Stanąłem przed wielkimi drzwiami prowadzącymi do pokoju wspólnego Ravenclawu i zacząłem zastanawiać się jakim cudem mam dostać się do środka. Podszedłem nieco bliżej i mocno zapukałem w powierzchnię drzwi, co odbiło się głośnym echem po całym pomieszczeniu. Zmarszczyłem brwi, kiedy ta czynność nie przyniosła żadnych skutków. Rozejrzałem się dookoła, a mój wzrok padł na jakąś dużą figurkę. Szybko odsunąłem od siebie myśl o próbach poruszenia jej i zająłem się dokładnym badaniem powierzchni ściany sąsiadującej z drzwiami. Dotykałem jej, nie wyczuwając pod palcami najmniejszej nierówności. Z każdą mijającą sekundą byłem coraz bardziej zirytowany. Zrobiłem parę kroków w bok, aby stanąć centralnie naprzeciw rzeźby. Wydawała się być całkowicie zwykła i normalna, więc teoretycznie była idealnym materiałem na ukryte przejście. Złapałem za jej wystającą część i pociągnąłem w swoją stronę. Kiedy i to nic nie dało, złapałem figurkę nieco mocniej i znowu pociągnąłem. To nie skończyło się dobrze. Z głośnym westchnieniem obejrzałem ze wszystkich stron fragment rzeźby, który pozostał w moich dłoniach po nieudanych próbach dotarcia do przyjaciela.
Jak co dzień spacerowałam wesoła po wielkich korytarzach Hogwartu. Z dziarskim uśmiechem szukałam kogo by tu zaczepić, a może poderwać, albo i zwykle zagadać. Jako prefekt naczelny niby stałam na straży prawa, ale nie chciałam uchodzić za osobę budzącą strach, niczym Kim Sunggyu. Pragnęłam być życzliwa i miła dla każdego, kto zamieszkiwał Hogwart. Oczywiście prócz profesora Snapa, który cuchnął pleśnią na kilometr. O nie, go zawszę będę unikać... Wspinałam się właśnie na siódme piętro, gdy usłyszałam dziwne odgłosy. Podskoczyłam radośnie do rogu ściany, by cicho wychylić się zaraz zza niego. Było to jakieś wysokie, blond chłopcze. Oooo i nawet dość urocze! Ciekawe co tam majstruje?! Dotykał dziwnie rzeźb. Co jest, zboczeniec jakiś czy może niewyżyty?! Parę myśli nie dawało mi spokoju. Wreszcie chłopak wyrwał kawałek. - Co ci ta figurka zrobiłaaa? - ciągnęłam, zbliżając się w jego stronę. Byłam ubrana w szkolną szatę mojego domu oraz jako prefekt naczelny, posiadałam na lewej stronie klatki piersiowej żółtą odznakę z napisem "Prefekt Naczelny".
Odwróciłem się za siebie, usłyszawszy kroki, a następnie ten wesoły głosik, który irytował chyba wszystkich za mną na czele. Ponownie spojrzałem na kawałek rzeźby w dłoni, a następnie wywróciłem oczami, spoglądając na idealną panią Prefekt. Odłożyłem odłamany kawałek na podest uszkodzonej rzeźby oraz ignorancko wzruszyłem ramionami, uśmiechając się kącikiem ust. - Rzecz w tym, że nie zrobiła kompletnie nic, pani Prefekt - rzuciłem kpiąco, cały czas utrzymując z dziewczyną kontakt wzrokowy, z każdą chwilą uśmiechając się coraz szerzej.
Zbliżając się do tego młodzieńca, zorientowałam się, że naprawdę niezły przystojniaczek z niego. Regularne rysy twarzy, ładny nosek, męskie brwi. No i proszę, ja blondynka, on blondyn = przeznaczenie! Łobuz z niego. Chanseul luuubiii - Hmmm, nic? A czy ona miała posiadać jakieś super właściwości? - zapytałam, stojąc już dość blisko niego. Zboczeniec raczej z niego nie był. Ja na jego miejscu już dawno zaprosiłabym mnie na piwo kremowe, albo może w jakieś romantyczne miejsce... Ach i te jego oczy! Zaraz, zaraz! Zaczęłam kojarzyć go skądś. Patrząc na jego szaty i tajemnicze zachowanie, to na pewno jakiś niegrzeczny chłopiec ze Slyterinu. Sunggyu, no proszę twoja zagubiona owieczka. Ciekawe, jak bardzo prefekt ślizgonów miałby mi za złe, że karze jego podopiecznego jakimiś ujemnymi punktami? - Ty chyba nie powinieneś tutaj myszkować, mam racje? Czego tu szukasz nieznajomy ślizgonie? - Rzuciłam mu podejrzliwe spojrzenie.
- Szukam ukrytego skarbu - mruknąłem, ze znudzeniem przyglądając się rozpromienionej twarzy Chanseul. - Nie mogę też zaprzeczyć, że liczę na jakąś Komnatę Tajemnic albo ciekawe towarzystwo. Oparłem się o zimną ścianę, krzyżując ręce na piersi. Nieco z góry spojrzałem na postać blondynki, której z ust nie schodził uśmiech. Uniosłem jedną brew w geście dezaprobaty i cicho westchnąłem, ponownie spoglądając w stronę ciemnych drzwi oddzielających mnie od przyjaciela. Na moje nieszczęście mała, wścibska osóbka nie chciała mnie opuścić, uparcie tkwiąc w tym samym miejscu, choć ja tak bardzo bym chciał, aby dała mi w spokoju szukać dalej. Jedna rzeźba mniej, czy więcej nie zrobi różnicy, a ona powinna zdawać sobie z tego sprawę i ładnie odejść jak najdalej ode mnie.
- Skarbu?! - moje oczy rozpromieniły się. Szykuje się przygoda, i do tego z takim ciasteczkiem - Twoje towarzystwo własnie stoi przed tobą. Położyłam rękę na biodrze i nonszalancko nim zarzuciłam. Przez myśl mi nie przeszło, że mógłby odtrącić moją osobę. Każdy jego gest uwodził mnie. Zachowywał się tak męsko. Och, zbyt często upijałam się samym patrzeniem na na płeć przeciwną. Może i uchodziłam za desperatkę, ale ja naprawdę kochałam podziwiać urodę mężczyzn jego pokroju. Jego wzrok przeniósł się na drzwi domu Ravenclaw. Czyżby myślał, że to ów Komnata Tajemnic. Co z nim, przecież każdy wie, że komnata jest raczej na niższych piętrach. Strasznie chciałam go rozgryźć. - Niestety, nie znajdziesz skarbu w wieży krukonów - uśmiechnęłam się, tym razem bardziej szyderczo - Jeśli chcesz, mogę pokazać ci prawdziwe klejnoty?
Prychnąłem cicho pod nosem na jej infantylne zachowanie i zaraz przygryzłem wargę starając się zrozumieć o co konkretnie jej chodzi. Nie wydawało mi się, aby tak zwyczajnie nagle zachciała pomóc mi w poszukiwaniach nieistniejącego skarbu albo komnaty, o której krążyły tylko ubogie w szczegóły historyjki. - Wydaje mi się, że wyraźnie powiedziałem 'skarbu i ciekawego towarzystwa'. Pani Prefekt nie została wspomniana - przejechałem czubkiem języka po suchych wargach, przechylając nieco swoją głowę w bok. Obserwowałem zmiany zachodzące na twarzy blondynki. Życzyłbym sobie, aby nagle straciła tą pewność siebie, ale na jej obliczu pojawił się tylko wyraz większego uporu. Jaka z niej nieznośna osoba!
Jego zachowanie było takie aroganckie. Jak przystało na ślizgona. Rzadko miałam okazję rozmawiać z tak szorstkim chłopakiem. Ale to zupełnie mnie nie zraziło, odbierałam to jako prowokacje. A więc tak chcesz się bawić? Zmarszczyłam brwi, zbliżyłam się nieco do niego. Był wysoki, dobrze zbudowany, a jego usta krzyczały do mnie. Spojrzałam mu głęboko w oczy. Musiałam stać na palcach i to jeszcze nie wystarczyło, by być z nim na równi. Uwielbiałam takie wyzwania. - Mam ci udowodnić, jak bardzo szalona jestem? - Rzuciłam w jego stronę, ale nawet nie czekając na odpowiedź. Podeszłam do drzwi Ravenclaw. Szepnęłam tajne hasło i po chwili dom krukonów stał dla nas otworem. - Tak się składa, że znam wszystkie tajemnice tego budynku. Trzymając się mnie, zaznasz przygód oraz mogę ci zagwarantować, że nie będziesz się nudzić w moim towarzystwie - po tych słowach zamknęłam szybko drzwi, by ślizgon nie próbował mnie oszukać. Takie zachowanie z mojej strony było wręcz lekkomyślne, ale kto mógł mnie ukarać? Nikt nie był już nade mną. Chyba, że sam Dumbledore, który znał moją szaloną naturę.
- Wow, znasz hasło - powiedziałem z prześmiewczym zachwytem, zaklaskałem dwa razy, a nawet szybko się ukłoniłem. Przeczesałem włosy dłonią i ponownie skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej, ukazując moją niedostępność postawą ciała. Sam nie wiedziałem, czy dziewczyna była tak bezkarna, jak jej się wydawało, czy tylko próbowała mi zaimponować. Nie należała do Krukonów, ale była Prefektem Naczelnym, więc logicznym było, że miała dostęp do takich rzeczy, a ja nie powinienem być aż tak zdziwiony. Szybko przybrałem na twarz obojętny wyraz, starając się najlepiej ukazać moją niechęć do jej osoby. -Myślę, że nadal się nie zrozumieliśmy. Nie potrzebuję twojej pomocy - powiedziałem wolno i wyraźnie, żeby blondynka nie miała problemu z rozszyfrowaniem moich słów. Nachyliłem się w jej stronę, jak ona zrobiła to przedtem, tyle, że ja musiałem się jeszcze trochę nachylić, aby moja twarz znalazła się na poziomie jej buzi. - Dam sobie radę sam. Jestem dużym chłopcem. Żałowałem tylko, że tak szybko zamknęła drzwi, bo nadal pamiętałem w jakim celu przybyłem na Wierzę Ravenclaw, a nachalna wręcz dziewczyna nie pomagała mi w osiągnięciu mojego celu. Wyprostowałem się i wypuściłem powietrze z płuc z głośnym świstem, przymykając oczy. Cała sytuacja była dość męcząca.
Zachowanie tego cwaniaczka drażniło mnie, ale jeszcze bardziej podniecało. Wygląda na to, że mam słabość do gardzących mną nieznajomych. Przystojnych nieznajomych. - Jestem prefektem naczelnym - prychnęłam - Jestem po to, żeby pomagać! Rozkazuje ci, wykorzystaj mnie! Po tych słowach otworzyłam szeroko oczy i odruchowo przyłożyłam dłoń do ust. Co ja wygaduje najlepszego?! Dałam wyprowadzić się z równowagi i to w tak łatwy sposób. Wtedy to on nachylił się, zupełnie przekraczając granicą mojego komfortu. Jego słowa zwaliły mnie z nóg. O tak, duży z niego chłopiec. Pragnęłam mieć takiego na wyłączność. Nie potrafiłam się ruszyć, bardzo odpowiadało mi to co zrobił. Nie mogłam dopuścić do siebie myśli, iż to nie flirt. Nigdy jakoś nie radziłam sobie z facetami. Starałam się, nie poddawałam się, a i tak zwykle wychodziło to samo, czyli jedno wielkie nic. Mimo to miałam dystans, lecz nie potrafiłam nigdy powiedzieć sobie stop. I tak zawsze zostawałam na lodzie, bo za bardzo chciałam, za bardzo mi zależało, za bardzo się narzucałam... - Przepraszam, może zaczniemy jeszcze raz - rzekłam, tym razem poważnie, gdy on się wyprostował. - Nazywam się Choi Chanseul, a ty? Całkowicie chciałam zmienić bieg rozmowy...
Na jej słowa wybuchłem cichym, urywanym śmiechem, który spowodowany był raczej idiotyzmem tej sytuacji, niż jej komizmem. Przetarłem twarz wewnętrzną stroną dłoni, kolejny już tego dnia raz wzdychając. Spojrzałem w dół, na upartą dziewczynę i może nawet w którymś momencie na moich ustach pojawił się cień uśmiechu, który zniknął bardzo szybko. Pewnie, blondynka najpewniej była jakąś desperatką, ale podobał mi się jej dziwny upór w dążeniu do celu. Nawet tak głupiego i banalnego jak pomoc mi. W takich sytuacjach byłem prawie bezsilny, dlatego postanowiłem w najmniejszym stopniu ulec Chanseul i jednak zdradzić jej własne imię. Prawdopodobnie tylko to mogłoby w jakiś sposób uwolnić mnie z tej chorej sytuacji. -Kim Mingyu - odpowiedziałem po chwili przerwy. Przez moment przyszło mi na myśl, aby nie mówić prawdy, jednak moje kłamstwo szybko wyszłoby na jaw, ponieważ nawet nie łudziłem się, że Chanseul jakoś szczególnie szybko da mi spokój.
Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Czemu ja muszę robić takie dziwne pierwsze wrażenie? Zawsze czułam, że nie jestem w tym dobra. Jest, udało mi się! Chłopak wyjawił mi swoje imię. Chwila! A co jeśli mnie okłamał, w końcu to śligon. Oni mają to we krwi. Zwykle nie byłam osobą, która ocenia po pozorach, ale on już trochę pokazał mi swoje kocie pazurki. Musiałam zrezygnować... - Nie, wiesz co, to nie ma sensu - westchnęłam cicho - Skoro tak bardzo przeszkadzam Panu Kim, to... a z resztą. Zrezygnowana obróciłam się. Podeszłam do zepsutej rzeźby, wyciągnęłam różdżkę i jednym machnięciem naprawiłam posąg. Nie obróciłam się już w jego stronę. Po prostu pomaszerowałam dalej w głąb korytarza. Jednakowoż nie mogłam tak tego skończyć. Byłam zła na siebie, na niego... No właśnie to on był powodem mojej złości, a uściślając, jego zachowanie. Moja upartość wzięła górę nad rozsądkiem. Obróciłam się napięcie i po chwili znowu stanęłam z nim twarzą w twarz. - Słuchaj ty no - dźgnęłam go kilkukrotnie palcem w pierś - Nie życzę sobie takiego traktowania. Jeśli nie chcesz mojej "pomocy" to Ci chociaż potowarzyszę. I nie, to nie prośba. Masz to uczynić tutaj, zaraz, w tej chwili. Wybuchnęłam trochę, to było dość dziwne, jak na moją miło usposobioną osobę. Niestety łatwo można wyprowadzić mnie z równowagi. Skoro on traktował mnie chłodno, to ja będę jeszcze bardziej nalegać. Poza tym nadal interesowało mnie czego tu szukał. Czułam, że powinnam mieć na niego oko.
Obserwowałem jak dziewczyna odchodzi ode mnie, aby naprawić zniszczoną rzeźbę. Zaśmiałem się ponownie na jej poczynania. Musiałem przyznać, że dość pociesza z niej osoba. Jednak zaraz po wymówieniu zaklęcia, Chan nie wróciła do mnie, jak na początku myślałem, że zrobi, a odwróciła się i skierowała swoje kroki ku zejściu z wieży. Uniosłem brwi w niemym zdziwieniu. Poczułem się z tym jakoś dziwnie, źle... Nie miałem w zwyczaju krzywdzenia małych dziewczynek, dlatego zmiana wiecznie dobrego humoru prefektki była małą ujmą na moim ego. Nie tak powinienem się zachowywać. Zacisnąłem pięści, tak samo jak szczękę. Nie miałem pojęcia co powinienem był zrobić. Zatrzymać ją? Pozwolić odejść? Przyjąć jej pomoc? Zignorować, a może zwyczajnie przeprosić? Na całe szczęście za parę sekund mój problem rozwiązał się sam, ponieważ dziewczyna ponownie odwróciła się w moją stronę i z gniewnym wyrazem twarzy przemówiła, wbijając swój chudy palec w mój tors. Ze zdziwionym wyrazem twarzy obserwowałem jej wybuch i uważnie słuchałem tego, co miała mi do powiedzenia. Dobra, w tamtym momencie poważnie mi zaimponowała. Podobał mi się jej charakter i zawziętość, była to cecha jak najbardziej przeze mnie pożądana. - Okay - odpowiedziałem ze stoickim spokojem, nie pozwalając emocjom wypłynąć na wierzch. Nie musiała wiedzieć, że od tamtego momentu tolerowałem ją minimalnie bardziej. Zsunąłem się w dół po ścianie i usiadłem na podłodze, tym razem z dołu przyglądając się mojej towarzyszce.
Okay. To była jego odpowiedź?! Tak szybko mi uległ. Byłam pewna, że zaraz wyskoczy na mnie z różdżką i będzie chciał się pojedynkować, bo przecież jego męska duma i takie tam. Byłam w szoku, gdy on zachowywał się tak spokojnie. Trochę mnie zatkało. Przygotowałam sobie już nawet kolejne argumenty, żeby trochę się z nim pokłócić. Był tak nieprzewidywalny, a ja zdezorientowana. Usiadł na ziemi jakby nigdy nic, a ja stałam jak wryta. Spoglądał na mnie wciąż dość niezrozumiałym wzrokiem. Miałam usiąść obok niego, czy jaki czort? On z pewnością chciał mnie w ten sposób znowu wyprowadzić z równowagi. - Tak chcesz szukać skarbu? - Mrugnęłam kilkakrotnie, z niedowierzania - Czy to jest jakiś protest z twojej strony? Uważałam na każdy jego gest. Mimo, iż tak mi się podobał, wydawał się bardzo niebezpiecznym gościem, a raczej nieobliczalnym. To sprawiało, że coraz bardziej byłam ciekawa jego osoby.
- Cierpliwości. Na niektóre skarby - mocno zaakcentowałem to słowo - trzeba poczekać - powiedziałem z bladym uśmiechem, odchylając głowę do tyłu opierając ją o ścianę, a własny wzrok wlepiając w sufit. Między nami przez chwilę zapanowała niczym niezmącona cisza, podczas której czułem na mojej osobie jej palące spojrzenie. W dalszym ciągu nie rozumiałem dlaczego dziewczyna aż tak bardzo chciała udzielić mi swojej pomocy, że postanowiła zmarnować na mnie duży kawałek swojego cennego czasu. Nie docierało do mnie, że mogłaby robić to bez większego powodu, od tak, przez kaprys. Ponownie spojrzałem wyczekująco w jej stronę, a ona w dalszym ciągu stała przede mną, tylko mi się przyglądając. Prędzej, czy później i tak będzie musiała podjąć decyzję, więc lepiej jeśli ustosunkuje się od razu, szczędząc nam niezręcznych chwil ciszy. Uniosłem swoje brwi, zadając jej tym nieme pytanie.
Postawa Mingyu była dziwna, w ogóle całe jego zachowanie to dla mnie zagadka. Najpierw niszczy rzeźbę, potem mnie odtrąca i obraża, by następnie ze stoickim spokojem siedzieć przede mną w ciszy, czekając na jakiś niewiadomy znak. Nie ukrywam, iż nie należałam do osób cierpliwych. Byłam także bardzo ciekawska i lubiłam wszystko wiedzieć. Niektórzy uważali mnie przez to za wścibską, ale nie przejmowałam się tym. On znowu począł mi się przyglądać, a ja skrzyżowałam ręce i starałam się nie spoglądać w jego stronę. Musiało to wyglądać bardzo zabawnie, bo błądziłam oczami po otoczeniu, ale i tak w końcu mój wzrok kierował się na niego. Czekałam na jakiś znak, sygnał z jego strony. Miłe było to, że jednak pozwolił mi zostać. O ile tak to mogę nazwać. Myślałam, że chociaż więcej będzie się odzywał. Pewnie chciał mnie w ten sposób wykurzyć. O nie, nie dam się robić w bambuko. W rezultacie przerwałam tą krępująca cisze, widząc jak podnosi brwi. Ukucnęłam przed nim, opierając dłoń o ścianę. Chciałam być taka, jak on. Irytująca. - W normalnej sytuacji powiedziałabym, że to ja jestem tym skarbem, ale już raz mnie odtrąciłeś - chłonęłam go oczami, był idealny - Mam usiąść obok ciebie i poczekać? Próbowałam się uśmiechnąć, ale z trudem mi to wychodziło. Nie potrafiłam go rozgryźć.
- Jeśli tylko masz na to ochotę - wzruszyłem ramionami, uśmiechając się na niepewność pojawiającą się na jej twarzy. Była blisko, bardzo blisko. Mogłem dokładnie przyjrzeć się delikatnym, ślicznym rysom jej twarzy. Przez chwilę spoglądaliśmy sobie w oczy, dopóki nie postanowiłem przerwać tej szopki i spojrzeć w prawo, na drzwi domu wspólnego Ravenclaw. Szczerze przez te niezwykłą dziewczynę dążyłem zapomnieć co tak ważnego chciałem przekazać Wonwoo, więc równie dobrze już mógłbym wrócić do swojego pokoju wspólnego. To byłoby chyba najrozsądniejsze wyjście, ale w tamtej chwili byłem zablokowany przez kucającą naprzeciw mnie blondynkę, która chyba nie zamierzała zmieniac swojego miejsca.
Jego obojętny ton wprawiał mnie w złość, chociaż z drugiej strony, nigdy ktoś tak bardzo mnie nie intrygował. Chciałam wstać, ale zaraz po tym, jak tylko zabrałam dłoń ze ściany, na której się podpierałam, straciłam równowagę. Niestety, czy może nawet stety, złapałam odruchowo za ramię chłopaka. Było mocne, męskie, umięśnione... Mimowolnie pochyliłam się do przodu i zderzyłam się delikatnie z głową Kim Mingyu. Od razu się wyprostowałam, byłam zakłopotana. - Przepraszam, to tak jakoś wyszło niechcący - zaczęłam się zachowywać jak ryba bez wody. Podskakiwałam nerwowo w miejscu, nie wiedziałam co zrobić z dłońmi, więc zaczęłam nimi gestykulować na prawo i lewo - To nie tak miało wyglądać! Nie jestem aż taką desperatką! Tym razem naprawdę powinnam sobie darować i odejść. To spotkanie pogrążało tylko moją osobę.
Cała sytuacja od jakiegoś czasu zaczęła mnie zwyczajnie bawić. Najzabawniejszy jednak moment nadszedł jeszcze trochę później. Chanseul jakimś sposobem straciła równowagę i złapała się mnie, aby nie upaść. Jej dłoń zacisnęła się na moim ramieniu, a mimo wszystko blondynka nie dała rady się utrzymać i poleciała prosto na mnie. Nasze głowy się zderzyły, czemu towarzyszył żałosny jęk Prefektki. Szybko spróbowała powrócić na swoje wcześniejsze miejsce, mówiąc coś pod nosem i machając rękoma na wszystkie strony. W połowie jej wypowiedzi ułożyłem swoje dłonie na jej talii, obserwując jak dziewczyna nieruchomieje. Pociągnąłem się lekko do siebie, a następnie w bok i bardzo delikatnie usadziłem na podłodze obok mnie, od razu zabietąjąc ręce. Nie chciałem, żeby pomyślała, że mam jakieś nieczyste zamiary. - A widzisz. Jednak siedzisz. Dobra decyzja. Ponownie wygodnie usadziłem się przy ścianie. Przymykając oczy i udając, że cała sytuacja wcale mnie nie poruszyła. A poruszyła. Moja głowa nadal trochę bolała.
Nie ja tu padnę, padnę na zawał, albo umrę ze wstydu. Stałam jak słup soli, gdy tylko poczułam jego ciepłe dłonie. Totalnie mnie zamurowało. Taki gest. Byłam w niemałym szoku. W takiej sytuacji mogło chodzić mu tylko o jedno... Żałuję, że jednak nie doszło do tego, na co liczyłam po cicho. Co z tego, że prawie w ogóle go nie znałam. Co z tego, że trochę działał mi na nerwy. Pragnęłam czułości i dotyku. W tamtej chwili mógł zrobić ze mną wszystko. Kim jednak posadził mnie obok siebie na zimnej podłodze. - Szkoda, że nie na twoich kolanach - wymsknęło mi się. Przyciągnęłam swoje kolana do siebie i objęłam je rękami. Pasma włosów przykryły mi twarz. To bardzo dobrze, bo czułam, jak krew napływa mi do policzków.
Zaśmiałem się cicho na jej słowa, trochę niedowierzająco. Pokręciłem kilka razy głową, przyglądając się jej skulonej postaci. - Może następnym razem - odpowiedziałem, nakręcając sobie na palca jej blond kosmyk włosów. Były takie mięciutkie, pachnące i delikatne. Już wtedy wiedziałem, że uwielbiam się z nią droczyć. Niestety nie było mi dane zobaczyć jej twarzy, ponieważ włosy skutecznie ją przede mną ukrywały, ale wiele bym dał, aby zobaczyć jej minę. Postanowiłem, że coś z tym zrobię, więc delikatnie odgarnąłem włosy z jej twarzy i wsunąłem za jej ucho. Ukazała mi się kompletnie czerwoniutka buzia dziewczyny. -Nic Ci nie jest? Wyglądasz jakbyś miała się udusić. Tak tylko mówię.
Gdy jego słowa dotarły do mnie, poczułam lekkie łaskotanie w brzuchu. Co?! Następnym razem! Dlaczego on mi to robił. Pewnie nie zdawał sobie sprawy z tego, jak szybko można zawrócić mi w głowie. Głównie to ja strzelałam takimi tekstami i to do każdego, ale ciągle były to dla mnie żarty i byłam przekonana, że każdy też to tak odbierał. Raczej przyzwyczaiłam się, że nikt nie traktował mnie poważnie. Podczas gdy jednak role się odwróciły, i to w moją stronę były skierowane takie słowa, nie odebrałam tego jako dowcipu. Ba, nawet nie chciałam. Mimo, iż gdyby doszło do tego, że siadłabym mu na kolanach, na pewno czułabym się zawstydzona. Zakodowałam sobie w głowie, że to już na pewno musiał być flirt. Zwłaszcza, gdy wyczułam łaskotanie na głowie, z powodu tego, że dotykał pasma moich włosów. Najeżyłam się oraz wzdrygnęłam. W moim brzuchu zawirowało jeszcze bardziej, gdy zaczesał moje włosy za ucho. - Nic mi nie jest, a nawet jeśli to co, zaniósłbyś mnie na rękach do skrzydła szpitalnego? - odparłam, bez zastanowienia. Czasami nie lubiłam siebie, za te bezmyślne wypowiedzi. W środku mnie dział się istny chaos. Dawno z nikim nie flirtowałam. Próbowałam się uspokoić, nie chciałam dać mu satysfakcji, iż zagiął panią prefekt naczelną. Szkoda tylko, że moje lica mnie wydały. Wreszcie obróciłam się w jego stronę, patrzyłam na Mingyu tylko przez chwilę. Pewność siebie ślizgona mnie przytłaczała. W każdym razie zdecydowanym ruchem wyjęłam włosy zza ucha. To był przejaw buntu.
Przez chwilę patrzyłem na pasmo włosów, które ponownie swobodnie falowało, uwolnione przez Chanseul. Zagryzłem lekko wargę i spojrzałem w jej oczy. Nie potrafiłem nawet rozszyfrować emocji, które się w nich malowały. Było to dla mnie coś dotąd nieznanego, całkowicie nowego. -Podejrzewam, że nie miałbym innego wyjścia, Pani Prefekt - odpowiedziałem na jej pytanie, zadane chwilę wcześniej. - Jednak muszę przyznać, że mógłbym mieć trudności ze znalezieniem skrzydła szpitalnego. Jakoś nigdy wcześniej nie było mi potrzebne. - Zauważyłem szybko, chcąc w jakiś sposób dopiec dziewczynie, a może nawet jeszcze raz zobaczyć te rumiane plamki na jej policzkach, które już zdążyły powoli zniknąć. Uśmiechnąłem się szeroko. Sam nie wiedziałem co we mnie wystąpiło. Widocznie czułem potrzebę zwykłej rozmowy z kimkolwiek innym niż mój przyjaciel, dlatego udało mi się tak szybko przełamać swoje bariery, choć wiedziałem, że i tak nie udało mi się to do końca. Nie tłumaczyło to jednak mojego zachowania, w normalnych sytuacjach chyba nigdy bym tak nie powiedział. Pewnie w ogóle nic bym nie powiedział. - W takim nieszczęśliwym wypadku byłabyś zdana tylko na moją opiekę.
Niby taki niegrzeczny, ale pomocy to by mi udzielił. Co za niesamowity chłopak. Moje serce chciało wyskoczyć mi z piersi. W tak krótkiej chwili wywołał u mnie tyle emocji. - Jakbyś chciał, to mogłabym Cię oprowadzić - odpowiedziałam, tak po prostu. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, a wtedy ja zwróciłam uwagę na jego śliczny uśmiech. Anioł! Jeszcze chwila i chyba krew puściłaby mi się z nosa. Tak, bierz mnie pod swoje opiekuńcze ramiona! Wtedy uderzyła mnie myśl, że praktycznie pragnęłam go już. Och, jak niewiele mi trzeba, nawet go nie znałam. Byłam taka łatwa. Nie wytrzymałam i na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech. Tak bardzo się rozmarzyłam, że nie potrafiłam tego kontrolować. - Na twoją opiekę, powiadasz... - zrobiło mi się gorąco, to też odpięłam parę guzików z szaty - W takim razie byłby to dla mnie szczęśliwy wypadek.
Odsunąłem się trochę od niej, patrząc przed siebie. - Nie rozbieraj się Channie. Jeszcze nie teraz. Uśmiechnąłem się blado i powoli wstałem, wygładzając dół mojej szaty oraz strzepując z niej drobinki kurzu z podłogi. Wyciągnąłem dłoń w stronę siedzącej dziewczyny i pomogłem jej się podnieść. Odszedłem krok dalej, nieco zwiększając odległość między nami, ponieważ dziewczyna wstając stanęła zdecydowanie zbyt blisko. - Myślę, że nie ma już sensu czekać. Złapię mojego skarba innym razem - mrugnąłem do niej. Spojrzałem jeszcze raz na drzwi do pokoju wspólnego Ravenclaw, ale nadal nic się nie stało, więc westchnąłem i ponownie spojrzałem na blondynkę. - Do widzenia. Posłałem jej mój firmowy, najładniejszy uśmiech, w którym uwidocznione zostały moje zęby i powoli skierowałem swoje kroki ku schodom prowadzącym w dół.
Musiałam go trochę wystraszyć, bo gdy tylko odpiłam guziki, ten się odsunął. Nie miałam niczego sprośnego na myśli, ale też i nie zaprotestowałabym, gdyby pomógłby mi rozpiąć się do końca. Najwyraźniej trochę przesadziłam. W głowie utkwiły mi także słowa Mingyu: Jeszcze nie teraz. Nawet nie zdążyłam zareagować, a ten wstał i podał mi dłoń. Wyszeptałam tylko ciche dziękuję. Czułam się lekko otumaniona, tym co się tutaj wydarzyło. Wróciłam na ziemie, gdy usłyszałam, że chłopak już sobie idzie. Zaraz! Co?! ZŁAPIE MOJEGO SKARBA... Czyżby Kim Mingyu miał dziewczynę? To był ten jego skarb?! O co mogło mu chodzić? Puścił mi oczko. Okay, znowu byłam jak flak. Zobaczyłam jego uśmiech. Okay. On sobie poszedł. A ja spuściłam się po ścianie na podłogę. Nie mogłam się ruszyć. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Nie potrafiłam nic do niego już powiedzieć pod koniec. Po prostu byłam w szoku. Czułam jeszcze większy gorąc na moim ciele. Nigdy tak żaden facet mnie nie onieśmielił. Zauroczyłam się.
Stanąłem przed wielkimi drzwiami prowadzącymi do pokoju wspólnego Ravenclawu i zacząłem zastanawiać się jakim cudem mam dostać się do środka. Podszedłem nieco bliżej i mocno zapukałem w powierzchnię drzwi, co odbiło się głośnym echem po całym pomieszczeniu. Zmarszczyłem brwi, kiedy ta czynność nie przyniosła żadnych skutków. Rozejrzałem się dookoła, a mój wzrok padł na jakąś dużą figurkę. Szybko odsunąłem od siebie myśl o próbach poruszenia jej i zająłem się dokładnym badaniem powierzchni ściany sąsiadującej z drzwiami. Dotykałem jej, nie wyczuwając pod palcami najmniejszej nierówności. Z każdą mijającą sekundą byłem coraz bardziej zirytowany. Zrobiłem parę kroków w bok, aby stanąć centralnie naprzeciw rzeźby. Wydawała się być całkowicie zwykła i normalna, więc teoretycznie była idealnym materiałem na ukryte przejście. Złapałem za jej wystającą część i pociągnąłem w swoją stronę. Kiedy i to nic nie dało, złapałem figurkę nieco mocniej i znowu pociągnąłem. To nie skończyło się dobrze. Z głośnym westchnieniem obejrzałem ze wszystkich stron fragment rzeźby, który pozostał w moich dłoniach po nieudanych próbach dotarcia do przyjaciela.
OdpowiedzUsuńJak co dzień spacerowałam wesoła po wielkich korytarzach Hogwartu. Z dziarskim uśmiechem szukałam kogo by tu zaczepić, a może poderwać, albo i zwykle zagadać. Jako prefekt naczelny niby stałam na straży prawa, ale nie chciałam uchodzić za osobę budzącą strach, niczym Kim Sunggyu. Pragnęłam być życzliwa i miła dla każdego, kto zamieszkiwał Hogwart. Oczywiście prócz profesora Snapa, który cuchnął pleśnią na kilometr. O nie, go zawszę będę unikać...
OdpowiedzUsuńWspinałam się właśnie na siódme piętro, gdy usłyszałam dziwne odgłosy. Podskoczyłam radośnie do rogu ściany, by cicho wychylić się zaraz zza niego. Było to jakieś wysokie, blond chłopcze. Oooo i nawet dość urocze! Ciekawe co tam majstruje?! Dotykał dziwnie rzeźb. Co jest, zboczeniec jakiś czy może niewyżyty?! Parę myśli nie dawało mi spokoju. Wreszcie chłopak wyrwał kawałek.
- Co ci ta figurka zrobiłaaa? - ciągnęłam, zbliżając się w jego stronę.
Byłam ubrana w szkolną szatę mojego domu oraz jako prefekt naczelny, posiadałam na lewej stronie klatki piersiowej żółtą odznakę z napisem "Prefekt Naczelny".
Odwróciłem się za siebie, usłyszawszy kroki, a następnie ten wesoły głosik, który irytował chyba wszystkich za mną na czele. Ponownie spojrzałem na kawałek rzeźby w dłoni, a następnie wywróciłem oczami, spoglądając na idealną panią Prefekt. Odłożyłem odłamany kawałek na podest uszkodzonej rzeźby oraz ignorancko wzruszyłem ramionami, uśmiechając się kącikiem ust.
OdpowiedzUsuń- Rzecz w tym, że nie zrobiła kompletnie nic, pani Prefekt - rzuciłem kpiąco, cały czas utrzymując z dziewczyną kontakt wzrokowy, z każdą chwilą uśmiechając się coraz szerzej.
Zbliżając się do tego młodzieńca, zorientowałam się, że naprawdę niezły przystojniaczek z niego. Regularne rysy twarzy, ładny nosek, męskie brwi. No i proszę, ja blondynka, on blondyn = przeznaczenie! Łobuz z niego. Chanseul luuubiii
OdpowiedzUsuń- Hmmm, nic? A czy ona miała posiadać jakieś super właściwości? - zapytałam, stojąc już dość blisko niego. Zboczeniec raczej z niego nie był. Ja na jego miejscu już dawno zaprosiłabym mnie na piwo kremowe, albo może w jakieś romantyczne miejsce... Ach i te jego oczy! Zaraz, zaraz! Zaczęłam kojarzyć go skądś. Patrząc na jego szaty i tajemnicze zachowanie, to na pewno jakiś niegrzeczny chłopiec ze Slyterinu. Sunggyu, no proszę twoja zagubiona owieczka. Ciekawe, jak bardzo prefekt ślizgonów miałby mi za złe, że karze jego podopiecznego jakimiś ujemnymi punktami?
- Ty chyba nie powinieneś tutaj myszkować, mam racje? Czego tu szukasz nieznajomy ślizgonie? - Rzuciłam mu podejrzliwe spojrzenie.
- Szukam ukrytego skarbu - mruknąłem, ze znudzeniem przyglądając się rozpromienionej twarzy Chanseul. - Nie mogę też zaprzeczyć, że liczę na jakąś Komnatę Tajemnic albo ciekawe towarzystwo.
OdpowiedzUsuńOparłem się o zimną ścianę, krzyżując ręce na piersi. Nieco z góry spojrzałem na postać blondynki, której z ust nie schodził uśmiech. Uniosłem jedną brew w geście dezaprobaty i cicho westchnąłem, ponownie spoglądając w stronę ciemnych drzwi oddzielających mnie od przyjaciela.
Na moje nieszczęście mała, wścibska osóbka nie chciała mnie opuścić, uparcie tkwiąc w tym samym miejscu, choć ja tak bardzo bym chciał, aby dała mi w spokoju szukać dalej. Jedna rzeźba mniej, czy więcej nie zrobi różnicy, a ona powinna zdawać sobie z tego sprawę i ładnie odejść jak najdalej ode mnie.
- Skarbu?! - moje oczy rozpromieniły się. Szykuje się przygoda, i do tego z takim ciasteczkiem - Twoje towarzystwo własnie stoi przed tobą.
OdpowiedzUsuńPołożyłam rękę na biodrze i nonszalancko nim zarzuciłam. Przez myśl mi nie przeszło, że mógłby odtrącić moją osobę. Każdy jego gest uwodził mnie. Zachowywał się tak męsko. Och, zbyt często upijałam się samym patrzeniem na na płeć przeciwną. Może i uchodziłam za desperatkę, ale ja naprawdę kochałam podziwiać urodę mężczyzn jego pokroju.
Jego wzrok przeniósł się na drzwi domu Ravenclaw. Czyżby myślał, że to ów Komnata Tajemnic. Co z nim, przecież każdy wie, że komnata jest raczej na niższych piętrach. Strasznie chciałam go rozgryźć.
- Niestety, nie znajdziesz skarbu w wieży krukonów - uśmiechnęłam się, tym razem bardziej szyderczo - Jeśli chcesz, mogę pokazać ci prawdziwe klejnoty?
Prychnąłem cicho pod nosem na jej infantylne zachowanie i zaraz przygryzłem wargę starając się zrozumieć o co konkretnie jej chodzi. Nie wydawało mi się, aby tak zwyczajnie nagle zachciała pomóc mi w poszukiwaniach nieistniejącego skarbu albo komnaty, o której krążyły tylko ubogie w szczegóły historyjki.
OdpowiedzUsuń- Wydaje mi się, że wyraźnie powiedziałem 'skarbu i ciekawego towarzystwa'. Pani Prefekt nie została wspomniana - przejechałem czubkiem języka po suchych wargach, przechylając nieco swoją głowę w bok. Obserwowałem zmiany zachodzące na twarzy blondynki. Życzyłbym sobie, aby nagle straciła tą pewność siebie, ale na jej obliczu pojawił się tylko wyraz większego uporu. Jaka z niej nieznośna osoba!
Jego zachowanie było takie aroganckie. Jak przystało na ślizgona. Rzadko miałam okazję rozmawiać z tak szorstkim chłopakiem. Ale to zupełnie mnie nie zraziło, odbierałam to jako prowokacje. A więc tak chcesz się bawić? Zmarszczyłam brwi, zbliżyłam się nieco do niego. Był wysoki, dobrze zbudowany, a jego usta krzyczały do mnie. Spojrzałam mu głęboko w oczy. Musiałam stać na palcach i to jeszcze nie wystarczyło, by być z nim na równi. Uwielbiałam takie wyzwania.
OdpowiedzUsuń- Mam ci udowodnić, jak bardzo szalona jestem? - Rzuciłam w jego stronę, ale nawet nie czekając na odpowiedź. Podeszłam do drzwi Ravenclaw. Szepnęłam tajne hasło i po chwili dom krukonów stał dla nas otworem.
- Tak się składa, że znam wszystkie tajemnice tego budynku. Trzymając się mnie, zaznasz przygód oraz mogę ci zagwarantować, że nie będziesz się nudzić w moim towarzystwie - po tych słowach zamknęłam szybko drzwi, by ślizgon nie próbował mnie oszukać.
Takie zachowanie z mojej strony było wręcz lekkomyślne, ale kto mógł mnie ukarać? Nikt nie był już nade mną. Chyba, że sam Dumbledore, który znał moją szaloną naturę.
- Wow, znasz hasło - powiedziałem z prześmiewczym zachwytem, zaklaskałem dwa razy, a nawet szybko się ukłoniłem. Przeczesałem włosy dłonią i ponownie skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej, ukazując moją niedostępność postawą ciała. Sam nie wiedziałem, czy dziewczyna była tak bezkarna, jak jej się wydawało, czy tylko próbowała mi zaimponować. Nie należała do Krukonów, ale była Prefektem Naczelnym, więc logicznym było, że miała dostęp do takich rzeczy, a ja nie powinienem być aż tak zdziwiony. Szybko przybrałem na twarz obojętny wyraz, starając się najlepiej ukazać moją niechęć do jej osoby.
OdpowiedzUsuń-Myślę, że nadal się nie zrozumieliśmy. Nie potrzebuję twojej pomocy - powiedziałem wolno i wyraźnie, żeby blondynka nie miała problemu z rozszyfrowaniem moich słów. Nachyliłem się w jej stronę, jak ona zrobiła to przedtem, tyle, że ja musiałem się jeszcze trochę nachylić, aby moja twarz znalazła się na poziomie jej buzi. - Dam sobie radę sam. Jestem dużym chłopcem.
Żałowałem tylko, że tak szybko zamknęła drzwi, bo nadal pamiętałem w jakim celu przybyłem na Wierzę Ravenclaw, a nachalna wręcz dziewczyna nie pomagała mi w osiągnięciu mojego celu. Wyprostowałem się i wypuściłem powietrze z płuc z głośnym świstem, przymykając oczy. Cała sytuacja była dość męcząca.
Zachowanie tego cwaniaczka drażniło mnie, ale jeszcze bardziej podniecało. Wygląda na to, że mam słabość do gardzących mną nieznajomych. Przystojnych nieznajomych.
OdpowiedzUsuń- Jestem prefektem naczelnym - prychnęłam - Jestem po to, żeby pomagać! Rozkazuje ci, wykorzystaj mnie!
Po tych słowach otworzyłam szeroko oczy i odruchowo przyłożyłam dłoń do ust. Co ja wygaduje najlepszego?! Dałam wyprowadzić się z równowagi i to w tak łatwy sposób. Wtedy to on nachylił się, zupełnie przekraczając granicą mojego komfortu. Jego słowa zwaliły mnie z nóg. O tak, duży z niego chłopiec. Pragnęłam mieć takiego na wyłączność. Nie potrafiłam się ruszyć, bardzo odpowiadało mi to co zrobił. Nie mogłam dopuścić do siebie myśli, iż to nie flirt. Nigdy jakoś nie radziłam sobie z facetami. Starałam się, nie poddawałam się, a i tak zwykle wychodziło to samo, czyli jedno wielkie nic. Mimo to miałam dystans, lecz nie potrafiłam nigdy powiedzieć sobie stop. I tak zawsze zostawałam na lodzie, bo za bardzo chciałam, za bardzo mi zależało, za bardzo się narzucałam...
- Przepraszam, może zaczniemy jeszcze raz - rzekłam, tym razem poważnie, gdy on się wyprostował. - Nazywam się Choi Chanseul, a ty?
Całkowicie chciałam zmienić bieg rozmowy...
Na jej słowa wybuchłem cichym, urywanym śmiechem, który spowodowany był raczej idiotyzmem tej sytuacji, niż jej komizmem. Przetarłem twarz wewnętrzną stroną dłoni, kolejny już tego dnia raz wzdychając. Spojrzałem w dół, na upartą dziewczynę i może nawet w którymś momencie na moich ustach pojawił się cień uśmiechu, który zniknął bardzo szybko. Pewnie, blondynka najpewniej była jakąś desperatką, ale podobał mi się jej dziwny upór w dążeniu do celu. Nawet tak głupiego i banalnego jak pomoc mi. W takich sytuacjach byłem prawie bezsilny, dlatego postanowiłem w najmniejszym stopniu ulec Chanseul i jednak zdradzić jej własne imię. Prawdopodobnie tylko to mogłoby w jakiś sposób uwolnić mnie z tej chorej sytuacji.
OdpowiedzUsuń-Kim Mingyu - odpowiedziałem po chwili przerwy. Przez moment przyszło mi na myśl, aby nie mówić prawdy, jednak moje kłamstwo szybko wyszłoby na jaw, ponieważ nawet nie łudziłem się, że Chanseul jakoś szczególnie szybko da mi spokój.
Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Czemu ja muszę robić takie dziwne pierwsze wrażenie? Zawsze czułam, że nie jestem w tym dobra.
OdpowiedzUsuńJest, udało mi się! Chłopak wyjawił mi swoje imię. Chwila! A co jeśli mnie okłamał, w końcu to śligon. Oni mają to we krwi. Zwykle nie byłam osobą, która ocenia po pozorach, ale on już trochę pokazał mi swoje kocie pazurki. Musiałam zrezygnować...
- Nie, wiesz co, to nie ma sensu - westchnęłam cicho - Skoro tak bardzo przeszkadzam Panu Kim, to... a z resztą.
Zrezygnowana obróciłam się. Podeszłam do zepsutej rzeźby, wyciągnęłam różdżkę i jednym machnięciem naprawiłam posąg. Nie obróciłam się już w jego stronę. Po prostu pomaszerowałam dalej w głąb korytarza. Jednakowoż nie mogłam tak tego skończyć. Byłam zła na siebie, na niego... No właśnie to on był powodem mojej złości, a uściślając, jego zachowanie. Moja upartość wzięła górę nad rozsądkiem. Obróciłam się napięcie i po chwili znowu stanęłam z nim twarzą w twarz.
- Słuchaj ty no - dźgnęłam go kilkukrotnie palcem w pierś - Nie życzę sobie takiego traktowania. Jeśli nie chcesz mojej "pomocy" to Ci chociaż potowarzyszę. I nie, to nie prośba. Masz to uczynić tutaj, zaraz, w tej chwili.
Wybuchnęłam trochę, to było dość dziwne, jak na moją miło usposobioną osobę. Niestety łatwo można wyprowadzić mnie z równowagi. Skoro on traktował mnie chłodno, to ja będę jeszcze bardziej nalegać. Poza tym nadal interesowało mnie czego tu szukał. Czułam, że powinnam mieć na niego oko.
Obserwowałem jak dziewczyna odchodzi ode mnie, aby naprawić zniszczoną rzeźbę. Zaśmiałem się ponownie na jej poczynania. Musiałem przyznać, że dość pociesza z niej osoba.
OdpowiedzUsuńJednak zaraz po wymówieniu zaklęcia, Chan nie wróciła do mnie, jak na początku myślałem, że zrobi, a odwróciła się i skierowała swoje kroki ku zejściu z wieży. Uniosłem brwi w niemym zdziwieniu. Poczułem się z tym jakoś dziwnie, źle... Nie miałem w zwyczaju krzywdzenia małych dziewczynek, dlatego zmiana wiecznie dobrego humoru prefektki była małą ujmą na moim ego. Nie tak powinienem się zachowywać.
Zacisnąłem pięści, tak samo jak szczękę. Nie miałem pojęcia co powinienem był zrobić. Zatrzymać ją? Pozwolić odejść? Przyjąć jej pomoc? Zignorować, a może zwyczajnie przeprosić?
Na całe szczęście za parę sekund mój problem rozwiązał się sam, ponieważ dziewczyna ponownie odwróciła się w moją stronę i z gniewnym wyrazem twarzy przemówiła, wbijając swój chudy palec w mój tors.
Ze zdziwionym wyrazem twarzy obserwowałem jej wybuch i uważnie słuchałem tego, co miała mi do powiedzenia.
Dobra, w tamtym momencie poważnie mi zaimponowała. Podobał mi się jej charakter i zawziętość, była to cecha jak najbardziej przeze mnie pożądana.
- Okay - odpowiedziałem ze stoickim spokojem, nie pozwalając emocjom wypłynąć na wierzch. Nie musiała wiedzieć, że od tamtego momentu tolerowałem ją minimalnie bardziej. Zsunąłem się w dół po ścianie i usiadłem na podłodze, tym razem z dołu przyglądając się mojej towarzyszce.
Okay. To była jego odpowiedź?! Tak szybko mi uległ. Byłam pewna, że zaraz wyskoczy na mnie z różdżką i będzie chciał się pojedynkować, bo przecież jego męska duma i takie tam. Byłam w szoku, gdy on zachowywał się tak spokojnie. Trochę mnie zatkało. Przygotowałam sobie już nawet kolejne argumenty, żeby trochę się z nim pokłócić. Był tak nieprzewidywalny, a ja zdezorientowana. Usiadł na ziemi jakby nigdy nic, a ja stałam jak wryta. Spoglądał na mnie wciąż dość niezrozumiałym wzrokiem. Miałam usiąść obok niego, czy jaki czort? On z pewnością chciał mnie w ten sposób znowu wyprowadzić z równowagi.
OdpowiedzUsuń- Tak chcesz szukać skarbu? - Mrugnęłam kilkakrotnie, z niedowierzania - Czy to jest jakiś protest z twojej strony?
Uważałam na każdy jego gest. Mimo, iż tak mi się podobał, wydawał się bardzo niebezpiecznym gościem, a raczej nieobliczalnym. To sprawiało, że coraz bardziej byłam ciekawa jego osoby.
- Cierpliwości. Na niektóre skarby - mocno zaakcentowałem to słowo - trzeba poczekać - powiedziałem z bladym uśmiechem, odchylając głowę do tyłu opierając ją o ścianę, a własny wzrok wlepiając w sufit.
OdpowiedzUsuńMiędzy nami przez chwilę zapanowała niczym niezmącona cisza, podczas której czułem na mojej osobie jej palące spojrzenie. W dalszym ciągu nie rozumiałem dlaczego dziewczyna aż tak bardzo chciała udzielić mi swojej pomocy, że postanowiła zmarnować na mnie duży kawałek swojego cennego czasu. Nie docierało do mnie, że mogłaby robić to bez większego powodu, od tak, przez kaprys.
Ponownie spojrzałem wyczekująco w jej stronę, a ona w dalszym ciągu stała przede mną, tylko mi się przyglądając. Prędzej, czy później i tak będzie musiała podjąć decyzję, więc lepiej jeśli ustosunkuje się od razu, szczędząc nam niezręcznych chwil ciszy. Uniosłem swoje brwi, zadając jej tym nieme pytanie.
Postawa Mingyu była dziwna, w ogóle całe jego zachowanie to dla mnie zagadka. Najpierw niszczy rzeźbę, potem mnie odtrąca i obraża, by następnie ze stoickim spokojem siedzieć przede mną w ciszy, czekając na jakiś niewiadomy znak. Nie ukrywam, iż nie należałam do osób cierpliwych. Byłam także bardzo ciekawska i lubiłam wszystko wiedzieć. Niektórzy uważali mnie przez to za wścibską, ale nie przejmowałam się tym. On znowu począł mi się przyglądać, a ja skrzyżowałam ręce i starałam się nie spoglądać w jego stronę. Musiało to wyglądać bardzo zabawnie, bo błądziłam oczami po otoczeniu, ale i tak w końcu mój wzrok kierował się na niego. Czekałam na jakiś znak, sygnał z jego strony. Miłe było to, że jednak pozwolił mi zostać. O ile tak to mogę nazwać. Myślałam, że chociaż więcej będzie się odzywał. Pewnie chciał mnie w ten sposób wykurzyć. O nie, nie dam się robić w bambuko. W rezultacie przerwałam tą krępująca cisze, widząc jak podnosi brwi. Ukucnęłam przed nim, opierając dłoń o ścianę. Chciałam być taka, jak on. Irytująca.
OdpowiedzUsuń- W normalnej sytuacji powiedziałabym, że to ja jestem tym skarbem, ale już raz mnie odtrąciłeś - chłonęłam go oczami, był idealny - Mam usiąść obok ciebie i poczekać?
Próbowałam się uśmiechnąć, ale z trudem mi to wychodziło. Nie potrafiłam go rozgryźć.
- Jeśli tylko masz na to ochotę - wzruszyłem ramionami, uśmiechając się na niepewność pojawiającą się na jej twarzy. Była blisko, bardzo blisko. Mogłem dokładnie przyjrzeć się delikatnym, ślicznym rysom jej twarzy. Przez chwilę spoglądaliśmy sobie w oczy, dopóki nie postanowiłem przerwać tej szopki i spojrzeć w prawo, na drzwi domu wspólnego Ravenclaw. Szczerze przez te niezwykłą dziewczynę dążyłem zapomnieć co tak ważnego chciałem przekazać Wonwoo, więc równie dobrze już mógłbym wrócić do swojego pokoju wspólnego. To byłoby chyba najrozsądniejsze wyjście, ale w tamtej chwili byłem zablokowany przez kucającą naprzeciw mnie blondynkę, która chyba nie zamierzała zmieniac swojego miejsca.
OdpowiedzUsuńJego obojętny ton wprawiał mnie w złość, chociaż z drugiej strony, nigdy ktoś tak bardzo mnie nie intrygował. Chciałam wstać, ale zaraz po tym, jak tylko zabrałam dłoń ze ściany, na której się podpierałam, straciłam równowagę. Niestety, czy może nawet stety, złapałam odruchowo za ramię chłopaka. Było mocne, męskie, umięśnione... Mimowolnie pochyliłam się do przodu i zderzyłam się delikatnie z głową Kim Mingyu. Od razu się wyprostowałam, byłam zakłopotana.
OdpowiedzUsuń- Przepraszam, to tak jakoś wyszło niechcący - zaczęłam się zachowywać jak ryba bez wody. Podskakiwałam nerwowo w miejscu, nie wiedziałam co zrobić z dłońmi, więc zaczęłam nimi gestykulować na prawo i lewo - To nie tak miało wyglądać! Nie jestem aż taką desperatką!
Tym razem naprawdę powinnam sobie darować i odejść. To spotkanie pogrążało tylko moją osobę.
Cała sytuacja od jakiegoś czasu zaczęła mnie zwyczajnie bawić. Najzabawniejszy jednak moment nadszedł jeszcze trochę później. Chanseul jakimś sposobem straciła równowagę i złapała się mnie, aby nie upaść. Jej dłoń zacisnęła się na moim ramieniu, a mimo wszystko blondynka nie dała rady się utrzymać i poleciała prosto na mnie. Nasze głowy się zderzyły, czemu towarzyszył żałosny jęk Prefektki. Szybko spróbowała powrócić na swoje wcześniejsze miejsce, mówiąc coś pod nosem i machając rękoma na wszystkie strony.
OdpowiedzUsuńW połowie jej wypowiedzi ułożyłem swoje dłonie na jej talii, obserwując jak dziewczyna nieruchomieje. Pociągnąłem się lekko do siebie, a następnie w bok i bardzo delikatnie usadziłem na podłodze obok mnie, od razu zabietąjąc ręce. Nie chciałem, żeby pomyślała, że mam jakieś nieczyste zamiary.
- A widzisz. Jednak siedzisz. Dobra decyzja.
Ponownie wygodnie usadziłem się przy ścianie. Przymykając oczy i udając, że cała sytuacja wcale mnie nie poruszyła. A poruszyła. Moja głowa nadal trochę bolała.
Nie ja tu padnę, padnę na zawał, albo umrę ze wstydu. Stałam jak słup soli, gdy tylko poczułam jego ciepłe dłonie. Totalnie mnie zamurowało. Taki gest. Byłam w niemałym szoku. W takiej sytuacji mogło chodzić mu tylko o jedno... Żałuję, że jednak nie doszło do tego, na co liczyłam po cicho. Co z tego, że prawie w ogóle go nie znałam. Co z tego, że trochę działał mi na nerwy. Pragnęłam czułości i dotyku. W tamtej chwili mógł zrobić ze mną wszystko. Kim jednak posadził mnie obok siebie na zimnej podłodze.
OdpowiedzUsuń- Szkoda, że nie na twoich kolanach - wymsknęło mi się. Przyciągnęłam swoje kolana do siebie i objęłam je rękami. Pasma włosów przykryły mi twarz. To bardzo dobrze, bo czułam, jak krew napływa mi do policzków.
Zaśmiałem się cicho na jej słowa, trochę niedowierzająco. Pokręciłem kilka razy głową, przyglądając się jej skulonej postaci.
OdpowiedzUsuń- Może następnym razem - odpowiedziałem, nakręcając sobie na palca jej blond kosmyk włosów. Były takie mięciutkie, pachnące i delikatne.
Już wtedy wiedziałem, że uwielbiam się z nią droczyć. Niestety nie było mi dane zobaczyć jej twarzy, ponieważ włosy skutecznie ją przede mną ukrywały, ale wiele bym dał, aby zobaczyć jej minę.
Postanowiłem, że coś z tym zrobię, więc delikatnie odgarnąłem włosy z jej twarzy i wsunąłem za jej ucho. Ukazała mi się kompletnie czerwoniutka buzia dziewczyny.
-Nic Ci nie jest? Wyglądasz jakbyś miała się udusić. Tak tylko mówię.
Gdy jego słowa dotarły do mnie, poczułam lekkie łaskotanie w brzuchu. Co?! Następnym razem! Dlaczego on mi to robił. Pewnie nie zdawał sobie sprawy z tego, jak szybko można zawrócić mi w głowie. Głównie to ja strzelałam takimi tekstami i to do każdego, ale ciągle były to dla mnie żarty i byłam przekonana, że każdy też to tak odbierał. Raczej przyzwyczaiłam się, że nikt nie traktował mnie poważnie. Podczas gdy jednak role się odwróciły, i to w moją stronę były skierowane takie słowa, nie odebrałam tego jako dowcipu. Ba, nawet nie chciałam. Mimo, iż gdyby doszło do tego, że siadłabym mu na kolanach, na pewno czułabym się zawstydzona. Zakodowałam sobie w głowie, że to już na pewno musiał być flirt. Zwłaszcza, gdy wyczułam łaskotanie na głowie, z powodu tego, że dotykał pasma moich włosów. Najeżyłam się oraz wzdrygnęłam. W moim brzuchu zawirowało jeszcze bardziej, gdy zaczesał moje włosy za ucho.
OdpowiedzUsuń- Nic mi nie jest, a nawet jeśli to co, zaniósłbyś mnie na rękach do skrzydła szpitalnego? - odparłam, bez zastanowienia.
Czasami nie lubiłam siebie, za te bezmyślne wypowiedzi. W środku mnie dział się istny chaos. Dawno z nikim nie flirtowałam. Próbowałam się uspokoić, nie chciałam dać mu satysfakcji, iż zagiął panią prefekt naczelną. Szkoda tylko, że moje lica mnie wydały. Wreszcie obróciłam się w jego stronę, patrzyłam na Mingyu tylko przez chwilę. Pewność siebie ślizgona mnie przytłaczała. W każdym razie zdecydowanym ruchem wyjęłam włosy zza ucha. To był przejaw buntu.
Przez chwilę patrzyłem na pasmo włosów, które ponownie swobodnie falowało, uwolnione przez Chanseul. Zagryzłem lekko wargę i spojrzałem w jej oczy. Nie potrafiłem nawet rozszyfrować emocji, które się w nich malowały. Było to dla mnie coś dotąd nieznanego, całkowicie nowego.
OdpowiedzUsuń-Podejrzewam, że nie miałbym innego wyjścia, Pani Prefekt - odpowiedziałem na jej pytanie, zadane chwilę wcześniej. - Jednak muszę przyznać, że mógłbym mieć trudności ze znalezieniem skrzydła szpitalnego. Jakoś nigdy wcześniej nie było mi potrzebne. - Zauważyłem szybko, chcąc w jakiś sposób dopiec dziewczynie, a może nawet jeszcze raz zobaczyć te rumiane plamki na jej policzkach, które już zdążyły powoli zniknąć.
Uśmiechnąłem się szeroko. Sam nie wiedziałem co we mnie wystąpiło. Widocznie czułem potrzebę zwykłej rozmowy z kimkolwiek innym niż mój przyjaciel, dlatego udało mi się tak szybko przełamać swoje bariery, choć wiedziałem, że i tak nie udało mi się to do końca. Nie tłumaczyło to jednak mojego zachowania, w normalnych sytuacjach chyba nigdy bym tak nie powiedział. Pewnie w ogóle nic bym nie powiedział.
- W takim nieszczęśliwym wypadku byłabyś zdana tylko na moją opiekę.
Niby taki niegrzeczny, ale pomocy to by mi udzielił. Co za niesamowity chłopak. Moje serce chciało wyskoczyć mi z piersi. W tak krótkiej chwili wywołał u mnie tyle emocji.
OdpowiedzUsuń- Jakbyś chciał, to mogłabym Cię oprowadzić - odpowiedziałam, tak po prostu. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, a wtedy ja zwróciłam uwagę na jego śliczny uśmiech. Anioł! Jeszcze chwila i chyba krew puściłaby mi się z nosa. Tak, bierz mnie pod swoje opiekuńcze ramiona! Wtedy uderzyła mnie myśl, że praktycznie pragnęłam go już. Och, jak niewiele mi trzeba, nawet go nie znałam. Byłam taka łatwa. Nie wytrzymałam i na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech. Tak bardzo się rozmarzyłam, że nie potrafiłam tego kontrolować.
- Na twoją opiekę, powiadasz... - zrobiło mi się gorąco, to też odpięłam parę guzików z szaty - W takim razie byłby to dla mnie szczęśliwy wypadek.
Odsunąłem się trochę od niej, patrząc przed siebie.
OdpowiedzUsuń- Nie rozbieraj się Channie. Jeszcze nie teraz.
Uśmiechnąłem się blado i powoli wstałem, wygładzając dół mojej szaty oraz strzepując z niej drobinki kurzu z podłogi. Wyciągnąłem dłoń w stronę siedzącej dziewczyny i pomogłem jej się podnieść. Odszedłem krok dalej, nieco zwiększając odległość między nami, ponieważ dziewczyna wstając stanęła zdecydowanie zbyt blisko.
- Myślę, że nie ma już sensu czekać. Złapię mojego skarba innym razem - mrugnąłem do niej. Spojrzałem jeszcze raz na drzwi do pokoju wspólnego Ravenclaw, ale nadal nic się nie stało, więc westchnąłem i ponownie spojrzałem na blondynkę. - Do widzenia.
Posłałem jej mój firmowy, najładniejszy uśmiech, w którym uwidocznione zostały moje zęby i powoli skierowałem swoje kroki ku schodom prowadzącym w dół.
Musiałam go trochę wystraszyć, bo gdy tylko odpiłam guziki, ten się odsunął. Nie miałam niczego sprośnego na myśli, ale też i nie zaprotestowałabym, gdyby pomógłby mi rozpiąć się do końca. Najwyraźniej trochę przesadziłam. W głowie utkwiły mi także słowa Mingyu: Jeszcze nie teraz. Nawet nie zdążyłam zareagować, a ten wstał i podał mi dłoń.
OdpowiedzUsuńWyszeptałam tylko ciche dziękuję. Czułam się lekko otumaniona, tym co się tutaj wydarzyło. Wróciłam na ziemie, gdy usłyszałam, że chłopak już sobie idzie. Zaraz! Co?! ZŁAPIE MOJEGO SKARBA... Czyżby Kim Mingyu miał dziewczynę? To był ten jego skarb?! O co mogło mu chodzić? Puścił mi oczko. Okay, znowu byłam jak flak. Zobaczyłam jego uśmiech. Okay. On sobie poszedł. A ja spuściłam się po ścianie na podłogę. Nie mogłam się ruszyć. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Nie potrafiłam nic do niego już powiedzieć pod koniec. Po prostu byłam w szoku. Czułam jeszcze większy gorąc na moim ciele. Nigdy tak żaden facet mnie nie onieśmielił.
Zauroczyłam się.
[Z/L]x2