza.
Czy on się na mnie obraził? Ja tylko chciałem pomóc. Myślałem patrząc jak podnosi książki z podłogi. Tak na sto procent jest na mnie obrażony, wyraźnie to słychać w jego głosie. Tak nie może być. On nie może być na mnie obrażony. Jak koś jest obrażony to jest smutny. Ja nie lubię jak ktoś jest smutny. Musze sprawić by przestał być na mnie obrażony i w tedy będzie szczęśliwy. Zdecydowałem i już miałem się odezwać, gdy on zaczął odchodzić. - Też idziecie na kolacje? - zapytałem podbiegając do nich - Jak tak to chodźmy razem - zaproponowałem z uśmiechem. On naprawdę jest obrażony nawet Jiyeon zwróciła uwagę na jego wyraz twarzy. - Jesteście w drugiej klasie nie? - zacząłem rozmowę - Wszystkie wasze książki są dla drugiego rocznika, więc się domyśliłem - wytłumaczyłem nie przestając się uśmiechać. - Ja jestem w czwartej - dodałem - Wiesz co Min jesteś naprawdę silny magicznie - pochwaliłem go i popatrzyłem przed siebie, by znowu na coś nie wpaść. - Twoje zaklęcie było naprawdę bardzo mocne, nadal jestem pod jego wrażeniem - przyznałem - Naprawiłem to ono nie tylko dlatego, że lubię pomagać, zrobiłem to też by się popisać - powiedziałem lekko zakłopotany drapiąc się w kark - Ty jesteś młodszy, a twoje zaklęcia są takie silne, więc też po prostu chciałem coś zrobić - uśmiechnąłem się lekko w stronę Ślizgonów.
Chłopak odetchnął głęboko parę razy, powoli uspokajając własne emocje, co nie było dla niego dużym wyzwaniem. Lata wprawy. – Tak, miło było – rzucił do Taehyunga ze znacznej odległości, lecz na tyle głośno, że Puchon powinien spokojnie go dosłyszeć. – Nie dąsam się – mruknął w odpowiedzi na słowa Jiyeon, choć musiał przyznać, że gdzieś w głębi duszy mu ulżyło, że dziewczyna nie zaczęła nagle postrzegać go za życiowego nieudacznika, którym skrycie był. Odrobinę spokojniejszy i bardzo wdzięczny Ślizgonce, powoli szedł do przodu, przypominając sobie jak głodny był jeszcze przed chwilą. Zaraz zauważył, że ich towarzysz postanowił ponownie się do nich dołączyć i jeszcze towarzyszyć im w drodze do Wielkiej Sali, w której odbyć się miała kolacja. – Pewnie, możesz z nami iść, choć nie wiem czy nie wstąpimy jeszcze do dormitorium, aby odłożyć książki – mruknął niechętnie Min, bo mimo wszystko wypadało się jakoś porządnie zachować, gdyż Puchon w rzeczywistości nic takiego mu nie zrobił. Oprócz uszkodzenia jego dumy, rzecz jasna. Wywrócił oczami na marne próby ugłaskania go przez starszego chłopaka. Kim nie był przedszkolakiem, pochwały nie działały na niego tak, jakby mógł sobie tego życzyć Taehyung, jedynie bardziej go zirytowały. Nic na to nie odpowiedział, ponieważ nie chciał być niemiłym dla chłopaka, którego dopiero co poznał. Być może nie był tak odpychający, jak mu się na początku wydawało. Każdy zasługuje na drugą szansę. Pokiwał jedynie delikatnie głową, jakby na znak, że jego słowa do niego dotarły i przyjął je do wiadomości, jednocześnie niemo za nie dziękując i oznajmiając, że nie wziął ich jakoś specjalnie do siebie.
— Wierzę na słowo, choć twoja mina mówi coś innego. — zaśmiałam się cicho, ale już więcej nic nie powiedziałam. Po chwili zobaczyłam jak Puchon do nas dołączył. Słuchałam i obserwowałam jak starszy chłopak zwraca się do Mingyu. Miałam wrażenie, że mówi do niego jak do małego dziecka. Zaśmiałam się pod nosem widząc w dalszym ciągu trochę obrażonego Ślizgona i naszego nowego kolegę, który starał się go ugłaskać. — Ja bym z chęcią wstąpiła do dormitorium, zostawilibyśmy książki. — powiedziałam nieco ciszej. Z chęcią bym się teraz ewakuowała, bo nie za bardzo wiedziałam i nie miałam tematu, by porozmawiać z tą dwójką. Jednak zakładałam, że wtedy czarnowłosy obraziłby się na mnie śmiertelnie.
Mingyu obraził się jak małe dziecko, więc tak do niego mówiłem. Widziałem jednak, że to zadziało bo z jego twarzy znikł ten grymas. Sukces. Brawo Tae zasługujesz na dodatkową porcje naleśników na kolacje. Może jak następnym razem się spotkamy to się do mnie uśmiechnie. - Dobra to wy idźcie odnieść książki, a ja idę prosto do Wielkiej Sali - powiedziałem po usłyszeniu ich planów. Było mi trochę szkoda, że nie porozmawiamy dłużej. Jednak czym szybciej dojdę do Sali tym szybciej zacznę jeść, co z kolei oznacza, że będę mieć więcej czasu na jedzenie przez co zjem więcej. Tak plan idealny. Teraz tylko wprowadzić go w życie. - Pa! Do zobaczenia następnym razem! - krzyknąłem do nich z uśmiechem biegnąc do Wielkiej Sali. Mam nadzieje, że teraz o nic się nie potknę. Pomyślałem, ale to raczej nic nie pomogło bu chwilę potem potknąłem się o moją szatę. Na szczęście umiałem się wyratować i zrobiłem przewrót i od razu wróciłem do biegu. Naleśniki czekają nie ma czasu na więcej opóźnień. Może kiedyś zostanę kaskaderem, mam już dużą wprawę w upadaniu z różnych wysokości i z różnych przyczyn.
Mingyu lekko zaśmiał się pod nosem na zachowanie starszego Puchona, gdyż był on naprawdę zabawny. Prawie ponownie spotkał się z ziemią, ale jakoś zdołał się przed tym uchronić. Gdyby on tak umiał mógłby uniknąć wielu nieprzyjemnych sytuacji, a i kilka rzeźb przedłużyłoby nawet swój żywot. – Jak on to zrobił – zapytał idącej przy nim dziewczyny, nie mogąc się temu nadziwić. Być może miał jeszcze większą wprawę niż Kim i bez trudu wypracował sobie technikę zgrabnego upadania, czego Ślizgon oczywiście nigdy nie osiągnie. Spojrzał na Jiyeon, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak dziecinnie i głupio się zachował, lecz nic nie potrafił na to poradzić. Był Ślizgonem, a dla nich duma i honor były dość ważne. Urażenie ich zawsze pozostanie dość ryzykowne. – Trochę wstyd mi za siebie – wyrzucił z siebie na jednym wydechu i aż am się dziwił, że takie słowa przeszły mu przez gardło. Z wielkim trudem, ale przeszły. Czuł potrzebę usprawiedliwienia się.
Obserwowałam jak Puchon oddalił się od nas i znów prawie wywrócił. Chyba zdarzało mu się to dość często. — Wprawa, albo talent. — zaśmiałam się, również podziwiając że chłopak utrzymał się na nogach. Z drugiej strony stwierdziłam, że szaty szkolne były trochę niebezpieczne. Prawie każdemu plątały się o nie nogi. Oczami wyobraźni widziałam jak je wycofują, jednak podejrzewałam, że o tym mogę co najwyżej pomarzyć. Spojrzałam na chłopaka, kiedy zabrał głos. — Niepotrzebnie, podejrzewam że na twoim miejscu zareagowałabym podobnie. — wzruszyłam ramionami — Tylko ja pewnie zrobiłabym coś wrednego i odeszła. Więc to chyba taka natura Ślizgonów. — zaśmiałam się. — A właśnie... — odpięłam szatę szkolną i wyciągnęłam z wewnętrznej kieszeni kilka tabliczek czekolady. Zabrałam od chłopaka kilka książek, żeby było mu wygodniej i wyciągnęłam słodycze w jego stronę. Poczułam się jak jakiś diler i chyba nawet to tak wyglądało. — To taka rekompensata za moje wcześniejsze wycofanie się.
– Nie mam Ci tego za złe – powiedział, odbierając kawałek czekolady, aby rozpakować go i wsadzić sobie do buzi. – W końcu to nie Ty uszkodziłaś tę rzeźbę i to nie Ty powinnaś ją naprawić. Mnie i tak nie za bardzo to wyszło, więc przynajmniej nic się nikomu nie stało. Uśmiechnął się na smak słodyczy. Już tak dawno nie jadł czekolady, że zdążył zatęsknić za jej smakiem i odrobinę go zapomnieć. – Coś mi się wydaje, że nie powinniśmy jeść tego przed kolacją, choć za specjalnie mi to nie przeszkadza. I tak spróbuję wszystkiego, co nam naszykują – zaśmiał się, pochłaniając jedną tabliczkę niemal w całości. Wypchał swoje policzki pyszną czekoladą, czekając aż się rozpuści. Teraz był nieco ostrożniejszy, co jakiś czas zerkał pod stopy, aby kontrolować to, czy nic niepowołanego nie znajduje się na jego drodze, oraz czy znowu nie zaplątał się we własnej szacie.
— Zdaję sobie z tego sprawę, po prostu zrobiło mi się głupio. Mimo wszystko nie powinnam była tak zrobić. — poprawiłam włosy w nieco nerwowym geście. Sama odłamałam kostkę czekolady, ciesząc się z tego pysznego smaku. — Widzę zgłodniałeś. — uśmiechnęłam się. Nie za bardzo miałam chęć iść na kolację, ale wiedziałam że nie mogłam jej opuszczać. A zdarzało mi się to dosyć często, ale głównie dlatego, że zapominałam o niej. — W sumie z dzisiejszego dnia wyciągnęłam następujący wniosek. Trzeba mieć oczy dookoła głowy, bo nigdy nie wiesz kiedy jakiś Puchon postanowi akurat na ciebie wlecieć.
– Ja jestem cały czas głodny – westchnął, kiedy wreszcie udało mu się przełknąć wszystko, co zgromadził w swoich ustach. Czekolada zdecydowanie poprawiła mu humor. Poprawił sobie w dłoniach książki, który wyśliznęły mu się z nich delikatnie, a następnie wyciągnął dłoń po jeszcze parę kostek przysmaku. – Racja, nigdy nie wiadomo. Puchoni są widocznie nieobliczalni – zaśmiał się i pokręcił głową z niedowierzaniem. To aż dziwne, że miał takiego pecha, aby podwójnie się wywalić, uszkodzić rzeźbę, zostać niemal stratowanym przez starszego chłopaka, stłuc szybę i jeszcze w między czasie bezsensownie się obrazić. Czy on kiedykolwiek narzekał na nudne życie? Tak? To już nie powinien. – Na nasze szczęście Ślizgoni są w miarę ogarnięci – powiedział, dając sobie sprawę z niedorzeczności własnych słów. Prawda była taka, że Ślizgoni to niezłe świrusy, a Mingyu może dumnie nazywać siebie jednym z nich.
— Ja jem dużo, ale słodyczy. — wzięłam jeszcze trochę czekolady. Tak, zdecydowanie tego mi brakowało, a z tego co widziałam Mingyu też, bo chyba już nie był obrażony. — Zdecydowanie tak. — również się zaśmiałam. W tej szkole chyba nigdy nie było nudno i nigdy nie będzie. Niby z pozoru normalny dzień zawsze mógłby się zmienić. — Absolutnie się nie zgodzę. Przykład masz tutaj... — wskazałam na siebie — Albo tutaj... — pokazałam na czarnowłosego — Albo na każdą osobę z naszego domu na jaką spojrzysz. Naprawdę jesteśmy mało ogarnięci, albo zdecydowana większość. — zaśmiałam się. Lubiłam ten dom i naprawdę czułam, że dobrze trafiłam, ale czasami byłam pod wrażeniem na jakie, czasami wręcz głupie pomysły, wpadają Ślizgoni. Oczywiście inne domy też miały swoje wybryki, jednak nie byłam z nimi na bieżąco.
– Daj spokój. Każdy czasami potrzebuje trochę szaleństwa, a to, że Ślizgoni mają go odrobinę zbyt duże nie oznacza, że to źle. Mimo że na początku nie chciałem się w nim znaleźć, to teraz nie wyobrażam sobie siebie gdziekolwiek indziej. Podejrzewam, że z Tobą jest podobnie – zanucił powoli, w rzeczywistość bardzo ciesząc się, że Tiara przydzieliła go do Ślizgonów. Dopiero po starciu z innymi uczniami zrozumiał, że mają wiele wspólnego i początkowa złość mu minęła. Zrozumiał, że tak właśnie miało być. – Może nie cieszymy się zbyt dobą opinią, ale wszystkiego mieć nie można – zaśmiał się lekko, odbierając od Jiyeon jeszcze jeden kawałek czekolady. – Jak było z Tobą? Do jakiego domu chciałaś trafić zanim dostałaś przydział? – zagadnął, kiedy zorientował się, że w sumie jeszcze nie rozmawiali an ten temat i dobrze byłoby wiedzieć coś więcej.
Pokiwałam głową na tak. Przez dwa lata nauki w Hogwarcie, poznałam dość sporo uczniów ze Slytherinu. I każdy był na swój sposób inny, choć również podobny w wielu aspektach. — Określmy to tak. W tym domu są sami mili ludzie, tylko inni nie chcą nas poznać od tej strony. — zaśmiałam się. No może to nie do końca była prawda, bo pokazywaliśmy pazurki, ale potrafiliśmy być słodcy jak cukierki. — Szczerze myślałam nad Ravenclaw, ale chyba coś po drodze poszło nie tak. Moja mama za to miała nadzieję, że podobnie jak brat i ona trafię do Gryffindoru. A ty gdzie chciałeś trafić?
– Masz rację, ale kurde, to jest trochę niesprawiedliwe – mruknął cicho, myśląc o tym, jak schematyczny i stereotypowy obraz Ślizgona postrzega część ludzi. Pokiwał głową, podświadomie nie potrafiąc sobie wyobrazić Jiyeon w Gryffindorze. To byłoby coś, co chyba nie mogłoby funkcjonować, więc bardzo dobrze, że dziewczyna trafiła do Slytherinu. – Ze mną było trochę inaczej. Nie myślałem o tym od strony tego, gdzie chciałbym się dostać, a raczej gdzie za żadne skarby nie chciałbym trafić. No i oczywiście był to właśnie Slytherin – zaśmiał się głośno. Los nie był dla niego w tym aspekcie łaskawy, a kiedy Tiara oznajmiła Kimowi jego przydział, chłopak czuł się, jakby ktoś śmiał mu się w twarz. Nie koniecznie przyjemne przeżycie. – Natomiast teraz nie wyobrażam sobie siebie gdziekolwiek indziej i w sumie jestem zadowolony.
— Trochę owszem ale co zrobisz, nic nie zrobisz. — wzruszyłam ramionami — Jednak dosyć śmieszną rzeczą jest to, że Ślizgoni w głównej mierze są postrzegani jako wredni i wywyższający się. Więc bardzo często jeśli ktoś chce się o coś zapytać i tylko zobaczy zielony krawat lub fragment szaty szkolnej, to natychmiast się wycofuje. Jakbyśmy mieli co najmniej ich zjeść. — zaśmiałam się i sięgnęłam po kolejny kawałek czekolady. — No wiesz co, gdybyś tu nie trafił prawdopodobnie nie poznałbyś tak super osoby jaką jestem ja. Straciłbyś bardzo dużo. — zarzuciłam włosy do tyłu niczym księżniczka, ale zaraz zaczęłam się śmiać. Bycie skromnym na dłuższą metę, też było złe.
– Owszem, straciłbym bardzo dużo – powiedział ze śmiechem, przyznając dziewczynie rację. – Dlatego właśnie nie żałuję. Przeżuwał wolno słodycze, kierując się w stronę schodów. Niby cały czas coś jadł, ale czekolada nie jest w stanie sprawić, aby już był najedzony. Jego brzuch bezustannie domagał się porządnej dawki pożywienia, a Min akurat w tej kwestii był z nim zgodny i z radością kierował się w stronę pokoju wspólnego Slytherinu. [Z/L]
— To dobrze. — uśmiechnęłam się, poprawiając uchwyt na książkach kiedy zaczęły mi się wyślizgiwać. Zastanowiłam się przez chwilę co miałam zamiar teraz zrobić. Nie byłam za bardzo głodna, ale i tak chciałam zawitać do wielkiej sali. Jednak najpierw chciałam zostawić wszystko w pokoju, więc również skierowałam swe kroki do pokoju wspólnego.
Mingyu poprawił w dłoniach stertę książek, którą niósł ze sobą po skończonych zajęciach. Uśmiechnął się lekko do idącej przy jego boku Jiyeon, która wracała z nim z zajęć do pokoju wspólnego. Przez ostatni czas stali się nieco bliższymi znajomymi, niż wcześniej, a pomyśleć, że zaczęło się od wspólnego wypróbowania przyrządzonego o wspólnych siłach eliksiru wyostrzającego poczucie humoru.
OdpowiedzUsuńW brzuchu lekko go ściskało i już na samą myśl o zbliżającym się posiłku miał ochotę zacząć iść znacznie szybciej, aby w ekspresowym tempie dostać się do dormitorium, a z niego do Wielkiej Sali, ale powstrzymywała go przed tym myśl, że przecież nie wraca sam i głupio by było zostawić nową koleżankę w tyle, samemu gnając ile sił w nogach w stronę upragnionego jedzenia.
Odwrócił głowę w stronę niższej dziewczyny, pragnąc odpowiedzieć na pytanie, którego nawet dobrze nie dosłyszał, kiedy jakimś cudem jego stopa zaplątała się w koniec szaty, a sam świeżo upieczony czarnowłosy poleciał w bok, całe szczęście nie na towarzyszkę z jednego domu. Fart niestety opuścił go w momencie, gdy Ślizgon zorientował się, że upadł na rzeźbę, akurat przy gabinecie dyrektora i jakimś przypadkiem nieco ją uszkodził.
– Kurde, znowu. Serio? – mruknął pod nosem, przepraszająco spoglądając w górę na jasnowłosą. Nie dość tego, że jego ramię strasznie bolało, to, o zgrozo, fragment figury się ułamał i leżał właśnie u stóp czarnowłosego razem z jego książkami i różdżką, która jakimś cudem nadal była w jednym kawałku.
Przemierzałam korytarz w towarzystwie Mingyu, co jakiś czas rozmawiając o czymś z chłopakiem, lub potakując gdy ten zabrał głos. Od pamiętnej sytuacji z eliksirem wyostrzającym poczucie humoru poznałam Ślizgona trochę lepiej i okazał się naprawdę ciekawym człowiekiem.
OdpowiedzUsuń— Miałam rację co do czarnych włosów. — uniosłam głowę, będąc dumna z mojej rady. Wprawdzie nie sądziłam, że zmiana w wyglądzie chłopaka nastąpi tak szybko, ale była jak najbardziej na plus.
— Z własnej woli postanowiłeś się przefarbować, czy jak to było? — spojrzałam na Mingyu, będąc ciekawa tej historii, ale w tej chwili ten się potknął. Książki rozsypały się po korytarzu, a Ślizgon przywitał się z podłogą. Zaśmiałam się cicho na ten widowiskowy upadek i podeszłam do chłopaka chcąc pomóc mu wstać. Jednak nie było mi tak do śmiechu kiedy zauważyłam, że rzeźba do gabinetu dyrektora została uszkodzona.
— Znowu? Czyli rozumiem, że zawodowo wpadasz na rzeźby?
- Głodny!!! - krzyknąłem pędząc w stronę Wielkiej Sali. Była pora posiłku, a ja bardzo kocham jedzenie. Biegłem z wielkim uśmiechem na twarzy zadowolony z dobrego dnia. Skutki eliksiru złośliwego duszka już zniknęły, więc moje włosy wróciły do normy. Jeśli normą można nazwać jasne włosy, gdy naturalne mam czarne, ale co tam. Tęczowe zaczynały mnie już lekko denerwować. Na początku były fajne, ale potem tylko przeszkadzały. Serio spróbujcie dopasować jakieś fajne ubrania do tęczowych włosów. Nie da się, ale jeśli komuś się to kiedyś uda to kupie mu prezent. Serio nie żartuję. Zamyśliłem się nad przyszłą możliwą nagrodą tak bardzo, że nie zwracałem zupełnie uwagi na to gdzie biegnę.
OdpowiedzUsuń- Aaaaaaaa!! - krzyknąłem gdy się o coś potknąłem. Musze jednak przyznać, że mam coraz większą wprawę w upadaniu. Teraz nie upadłem na twarz, albo plecy tylko zrobiłem piękny przewrót w przód. Może to jednak było salto? Nie wiem nie znam się na gimnastyce. Po pięknym lądowaniu obróciłem się by zobaczyć o co się potknąłem. Tego co tam zobaczyłem to chyba nawet ja bym nie wymyślił. Pod wejściem do gabinetu dyrektora klęczało, prawie leżało, na podłodze dwóch Ślizgonów z porozrzucanymi wokół siebie książkami. Chyba nawet mnie nie zauważyli. Moja ciekawość wygrała, więc podszedłem do nich.
- Co robicie? - zapytałem z uśmiechem i widocznym zainteresowaniem na twarzy.
– Można powiedzieć, że to nie do końca było moją inicjatywą – odpowiedział, będąc nieco zażenowany. Sam nie był jeszcze przyzwyczajony do nowych włosów i przez pierwsze dni od farbowania bał się wychodzić z pokoju wspólnego bez nakrycia głowy, a sytuację dodatkowo komplikował fakt, że ciągle znajdował się na ziemi.
OdpowiedzUsuń– No może nie zawodowo – mruknął nieco zniechęcony, starając się podnieść na równe nogi. – Powiedzmy, że zdarzyło mi się to już wcześniej, choć w odrobinę innych okolicznościach.
Już prawie udało mu się znaleźć w pionie, kiedy jego ponad metr osiemdziesiąt ponownie zostało powalone na ziemię, tym razem zupełnie bez jego wkładu. Coś bliżej nieokreślonego,co następnie okazało się być drobnym, uśmiechniętym chłopcem z Hufflepuff, pędząc przed siebie zahaczyło o jego wystającą nogę i poleciało do przodu, wykonując zgrabny przewrót. Chłopak przyglądał się nowo przybyłemu z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
– A nic – odpowiedział na jego pytanie, uśmiechając się sztucznie. – Ja na przykład właśnie opalam się na środku korytarza w cieciu nieco podniszczonej rzeźby pana dyrektora.
Westchnął ciężko, starając się ponownie podnieść, tym razem już rozglądają się na boki, aby zobaczyć, czy żaden rozpędzony Puchon nie biegnie właśnie w ich stronę. Na jego szczęście nikogo takiego nie znalazł i tym razem już spokojnie znalazł się w pozycji stojącej tuż przy drugiej Ślizgonce.
Pokiwałam głową, ale zanim zdążyłam coś powiedzieć straciłam równowagę. Upadłam zaliczając kontakt z podłogą i spojrzałam na chłopaka, który postanowił na nas wpaść. Uczeń z Hufflepuff uśmiechał się radośnie w naszą stronę. Przez chwilę byłam cicho, ale kącik moich ust uniósł się mimowolnie jak usłyszałam odpowiedź Mingyu.
OdpowiedzUsuń— Ja natomiast podziwiam piękną strukturę podłogi. Solidna robota. — poklepałam kamień jakby na potwierdzenie tego co powiedziałam i podniosłam się. Strzepałam z ubrań ewentualny brud i przyjrzałam się Puchonowi. Nie kojarzyłam go, nawet nie przypominałam sobie czy kiedykolwiek spotkałam go na korytarzu.
— Czy wpadanie na ludzi to twój sposób na zagadanie do nich?
Opala się w pomieszczeniu? Na coś takiego to nawet ja bym nie wpadł. Chyba znalazłem kogoś tak samo zwariowanego jak ja. Pomyślałem z uśmiechem na twarzy. Odpowiedź dziewczyny zdziwiła mnie trochę mniej. Po tylu spotkaniach z podłogą zwróciłem uwagę na to jak wygląda. Mogę potwierdzić to na prawdę solidna robota. Ale czekaj czy on wcześniej nie powiedział czegoś o zniszczonej rzeźbie pana dyrektora? Popatrzyłem się na nią i na prawdę miała ułamany kawałek. Ciekawe jak to się stało.
OdpowiedzUsuń— Czy wpadanie na ludzi to twój sposób na zagadanie do nich? - zadała pytanie Ślizgonka właśnie gdy miałem zapytać się o tą rzeźbę.
- Nie, chociaż bardzo często mi się to zdarza - odpowiedziałem - Ale dzięki temu mam przynajmniej wprawę w upadaniu - zaśmiałem się - Teraz zrobiłem przewrót, a na początku po prostu lądowałem twarzą na ziemi - powiedziałem z uśmiechem - Chociaż nie zawsze. Raz na przykład jak uciekałem przed pszczołami to wylądowałem w krzewie róż. Trochę bolało, ale dzięki temu poznałem takiego jednego Krukona, który jak się uśmiecha to wygląda jak króliczek i wygląda wtedy naprawdę słodko. Dawno się z nim nie widziałem, muszę go gdzieś poszukać - zamyśliłem się na głos. Zapomniałem przez to prawie gdzie jestem i o tych dwóch Ślizgonach. Tae jak możesz być taki zapominalski. Podczas rozmowy zapomnieć o rozmowie to chyba jakiś nowy rekord.
- Tak poza tym jestem Kim Taehyung, ale możecie mi mówić Tae. A wy jak się nazywacie?
– Mingyu – przedstawił się zaraz po tym, jak słowotok niższego chłopaka się skończył. Bezradnie spojrzał na zniszczoną przez niego rzeźbę, ganiąc się w myślach za to, że to już druga w tym roku. Czy one go przyciągają? Tym razem jednak było nieco gorzej, to nie była zwykła rzeźba, a posąg strzegący gabinetu dyrektora. Niby zaklęcie, którego powinien użyć do naprawienia jej było dokładnie takie samo, ale tym razem było mu jakoś głupio z tego powodu. Być może dlatego, że tym razem wywrócił się na oczach zbyt wielu ludzi i pokazał swoją niezdarną stronę. To zawsze było niezręczne, ale tym razem Min przeszedł sam siebie i mógłby przysiąc, że jego uszy zabarwiły się delikatnie na czerwono z tego zażenowania.
OdpowiedzUsuń– Myślicie, że zwykłe reparo tutaj również zadziała? W sumie nie wiadomo, czy ta rzeźba nie jest chroniona przez jakieś dodatkowe zaklęcia. Kto tam wie tego naszego ukochanego Dyrektora... – mruknął, kierując swoje pytanie głównie do znajomej Ślizgonki, gdyż to właśnie ją znał bardziej i można powiedzieć, że w pewnym stopniu jej ufał.
Westchnęłam cicho czekając aż Puchon przestanie gadać.
OdpowiedzUsuń— Jiyeon. — przedstawiłam się. Również spojrzałam na rzeźbę i na odłamany kawałek. Nie wyglądało to za dobrze.
— Bardzo możliwe, że tak jest. Liczmy się z tym, że zaklęcie może pójść rykoszetem. — spojrzałam na Ślizgona i zrobiłam krok w tył. Miałam już do czynienia z takimi sytuacjami, tylko wtedy brat sprawił, że miałam białe włosy. Teraz to wpomnienie było śmieszne, wcześniej mi do śmiechu nie było.
— Daje wam pole do popisu panowie. — uśmiechnęłam się kiwając głową i jeszcze kawałek cofnęłam, przy okazji rozglądając czy nikt nie idzie.
Czekaj oni na serio zniszczyli tą rzeźbę? Wow. Jak im się to udało? Ich niszczycielska siła jest wielka.
OdpowiedzUsuń- Wiesz co jakby na niej były jakieś zaklęcia ochronne to raczej by się nie zniszczyła - zauważyłem. Naprawdę ochrona mienia szkolnego jest fatalna. Powinni coś z tym zrobić, co jak przez to, ze coś sie zepsuje ktoś zostanie ranny? Zastanawiałem się nad tym, gdy Ji wspominała o możliwości wystąpienia odbicia rykoszetem zaklęcia.
- Masz racje rykoszet zawsze może wystąpić, nawet gdy nie ma zaklęć ochronnych - przyznałem jej racje i także się odsunąłem.
- Jestem czy to się uda - uśmiechnąłem się - Ale lepiej schowajmy się tam za rogiem. Jeśli jednak pójdzie rykoszetem to jego tor lotu jest nieprzewidywalny - zaproponowałem, a następnie udałem się we wskazane przeze mnie miejsce.
– Przesadzacie, nie może być tak źle – wywrócił oczami, a mimo wszystko ustawił się przed drugą Ślizgonką, pozostającą nieco w tyle, ponieważ w wypadku gdyby zaklęcie odbiło się w tę stronę, Mingyu stanąłby na jego drodze i dziewczynie nic nie powinno się stać.
OdpowiedzUsuńUpewnił się, że uchwyt jego dłoni na różdżce jest odpowiedni, odchrząknął jeszcze i odwrócił się do tyłu, aby sprawdzić położenie towarzyszy, którzy na szczęście stali w bezpiecznej odległości. Niby Min nie wierzył w to, że coś mogłoby pójść nie tak, ale wolał upewnić się w tym, że pozostali są na względnie bezpiecznych pozycjach.
– Reparo – powiedział pewnie, a raczej starał się powiedzieć to pewnie, gdyż już przy samym końcu słowa coś zakręciło mu się w nosie i niekontrolowanie kichnął, przez co różdżka dzierżona w jego dłoni przesunęła się delikatnie, zmieniając tor zaklęcia.
– No przyznam, tego się nie spodziewałem – mruknął, spoglądając w tył, gdzie to właśnie zaklęcie odbiło się od rzeźby i poleciało prosto w okno, rozbijając je na drobny mak. Zimny strumień powietrza poleciał w ich stronę, rozwiewając lekko szatę Ślizgona. Nerwowo przeczesał włosy dłonią, spoglądając na posąg. Odetchnął z ulgą, gdy okazało się, że jest cały, uszkodzona część powróciła do swojego pierwotnego stanu i nic innego, oprócz okna, nie uległo zniszczeniu.
Obserwowałam poczynania moich towarzyszy, trzymając się trochę z tyłu. Nie to, że nie wierzyłam w ich umiejętności, po prostu przezorny zawsze ubezpieczony. Kiedy byłam już pewna, że wszystko będzie ładnie, nagle Mingyu kichnął i usłyszeliśmy dźwięk tłuczonego szkła. Miałam ochotę zacząć się śmiać na głos, bo tego się nie spodziewałam, ale szybko zasłoniłam usta ręką. Podejrzewałam, że Ślizgon i tak miał już dość.
OdpowiedzUsuń— No przynajmniej jest tu teraz dość przewiewnie. — wruszyłam ramionami i wyciągnęłam różdżkę. Przez dosyć chłodny wiatr który wlatywał do środka, niektóre kartki pofrunęły w głąb korytarza. Machnęłam różdżką, a wszystkie rozsypane książki ułożyły sie w równy stosik na podłodze obok nas.
— Jednak może zbyt przewiewnie. — założyłam rękę na rękę, jakby to miało jakkolwiek mi pomóc zachować ciepło.
- Nie wytrzymam - zakomunikowałem gdy zobaczyłem co się stało po wyjściu z za rogu. To jest na prawdę wielka niszczycielska siła. Jak można zepsuć okno próbując naprawić coś innego? Tak się śmiałem leżąc na podłodze, że nie mogłem złapać oddech. Brzuch już mnie bolał ale i tak nie mogłem przestać.
OdpowiedzUsuń- Ale popatrzcie na plusy - powiedziałem wstając powoli z ziemi wycierając łzy z oczu - Przynajmniej rzeźba jest już naprawiona - zauważyłem z uśmiechem. Ja zawsze znajdę jakieś pozytywy nie ważne jak zła jest sytuacja. Jiyeon zaklęciem pozbierała wszystkie kawałki razem więc wyciągnąłem różdżkę, by to naprawić.
- Masz racje za bardzo teraz wieje - zacząłem - Trzeba to naprawić. Jednak teraz lepiej ja to zrobię - zaproponowałem patrząc na Mingyu.
- Reparo - wypowiedziałem zaklęcie wskazując kawałki szkła leżące na podłodze. Zaczęły one się układać w całość i po chwili nad podłogą lewitowała szyba. Ruchem nadgarstka skierowałem ją na pustą przestrzeń ramy okna. Szyba zajęła swoje miejsce i okno było naprawione bez zbędnych szkód. Po wykonanej robocie odwróciłem się do Ślizgonów z uśmiechem na twarzy, a następnie schowałem różdżkę w rękawie.
Na jego twarzy wykwitł zakłopotany uśmiech, który nawet w najmniejszym stopniu nie był radosny. Czubki jego uszu piekły niemiłosiernie, kiedy to Jiyeon zajęła się uprzątnięciem ich książek. Odchrząknął lekko, szykując się do naprawienia okna i już wyciągnął przed siebie różdżkę z zamiarem wypowiedzenia zaklęcia, kiedy to mały Puchon ubiegł go w tym, otwarcie sobie z niego żartując. Jeszcze spojrzał na niego tak prowokująco.
OdpowiedzUsuńZe zmarszczonymi brwiami obserwował jak szyba powoli skleja się i powraca na swoje miejsce, posiadając niejasne wrażenie, że jego uszy nie pieką już tylko z zażenowania, a dodatkowo ze wstydy i odrobiny złości.
– Dałbym sobie z tym radę – prychnął dosadnie, chowając swoją różdżkę do kieszeni szaty i jedną dłonią niedbale przeczesują czarne włosy. Musiał z ciężkim sercem przyznać, że jego dumna odrobinę ucierpiała w tamtym momencie i najchętniej już opuściłby to miejsce.
Chłopak mrugał zdecydowanie zbyt wolno i oddychał również zbyt głęboko, lecz osoba, która zupełnie go nie znała z pewnością nie zauważyłaby minimalnej zmiany w jego zachowaniu, gdyż chłopak i na co dzień był dość oszczędny w okazywaniu emocji.
Przybrał na twarz sztuczny uśmiech i schylił się, podnosząc z podłogi książki swoje, jak również te należące do Jiyeon, mocno zaciskając na nich długie palce.
– My będziemy już wracać – rzucił chłodno, komunikując wszystkim, że czas, aby zbierali się na kolację. Nie rozumiał jak Taehyung mógł być w obliczu zaistniałej sytuacji tak niezwykle radosnym, kiedy jego od środka paliła wręcz złość. Kim z pewnością nie mógł zaliczyć tego dnia do udanych, ośmieszył się w oczach koleżanki z własnego domu i nowo poznanego chłopaka z Hufflepuff.
Po prostu lepiej być nie mogło.
Atmosfera nagle jakby zgęstniała i byłam pewna, że nie tylko ja to wyczułam. Nie dziwiłam się, że duma Mingyu została nadszarpnięta. Uczniowie Slytherinu szczególnie zwracali uwagę na takie rzeczy, a Puchon chyba nie zdawał sobie sprawy, że jego spojrzenie było dosyć prowokujące. No i ciągle był taki radosny, że podziwiałam że ciągle się uśmiechał.
OdpowiedzUsuńObserwowałam jak Ślizgon podnosi nasze książki, ale rzuciłam mu lekko zdziwione spojrzenie, gdy usłyszałam jego chłodny ton. Zdziwiło mnie to, ale chyba tylko dlatego, że pierwszy raz usłyszałam jak tak się do kogoś zwraca.
— Miło było poznać. — zwróciłam się do Taehyunga kiwając głową i ruszyłam razem z Mingyu. Widziałam, że czarnowłosy był zły.
— Ejjjj księciu nie dąsaj się, nie mam wątpliwości, że byś sobie poradził. — uśmiechnęłam się, chcąc choć trochę zmienić markotny wyraz twarzy towarzysza.
Czy on się na mnie obraził? Ja tylko chciałem pomóc. Myślałem patrząc jak podnosi książki z podłogi. Tak na sto procent jest na mnie obrażony, wyraźnie to słychać w jego głosie. Tak nie może być. On nie może być na mnie obrażony. Jak koś jest obrażony to jest smutny. Ja nie lubię jak ktoś jest smutny. Musze sprawić by przestał być na mnie obrażony i w tedy będzie szczęśliwy. Zdecydowałem i już miałem się odezwać, gdy on zaczął odchodzić.
OdpowiedzUsuń- Też idziecie na kolacje? - zapytałem podbiegając do nich - Jak tak to chodźmy razem - zaproponowałem z uśmiechem. On naprawdę jest obrażony nawet Jiyeon zwróciła uwagę na jego wyraz twarzy.
- Jesteście w drugiej klasie nie? - zacząłem rozmowę - Wszystkie wasze książki są dla drugiego rocznika, więc się domyśliłem - wytłumaczyłem nie przestając się uśmiechać.
- Ja jestem w czwartej - dodałem - Wiesz co Min jesteś naprawdę silny magicznie - pochwaliłem go i popatrzyłem przed siebie, by znowu na coś nie wpaść.
- Twoje zaklęcie było naprawdę bardzo mocne, nadal jestem pod jego wrażeniem - przyznałem - Naprawiłem to ono nie tylko dlatego, że lubię pomagać, zrobiłem to też by się popisać - powiedziałem lekko zakłopotany drapiąc się w kark - Ty jesteś młodszy, a twoje zaklęcia są takie silne, więc też po prostu chciałem coś zrobić - uśmiechnąłem się lekko w stronę Ślizgonów.
Chłopak odetchnął głęboko parę razy, powoli uspokajając własne emocje, co nie było dla niego dużym wyzwaniem. Lata wprawy.
OdpowiedzUsuń– Tak, miło było – rzucił do Taehyunga ze znacznej odległości, lecz na tyle głośno, że Puchon powinien spokojnie go dosłyszeć.
– Nie dąsam się – mruknął w odpowiedzi na słowa Jiyeon, choć musiał przyznać, że gdzieś w głębi duszy mu ulżyło, że dziewczyna nie zaczęła nagle postrzegać go za życiowego nieudacznika, którym skrycie był. Odrobinę spokojniejszy i bardzo wdzięczny Ślizgonce, powoli szedł do przodu, przypominając sobie jak głodny był jeszcze przed chwilą.
Zaraz zauważył, że ich towarzysz postanowił ponownie się do nich dołączyć i jeszcze towarzyszyć im w drodze do Wielkiej Sali, w której odbyć się miała kolacja.
– Pewnie, możesz z nami iść, choć nie wiem czy nie wstąpimy jeszcze do dormitorium, aby odłożyć książki – mruknął niechętnie Min, bo mimo wszystko wypadało się jakoś porządnie zachować, gdyż Puchon w rzeczywistości nic takiego mu nie zrobił. Oprócz uszkodzenia jego dumy, rzecz jasna.
Wywrócił oczami na marne próby ugłaskania go przez starszego chłopaka. Kim nie był przedszkolakiem, pochwały nie działały na niego tak, jakby mógł sobie tego życzyć Taehyung, jedynie bardziej go zirytowały. Nic na to nie odpowiedział, ponieważ nie chciał być niemiłym dla chłopaka, którego dopiero co poznał. Być może nie był tak odpychający, jak mu się na początku wydawało. Każdy zasługuje na drugą szansę. Pokiwał jedynie delikatnie głową, jakby na znak, że jego słowa do niego dotarły i przyjął je do wiadomości, jednocześnie niemo za nie dziękując i oznajmiając, że nie wziął ich jakoś specjalnie do siebie.
— Wierzę na słowo, choć twoja mina mówi coś innego. — zaśmiałam się cicho, ale już więcej nic nie powiedziałam. Po chwili zobaczyłam jak Puchon do nas dołączył. Słuchałam i obserwowałam jak starszy chłopak zwraca się do Mingyu. Miałam wrażenie, że mówi do niego jak do małego dziecka. Zaśmiałam się pod nosem widząc w dalszym ciągu trochę obrażonego Ślizgona i naszego nowego kolegę, który starał się go ugłaskać.
OdpowiedzUsuń— Ja bym z chęcią wstąpiła do dormitorium, zostawilibyśmy książki. — powiedziałam nieco ciszej. Z chęcią bym się teraz ewakuowała, bo nie za bardzo wiedziałam i nie miałam tematu, by porozmawiać z tą dwójką. Jednak zakładałam, że wtedy czarnowłosy obraziłby się na mnie śmiertelnie.
Mingyu obraził się jak małe dziecko, więc tak do niego mówiłem. Widziałem jednak, że to zadziało bo z jego twarzy znikł ten grymas. Sukces. Brawo Tae zasługujesz na dodatkową porcje naleśników na kolacje. Może jak następnym razem się spotkamy to się do mnie uśmiechnie.
OdpowiedzUsuń- Dobra to wy idźcie odnieść książki, a ja idę prosto do Wielkiej Sali - powiedziałem po usłyszeniu ich planów. Było mi trochę szkoda, że nie porozmawiamy dłużej. Jednak czym szybciej dojdę do Sali tym szybciej zacznę jeść, co z kolei oznacza, że będę mieć więcej czasu na jedzenie przez co zjem więcej. Tak plan idealny. Teraz tylko wprowadzić go w życie.
- Pa! Do zobaczenia następnym razem! - krzyknąłem do nich z uśmiechem biegnąc do Wielkiej Sali. Mam nadzieje, że teraz o nic się nie potknę. Pomyślałem, ale to raczej nic nie pomogło bu chwilę potem potknąłem się o moją szatę. Na szczęście umiałem się wyratować i zrobiłem przewrót i od razu wróciłem do biegu. Naleśniki czekają nie ma czasu na więcej opóźnień. Może kiedyś zostanę kaskaderem, mam już dużą wprawę w upadaniu z różnych wysokości i z różnych przyczyn.
[Z/L]
Mingyu lekko zaśmiał się pod nosem na zachowanie starszego Puchona, gdyż był on naprawdę zabawny. Prawie ponownie spotkał się z ziemią, ale jakoś zdołał się przed tym uchronić. Gdyby on tak umiał mógłby uniknąć wielu nieprzyjemnych sytuacji, a i kilka rzeźb przedłużyłoby nawet swój żywot.
OdpowiedzUsuń– Jak on to zrobił – zapytał idącej przy nim dziewczyny, nie mogąc się temu nadziwić. Być może miał jeszcze większą wprawę niż Kim i bez trudu wypracował sobie technikę zgrabnego upadania, czego Ślizgon oczywiście nigdy nie osiągnie.
Spojrzał na Jiyeon, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak dziecinnie i głupio się zachował, lecz nic nie potrafił na to poradzić. Był Ślizgonem, a dla nich duma i honor były dość ważne. Urażenie ich zawsze pozostanie dość ryzykowne.
– Trochę wstyd mi za siebie – wyrzucił z siebie na jednym wydechu i aż am się dziwił, że takie słowa przeszły mu przez gardło. Z wielkim trudem, ale przeszły. Czuł potrzebę usprawiedliwienia się.
Obserwowałam jak Puchon oddalił się od nas i znów prawie wywrócił. Chyba zdarzało mu się to dość często.
OdpowiedzUsuń— Wprawa, albo talent. — zaśmiałam się, również podziwiając że chłopak utrzymał się na nogach. Z drugiej strony stwierdziłam, że szaty szkolne były trochę niebezpieczne. Prawie każdemu plątały się o nie nogi. Oczami wyobraźni widziałam jak je wycofują, jednak podejrzewałam, że o tym mogę co najwyżej pomarzyć. Spojrzałam na chłopaka, kiedy zabrał głos.
— Niepotrzebnie, podejrzewam że na twoim miejscu zareagowałabym podobnie.
— wzruszyłam ramionami — Tylko ja pewnie zrobiłabym coś wrednego i odeszła. Więc to chyba taka natura Ślizgonów. — zaśmiałam się.
— A właśnie... — odpięłam szatę szkolną i wyciągnęłam z wewnętrznej kieszeni kilka tabliczek czekolady. Zabrałam od chłopaka kilka książek, żeby było mu wygodniej i wyciągnęłam słodycze w jego stronę. Poczułam się jak jakiś diler i chyba nawet to tak wyglądało.
— To taka rekompensata za moje wcześniejsze wycofanie się.
– Nie mam Ci tego za złe – powiedział, odbierając kawałek czekolady, aby rozpakować go i wsadzić sobie do buzi. – W końcu to nie Ty uszkodziłaś tę rzeźbę i to nie Ty powinnaś ją naprawić. Mnie i tak nie za bardzo to wyszło, więc przynajmniej nic się nikomu nie stało.
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się na smak słodyczy. Już tak dawno nie jadł czekolady, że zdążył zatęsknić za jej smakiem i odrobinę go zapomnieć.
– Coś mi się wydaje, że nie powinniśmy jeść tego przed kolacją, choć za specjalnie mi to nie przeszkadza. I tak spróbuję wszystkiego, co nam naszykują – zaśmiał się, pochłaniając jedną tabliczkę niemal w całości. Wypchał swoje policzki pyszną czekoladą, czekając aż się rozpuści.
Teraz był nieco ostrożniejszy, co jakiś czas zerkał pod stopy, aby kontrolować to, czy nic niepowołanego nie znajduje się na jego drodze, oraz czy znowu nie zaplątał się we własnej szacie.
— Zdaję sobie z tego sprawę, po prostu zrobiło mi się głupio. Mimo wszystko nie powinnam była tak zrobić. — poprawiłam włosy w nieco nerwowym geście. Sama odłamałam kostkę czekolady, ciesząc się z tego pysznego smaku.
OdpowiedzUsuń— Widzę zgłodniałeś. — uśmiechnęłam się. Nie za bardzo miałam chęć iść na kolację, ale wiedziałam że nie mogłam jej opuszczać. A zdarzało mi się to dosyć często, ale głównie dlatego, że zapominałam o niej.
— W sumie z dzisiejszego dnia wyciągnęłam następujący wniosek. Trzeba mieć oczy dookoła głowy, bo nigdy nie wiesz kiedy jakiś Puchon postanowi akurat na ciebie wlecieć.
– Ja jestem cały czas głodny – westchnął, kiedy wreszcie udało mu się przełknąć wszystko, co zgromadził w swoich ustach. Czekolada zdecydowanie poprawiła mu humor.
OdpowiedzUsuńPoprawił sobie w dłoniach książki, który wyśliznęły mu się z nich delikatnie, a następnie wyciągnął dłoń po jeszcze parę kostek przysmaku.
– Racja, nigdy nie wiadomo. Puchoni są widocznie nieobliczalni – zaśmiał się i pokręcił głową z niedowierzaniem. To aż dziwne, że miał takiego pecha, aby podwójnie się wywalić, uszkodzić rzeźbę, zostać niemal stratowanym przez starszego chłopaka, stłuc szybę i jeszcze w między czasie bezsensownie się obrazić. Czy on kiedykolwiek narzekał na nudne życie? Tak? To już nie powinien.
– Na nasze szczęście Ślizgoni są w miarę ogarnięci – powiedział, dając sobie sprawę z niedorzeczności własnych słów. Prawda była taka, że Ślizgoni to niezłe świrusy, a Mingyu może dumnie nazywać siebie jednym z nich.
— Ja jem dużo, ale słodyczy. — wzięłam jeszcze trochę czekolady. Tak, zdecydowanie tego mi brakowało, a z tego co widziałam Mingyu też, bo chyba już nie był obrażony.
OdpowiedzUsuń— Zdecydowanie tak. — również się zaśmiałam. W tej szkole chyba nigdy nie było nudno i nigdy nie będzie. Niby z pozoru normalny dzień zawsze mógłby się zmienić.
— Absolutnie się nie zgodzę. Przykład masz tutaj... — wskazałam na siebie — Albo tutaj... — pokazałam na czarnowłosego — Albo na każdą osobę z naszego domu na jaką spojrzysz. Naprawdę jesteśmy mało ogarnięci, albo zdecydowana większość. — zaśmiałam się. Lubiłam ten dom i naprawdę czułam, że dobrze trafiłam, ale czasami byłam pod wrażeniem na jakie, czasami wręcz głupie pomysły, wpadają Ślizgoni. Oczywiście inne domy też miały swoje wybryki, jednak nie byłam z nimi na bieżąco.
– Daj spokój. Każdy czasami potrzebuje trochę szaleństwa, a to, że Ślizgoni mają go odrobinę zbyt duże nie oznacza, że to źle. Mimo że na początku nie chciałem się w nim znaleźć, to teraz nie wyobrażam sobie siebie gdziekolwiek indziej. Podejrzewam, że z Tobą jest podobnie – zanucił powoli, w rzeczywistość bardzo ciesząc się, że Tiara przydzieliła go do Ślizgonów. Dopiero po starciu z innymi uczniami zrozumiał, że mają wiele wspólnego i początkowa złość mu minęła. Zrozumiał, że tak właśnie miało być.
OdpowiedzUsuń– Może nie cieszymy się zbyt dobą opinią, ale wszystkiego mieć nie można – zaśmiał się lekko, odbierając od Jiyeon jeszcze jeden kawałek czekolady.
– Jak było z Tobą? Do jakiego domu chciałaś trafić zanim dostałaś przydział? – zagadnął, kiedy zorientował się, że w sumie jeszcze nie rozmawiali an ten temat i dobrze byłoby wiedzieć coś więcej.
Pokiwałam głową na tak. Przez dwa lata nauki w Hogwarcie, poznałam dość sporo uczniów ze Slytherinu. I każdy był na swój sposób inny, choć również podobny w wielu aspektach.
OdpowiedzUsuń— Określmy to tak. W tym domu są sami mili ludzie, tylko inni nie chcą nas poznać od tej strony. — zaśmiałam się. No może to nie do końca była prawda, bo pokazywaliśmy pazurki, ale potrafiliśmy być słodcy jak cukierki.
— Szczerze myślałam nad Ravenclaw, ale chyba coś po drodze poszło nie tak. Moja mama za to miała nadzieję, że podobnie jak brat i ona trafię do Gryffindoru. A ty gdzie chciałeś trafić?
– Masz rację, ale kurde, to jest trochę niesprawiedliwe – mruknął cicho, myśląc o tym, jak schematyczny i stereotypowy obraz Ślizgona postrzega część ludzi.
OdpowiedzUsuńPokiwał głową, podświadomie nie potrafiąc sobie wyobrazić Jiyeon w Gryffindorze. To byłoby coś, co chyba nie mogłoby funkcjonować, więc bardzo dobrze, że dziewczyna trafiła do Slytherinu.
– Ze mną było trochę inaczej. Nie myślałem o tym od strony tego, gdzie chciałbym się dostać, a raczej gdzie za żadne skarby nie chciałbym trafić. No i oczywiście był to właśnie Slytherin – zaśmiał się głośno. Los nie był dla niego w tym aspekcie łaskawy, a kiedy Tiara oznajmiła Kimowi jego przydział, chłopak czuł się, jakby ktoś śmiał mu się w twarz. Nie koniecznie przyjemne przeżycie. – Natomiast teraz nie wyobrażam sobie siebie gdziekolwiek indziej i w sumie jestem zadowolony.
— Trochę owszem ale co zrobisz, nic nie zrobisz. — wzruszyłam ramionami — Jednak dosyć śmieszną rzeczą jest to, że Ślizgoni w głównej mierze są postrzegani jako wredni i wywyższający się. Więc bardzo często jeśli ktoś chce się o coś zapytać i tylko zobaczy zielony krawat lub fragment szaty szkolnej, to natychmiast się wycofuje. Jakbyśmy mieli co najmniej ich zjeść. — zaśmiałam się i sięgnęłam po kolejny kawałek czekolady.
OdpowiedzUsuń— No wiesz co, gdybyś tu nie trafił prawdopodobnie nie poznałbyś tak super osoby jaką jestem ja. Straciłbyś bardzo dużo. — zarzuciłam włosy do tyłu niczym księżniczka, ale zaraz zaczęłam się śmiać. Bycie skromnym na dłuższą metę, też było złe.
– Owszem, straciłbym bardzo dużo – powiedział ze śmiechem, przyznając dziewczynie rację. – Dlatego właśnie nie żałuję.
OdpowiedzUsuńPrzeżuwał wolno słodycze, kierując się w stronę schodów. Niby cały czas coś jadł, ale czekolada nie jest w stanie sprawić, aby już był najedzony. Jego brzuch bezustannie domagał się porządnej dawki pożywienia, a Min akurat w tej kwestii był z nim zgodny i z radością kierował się w stronę pokoju wspólnego Slytherinu.
[Z/L]
— To dobrze. — uśmiechnęłam się, poprawiając uchwyt na książkach kiedy zaczęły mi się wyślizgiwać. Zastanowiłam się przez chwilę co miałam zamiar teraz zrobić. Nie byłam za bardzo głodna, ale i tak chciałam zawitać do wielkiej sali. Jednak najpierw chciałam zostawić wszystko w pokoju, więc również skierowałam swe kroki do pokoju wspólnego.
OdpowiedzUsuń[Z/L]