IV PIĘTRO

14 komentarzy:

  1. Akurat wychodziłem z Biblioteki szkolnej, w której byłem oddać wypożyczone książki, kiedy to minęła mnie grupka Puchonów. Zajęli miejsca na jednej z ławek korytarza. Zorientowałem się, że każdy z nich jest bardzo rozbawiony.

    Pomaszerowałem więc ich śladami, ale oparłem się niedaleko parapetu i nasłuchiwałem, o czym tak rozmawiali. Sam wpatrywałem się w nowo wypożyczoną książkę. Nie byłbym sobą, gdybym nie wziął kolejnej lektury. Nie chciałem podsłuchiwać, bo to bardzo nietaktowne, ale po prostu miałem cichą nadzieję, że i mnie, słowa zawsze wesołych Puchonów, rozbawią do łez.

    Niestety, rozmawiali o włosach Profesora Snape. Nie rozumiałem, co w tym było śmiesznego, ale najwyraźniej ten temat był na czasie. Trochę zazdrościłem chłopakom, że potrafią śmiać się z tak błahych rzeczy, jakim była fryzura.

    Wzruszyłem delikatnie ramionami i wertowałem kartki mojej nowej książki. Było w niej mnóstwo informacji o Patronusach. Nie mogłem już doczekać się lekcji związanych z ich tematyką. Bacznie przyglądałem się zwierzętom, które może przybrać ten czar. Moją uwagę najbardziej przyciągnął bawół. Był dla mnie symbolem siły, upartości, ale też i odwagi, czyli czegoś, czego ja nigdy nie będę w posiadaniu...

    Nerwowo poruszyłem językiem, przesuwając liść mandragory...

    OdpowiedzUsuń
  2. Jongin jak zwykle kompletnie bez celu wędrował korytarzami, mając swoją szatę całkowicie rozpiętą. Chłopak w ten sposób czuł się zdecydowanie swobodniej i jakoś tak wydawało mu się, że dzięki temu sprawia wrażenie fajniejszego. Kiwał głową w rytmie piosenki, którą usłyszał tego ranka, nie zwracając uwagi na chodzących po korytarzu ludzi.
    Wreszcie dostrzegł niskiego chłopca, stojącego obok parapetu z książką w ręce. Wydawało mu się, że kojarzy tą jajowatą głowę i już po chwili dotarło do niego, że był to ten emo Krukon, z którym kiedyś chyba nawet gadał...
    Z braku jakichkolwiek innych, ciekawszych zajęć podszedł do niego od tyłu, czyli tak, jak lubił najbardziej, od razu zauważył, że chłopak nie zarejestrował jego obecności, więc z szerokim uśmiechu na czarnej twarzy wyciągnął dłonie przed siebie, łapiąc Krukona za mięciutkie boczki. Kyungsoo, bo tak najprawdopodobniej miał na imię chłopak, który stał się losową ofiarą Jongina, chyba się przestraszył, bo aż podskoczył w miejscu.
    Dumnu z siebie Kim nadal trzymał dłonie na jego talii, głaszcząc go. Zaśmiał się głośno, czując jak ciało chłopaka trochę drży.
    - Witaj Sooooo - przeciągnął, nieco marniejąc pod ostrym wzrokiem chłopaka. Kiedy patrzył na niego w ten sposób, czarnowłosy już wiedział dlaczego przylepiono mu łatkę Szatansoo i chyba nigdy by się do niego nie przyznał, ale ten mały chłopiec przerażał go w takich momentach. - Co tam?

    OdpowiedzUsuń
  3. Niespodziewanie poczułem czyjeś dłonie na sobie. Wzdłuż kręgosłupa przeszedł mnie nie mały dreszcz. Odruchowo podskoczyłem z przerażenia i upuściłem książkę. Pech chciał, że akurat wyplułem też liść rośliny, który trzymałem już dobre parę tygodni pod językiem. Było to jedne z wymagań, by stać się Animagiem, którym tak pragnąłem być.

    Usłyszałem niepokojący śmiech, a czyjeś ręce nadal wisiały na moim pasie. Mimowolnie odwróciłem się i wtedy zauważyłem ów facjatę. Był to nie kto inny, jak niszczciel mojej astronomicznej księgi. Kolejny przystojniaczek, którego miałem okazję już poznać bliżej. Kim Jongin, bo taka była jego godność, którego kiedyś spotkałem w bibliotece, był strasznym natrętem. Czemu właśnie ja miałem takiego pecha i byłem życiowym niedołęgom, by spotkać tego, owianego dziwną sławą, Gryfona?

    - Dzień dobry - odparłem, cichym i zawiedzionym głosem, zupełnie mniej energicznie niż mój znajomy. - Przez ciebie znowu będę musiał zaczynać od nowa...

    Nie miałem w zwyczaju denerwować się, ani co gorsza, wyżywać się na innych. Przyzwyczaiłem się do swojego fatum, więc tak właściwie chłopak tylko pomógł mi skończyć to, co było nieuniknione. A coś czułem, że za dobrze mi szło z tym liściem mandragory.

    OdpowiedzUsuń
  4. Brunet aż zaśmiał się na ponury dźwięk głosu Krukona, który w dalszym ciągu wyglądał na przygnębionego. A Jongin chyba odnalazł powód jego smutku w postaci małej rzeczy na podłodze, w którą Do wpatrywał się smutnymi oczętami.
    - Coś ci chyba wypadło - chłopak skrzywił się lekko, spoglądając na coś leżącego na ziemi, co przypominało... dziwne, mokre, zielone coś. Schylił się i chwycił to między palce, starając się nie okazywać niechęci co do tego czegoś, bo w końcu należało to do Soo i może byłoby mu przykro, gdyby Jongin jawnie okazał, jak go to delikatnie odpycha. Kyungsoo wyglądał, jakby już i tak było mu przykro, że to zgubił, więc brunet chciał go trochę pocieszyć. To coś było wilgotne i lepkie, z pewnością dość nieprzyjemne w dotyku, ale czegóż nie robi się dla dalekich znajomych, którzy wyglądają, jakby najchętniej zadźgali cię tępym nożem we śnie?
    Kim uśmiechnął się szeroko, chcąc dodać chłopakowi otuchy i wyciągnął dłoń ze zgniłozieloną rzeczą w stronę Do, patrząc na niego przymrużonymi oczętami.
    - Masz, podniosłem Ci - powiedział zadowolony, czekając aż niższy odbierze od niego swoją zgubę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Stwierdzenie, iż czułem się niezręcznie było tutaj jak najbardziej na miejscu. Chłopak bez krępacji, tak po prostu nie stronił od kontaktu fizycznego, co mnie osobiście niezmiernie wadziło. Odczuwałem to raczej, jako swego rodzaju kneble. Taki ograniczony i stłamszony, zupełnie straciłem pewność siebie.

    Jeszcze bardziej zażenowanie wkradło się na moją twarz, gdy Jongin podniósł mój liść. Nie spodziewałem się, co chce uczynić, ale jak tylko widziałem, że schyla się po niego, zacząłem machać ręką, co miało dać mu do zrozumienia, by tego nie uczynił. Możliwe, że mnie zignorował, albo po prostu nie zauważył. W każdym razie wybałuszyłem oczy jeszcze bardziej niż zazwyczaj i zacisnąłem zęby.

    - Dziękuję - odpowiedziałem, beznamiętnie łapiąc dwoma palcami zielony liść, który mimo tego, że był ubrudzony, to i tak do niczego innego, jak do wyrzucenia już się nie nadawał. Mimo, iż trzymałem go w buzi tak długo, to czułem obrzydzenie. Podobne uczucie towarzyszyło mi z gumą balonową, wyjmowanie jej z ust było po prostu ohydne, dlatego też rzadko żułem tego typu rzeczy.

    Byłem lekko zakłopotany, nie wiedziałem czy ten gest miał na celu mnie obrazić, czy może był po prostu przejawem życzliwości? Właściwie, gdyby to miało być miłe, to podniósłby też moją książkę, lecz tego nie zamierzał uczynić. A może tak naprawdę, chłopak chciał się nade mną poznęcać i w każdej chwili kazałby mi włożyć go ponownie między usta?!

    - Mam go zjeść? - zapytałem, spuszczając głowę, mimo iż spodziewałem się, że to tylko pytanie retoryczne z mojej strony.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaśmiał się głośno na zapytanie Kyngsoo, ale wszystko wskazywało na to, że niższy mówi poważnie, dlatego Kim od razu przestał śmiać się z jego żartu. Nie rozumiał dlaczego on chciał zjeść to dziwne, zielone coś, ale być może był typem człowieka, który lubi mieć nietypowe rzeczy w buzi, a Gryfon nie będzie go przecież przez to oceniał.
    - Czy ja wiem... Jak masz taką ochotę, to ja nie będę Ci zabraniał, ale ja twoim miejscu bym tego nie robił - chłopak podrapał się niezręcznie po karku, jednak zaraz znowu przybierając na twarz uśmiech. - No chyba, że wcześniej to też miało takie... kłaczki.
    No cóż, być może tak miało być, Kim tego nie wiedział i nie miał także pojęcia, czy ośmieszył się w oczach Krukona z powodu swojej niewiedzy, dlatego postanowił udawać, że tak, to miało mieć na sobie jakieś dziwne włoski i pyłki, one wcale nie przyczepiły się z podłogi.
    Oparł się o zimny parapet, przy okazji stając stopą na coś twardego, co walało się po ziemi. Zdegustowany spojrzał w dół i zobaczył jakąś opasłą księgę.
    - No nie wierzę. Ludzie w tych czasach nie mają szacunku. Jak już coś jest im niepotrzebne, to zwyczajnie rzucają to na podłogę i idą dalej, phi - w trakcie mówienie już drugi raz tego dnia pochylił się i chwycił wspomniany przedmiot, który ważył zdecydowanie więcej, niż Jongin podejrzewał, i zaraz wrzucił go do kosza, czyli tam, gdzie jego zdaniem, powinien trafić. Był takim przykładnym obywatelem tego świata.
    - Co się tak patrzysz, tak należało zrobić - wzruszył ramionami, posyłając mu swój połowiczny uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciągle z tyłu głowy miałem tą świadomość, że już raz dałem się wrobić, zupełnie jak jakiś troll. Byłem naiwny, za każdym razem, gdy chciałem się przemóc, być milszym, bardziej ufnym, to się rozczarowywałem. Absolutnie się to zgadzało, jak wtedy w bibliotece. Pomyślałem, że może jednak warto poświecić mu trochę swojej uwagi, pożyczyć książkę, a nuż okaże się, że chłopak będzie mieć podobne zainteresowania co ja. A tu proszę, oddaje mi zepsutą książkę, ubrudzoną jakimś... Czymś, niewiadomego pochodzenia!

    Na szczęście Gryfon nie był na tyle rozgarnięty, by kazać mi to jeść. Zapewne nie wpadło mu to jeszcze do głowy, ale gdy tylko wróci do swojego dormitorium będzie przeklinał, że nie wykorzystał tak wspaniałej okazji, by poznęcać się nad dużo słabszym i mniejszym uczniu.

    Próbowałem stworzyć na swoich ustach coś na podobiznę uśmiechu, ale nawet nie zdążyłem do porządku się do tego zabrać, gdyż ku mojemu zdziwieniu chłopak podniósł moją świeżo wypożyczoną książkę i wyrzucił do kosza. Czyli to był jego chytry plan znęcania się nade mną.

    Od razu szybkim susem rzuciłem się na kosz do śmieci, upuszczając gdzieś po drodze niepotrzebny liść mandragory. Wyciągnąłem księgę o Patronusach, następnie naciągnąłem rękaw szaty, przecierając nim okładkę.

    - Czyż tyś zwariował?! - uniosłem się, ale nadal mówiłem cichszym tonem niż reszta uczniów na korytarzu. Patrzyłem na niego szeroko otwartymi oczami, w zasadzie nie mrugając - To moja księga. I upadła mi, kiedy mnie dotknąłeś...

    Jongin musiał tego dnia bardzo się cieszyć. Nie często udaję się wpaść na mnie na korytarzu. A żeby zrobić ze mnie ofiarę, nie trzeba było dużo wysiłku.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jongin obserwował jak przejęty chłopak w jednej sekundzie doskakuje do niego i jednym ruchem wyciąga księgę z kosza, wycierając ją rękawem szaty. A do tego był nieźle niechlujny. Miał jakiś dziwny wyraz twarzy, jakby nawet w najmniejszym stopniu nie ufał Jonginowi, a to przecież dziwne, bo każdy ufał mu nawet na tyle, aby powierzyć mu własne życie!
    Mocno przyciskał do powierzchni swojego ciała książkę, ręce także trzymając dość blisko. Wyglądał na bardzo zestresowanego, dlatego Kim wziął sobie za cel nieco go rozluźnić, jeszcze nie wiedział jak, ale był pewien, że to zrobi.
    - Jak to możliwe, że od drobnego dotyku zgubiłeś aż tyle cennych rzeczy? - zapytał nieźle zdziwiony. Krukoni zazwyczaj przywiązywali wielką wagę do dobrodziejstw literatury, ale najwyraźniej ten był zupełnie inny, niż wszyscy. Rozrzucał książki na wszystkie strony, a do tego chyba właśnie zjadł to zielone, bo Kim nigdzie nie mógł tego dostrzec! Dla wyższego było to niepojęte, bo przecież z pewnością nie wyglądało apetycznie. Istniała także możliwość, że to coś miało jakieś silne właściwości magiczne i dlatego aż tak zależało mu, aby to spożyć, bo zwyczajnie nie chciał tego zmarnować. Mimo wszystko było to fuu. Jongin sam nie wiedział, czy aby na pewno chce przebywać w towarzystwie kogoś takiego, ale postanowił, że da mu drugą szansę, bo wszyscy na nią zasługują, czyż nie? Nawet Ci, którzy trzymają w ustach takie obrzydlistwa.
    - Wygląda na to, że to nie ja tutaj zwariowałem, mały Krukonie - zaśmiał się, rozglądając na boki. Ludzie w dalszym ciągu gromadzili się na korytarzach, co oznaczało, że lekcja się jeszcze nie rozpoczęła, a oni mieli w zapasie parę chwil na rozmowę. Powrócił wzrokiem do towarzysza, który uroczo nadymał policzki, chyba w złości, oraz miał tak szeroko otwarte te swoje wielkie oczy, że brunet obawiał się, iż mogłyby za chwilę mu wypaść.

    OdpowiedzUsuń
  9. - Może i drobnego, ale jakże niechcianego - rzuciłem mu pogardliwe spojrzenie, jakby miał jakiekolwiek prawo na dotykanie mnie. Ceniłem sobie swoją przestrzeń osobistą, ale jeszcze bardziej poważałem nietykalność innych, dlatego też nie rozumiałem, jak można bez przyczyny obmacywać innych. Jongin z pewnością należał do grona osób przenoszących całe mnóstwo bakterii. Wnioskowałem szczególnie po tym, jak podniósł mój liść.

    Docinki Gryfona i jego zaczepliwy ton nie były dla mnie nowością. Zwykle sprawnie ignorowałem takie zjawiska, ale tym razem napastnik był nieustępliwy. Pomimo wszystko imponował mi jego upór, też chciałbym taki być...

    Po jego kolejnych słowach zmarszczyłem czoło. Powoli drażniły mnie jego uszczypliwe komentarze. Zdecydowanie był typem osoby, z którą nigdy nie mógłbym złapać wspólnego języka. Śmiał się zdecydowanie za dużo i nie wiedziałem, czy to moje zachowanie go tak bawiło, czy po prostu takim był człowiekiem. W zasadzie słyną ze swojego "śmiesznego" stylu bycia, ale na tamtą chwilę byłem lekko zdezorientowany.

    - Byłbym wdzięczny, jeżeli przestałbyś już sobie stroić ze mnie żarty - odpowiedziałem, zaciskając jeszcze mocniej książkę do piersi, jednak po chwili poprawiłem swój luźno leżący na szyi niebieski szalik. - Nadal chowam do ciebie urazę za tą książkę, którą ci kiedyś pożyczyłem. Nie mam pojęcia czym ty to ubrudziłeś, żadne zaklęcie nie może jej naprawić. A teraz jeszcze sprawiasz, że czar, nad którym pracowałem długie tygodnie... Ech, będę musiał zaczynać od początku, a trzymanie miesiąc liścia mandragory pod językiem nie należy do łatwych. Więc przepraszam bardzo, ale to jednak ty jesteś wariatem.

    Stałem z dobre 60 cali od Kim Jongina, to też mogłem zauważyć, jak dużo wzrostu nas dzieliło. Jego twarz była bardzo promienna, a uśmiech czarujący. Z całą pewnością chłopak należał do tych najprzystojniejszych w szkole, za którymi zwykle uganiały się dziewczyny. Do tego jego styl bycia i rozpięta szata potęgowały tylko podniecenie wśród płci pięknej.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jongin zaśmiał się na wspomnienie o tej nieszczęsnej książce, bo dzięki niemu zdołał sobie przypomnieć skąd dokładnie znał Krukona. Zdarzyło mu się kiedyś pożyczyć od niego książkę, której Kim finalnie nawet nie przeczytał, a oddał w nieco innym stanie, niż trafiła w jego ręce. Cóż wypadki chodzą po ludziach, a Kyungsoo powinien to zrozumieć i przestać mu to wypominać, bo to naprawdę nie było miłe.
    - Nie stroję sobie z Ciebie żartów - prychnął, udając obrażonego i odwrócił swoją głowę w bok, nie patrząc w stronę Do. - A co do tej książki, to dobrze wiesz, że to nie było specjalnie, a jeżeli aż tak Ci to przeszkadza i masz zamiar wypominać mi to do końca życia, to spokojnie mogę Ci odkupić taką samą.
    Nie czekając na reakcję niższego ponownie odwrócił się w jego stronę, patrząc na niego z zaciekawieniem. Dopiero w tamtej chwili zrozumiał co chłopak trzymał w buzi i po co mu to było, tak myślał wyjątkowo wolno, ale lepiej przemilczeć ten fakt.
    Z szeroko otwartymi oczami patrzył z niedowierzaniem na Soo, a następnie bardzo męsko pisnął i przybliżył się do chłopaka oraz schylił, mając swoją twarz na wysokości tej jego.
    - Też chcę taki liść! - wykrzyknął radośnie, myśląc o możliwościach, jakie może mu to dać. Z pewnością fajnie byłoby móc zmieniać się w jakiegoś zwierzaczka, bo przecież taką umiejętność byli w stanie posiąść animadzy, między innymi dzięki takim praktykom. Może byłby sową i mógłby latać razem ze swoją płomykówką? Z drugiej strony trochę byłby przypał, gdyby przypadł mu szczu, bo jeszcze ta bestia by go zeżarła. Pokręcił głową, odganiając idiotyczne przemyślenia, idiotyczne, ponieważ jeszcze nawet nie zaczął praktyk, a już myślał nad tym, czym mógłby być, uśmiechnął się i powrócił do Soo. - Jeśli chcesz, to możemy nawet zacząć razem. Zawsze będzie zabawniej.
    Pomyślał jeszcze chwilę i doszedł do wniosku, że jednak trzymanie jakiegoś liścia, który miał wyglądać jak ten z ziemi, z pewnością będzie nieprzyjemne. Trudno, jakoś mógł to znieść.
    - Albo wiesz co? Mam nawet lepszy pomysł. Moglibyśmy trzymać jeden, za to na zmianę. Byłby przez miesiąc i to nawet pod językami, a nie pod jednym językiem. Fajniej by miał. Myślisz, że to może zadziałać? - pytania wylatywały z jego ust, jeszcze zanim dał niższemu choćby sekundę na odpowiedź. Zbyt bardzo spodobał mu się ten pomysł. Jongin lubił posiadać wiele różnorodnych umiejętności. - Ej a co by się stało, jakbym tak niechcący go zjadł? Można by było go jakoś zwrócić? No wiesz, tak raczej… ustami.
    Zaciekawiony na chwilę przystanął, oczekując odpowiedzi Kyungsoo. Aż go coś rozpierało od środka na myśl o nadchodzących odpowiedziach, których Soo, jako przykładny Krukon, powinien mu udzielić. W końcu od tego właśnie byli Krukoni, czyż nie?

    OdpowiedzUsuń
  11. Jongin nie wiedział, jak cenna była to dla mnie księga. Nie miał też pojęcia, że znalezienie takiej, zajęłoby mu masę czasu, ale sama chęć odkupienia mojej lektury była miła, więc postanowiłem mu odpuścić. Na jego słowa machnąłem tylko niedbale ręką, nie zaczynając nawet dyskusji.

    Zdębiałem, kiedy to usłyszałem, ze Kim również pragnie liścia mandragory. Chłopak pewnie nie miał pojęcia, dlaczego właściwie trzymałem go pod językiem. Możliwe, iż myślał, że to najzwyklejsza zabawa. Entuzjazm i zapał jaki mu towarzyszył, był nie do opisania, a ja główkowałem, co tak właściwie działo się w jego umyśle. Wsłuchując się w zdania, wypowiedziane przez Gryfona, mogłem wnioskować jedno. Był głupi, jak troll.

    Nastała niezręczna cisza. Zlustrowałem go wzrokiem, nadal nie wierzyłem. Czy ja to wszystko właśnie usłyszałem? Wypuściłem głośno powietrze z ust i spokojnie pochyliłem się, łapiąc przy okazji za czoło.

    - Tyle pytań, tyle spekulacji, tyle propozycji... - ciągnąłem, ponownie patrząc na chłopaka ze stoickim spokojem. Wyglądał dość poważnie i zrozumiałem, że czekał na jakąś dłuższą wypowiedź z moich ust. Nie chciałem go zawieźć. - Jonginie, po pierwsze, to nie jest zabawa. To naprawdę czary, w dodatku potężne. Nie wiem, czy ty wiesz, po co tak właściwie trzyma się ten liść w buzi? Otóż po to, by chociaż trochę przybliżyć się do ścieżki Animaga, która wcale nie jest prosta, lecz kręta. W rzeczywistości potrzeba bardzo dużo starań, a Animagiem nie zostaje się z dnia na dzień. Znam tylko parę osób, które mogą przemieniać się w zwierzęta - przełknąłem ślinę, czując w sumie swobodę na języku. Odkąd trzymałem liść w buzi, trudno było mi jeść, rozmawiać, czy kaszleć, nie wspominając już o śnie. A to wszystko po to, by spełnić swoje marzenia. - Po drugie nie rozumiem, co mielibyśmy osiągnąć, dzieląc się liściem? Wydaje mi się to absurdalne. Jedyne do czego by nam to posłużyło, to do wymiany flory bakteryjnej, pomijając fakt, że w ogóle miałbym ochotę na robienie z tobą takich rzeczy. - W tej chwili odwróciłem na sekundę wzrok. W mojej głowie od razu pojawił się obraz mnie i Jongina dzielącego się liściem. Przełknąłem głośno ślinę - po trzecie, myślę, że gdybyś zjadł liść, musiałbyś wybrać się do cieplarni po nowy, gdyż powinien on znajdywać się tylko i wyłącznie pod językiem. Jest to naprawdę trudna sztuka. No i niestety obawiam się, że ustami to byś go raczej nie zwrócił. Mam nadzieję, że znasz anatomię człowieka, bo tego raczej nie chce ci tłumaczyć.

    Miałem nadzieję, że już dość tej odpytywanki. Ta rozmowa pewnie i tak do niczego sensownego nie prowadziła, ponieważ chłopak nie wydawał mi się ani trochę bystry. Możliwe, że się zgrywał, albo nadal robił sobie ze mnie żarty. W każdym razie, ja odegrałem dobrze rolę szkolnego kujona.

    OdpowiedzUsuń
  12. Entuzjazm Gryfona nie ostygł nawet na chwilę. Słowa drugiego chłopaka jakoś specjalnie go nie poruszyły, bo jeśli Jongin chciał, to Jongin to miał, więc sam nie widział problemu w znalezieniu rozwiązania tejże sytuacji. Spojrzał na niższego, którego wyraz twarzy ukazywał kompletną obojętność względem Kima i wszystkich innych ludzi, a brunet miał ochotę złapać go za pulchne policzki i wytarmosić, tak smutno wyglądał.
    Gryfon nie wiedział, dlaczego Do chodził taki przygnębiony, jednak dobrze wiedział, że wszystkiemu da się zaradzić i prędzej, czy później, chłopak się uśmiechnie. Nawet jeśli Jongin musiałby zrobić z siebie totalnego idiotę, którym z resztą był, więc co za różnica. Powoli kończyły mu się błyskotliwe zabawne teksty, ale miał nadzieję, że jego urok osobisty w zupełności wystarczy. Najwyżej zafunduje niższemu całą stratę mądrych książek, wydając tym samym całe swoje oszczędności, które odkładał na zakup wymarzonej miotły. Był w stanie się poświęcić, jemu i tak nie była aż tak potrzebna, a naprawdę nie lubił, kiedy ktoś chodził smutny w jego pobliżu. To nie godziło się z jego duszą nieposkromionego śmieszka. Zanotował sobie także w pamięci, aby jednak odkupić mu tą zniszczoną książkę, ponieważ wyglądało na to, że chłopakowi bardzo na niej zależało.
    - Ale to nie szkodzi. Mogę go nawet trzymać pod własnym językiem, ważne, że z Tobą - powiedział od razu, zaczynając myśleć nad tym, co mógłby zrobić w razie ewentualnego połknięcia. Ze słów Krukona wynikało, że przywrócenie liścia do stanu używalności raczej
    nie jest możliwe, więc zapewne pozostawało mu tylko uważanie, aby go nie zjeść. Trudno, to przecież było do zrobienia.
    - Okayy… No to kiedy idziemy po te liście? - zapytał, już samemu będąc nieźle zniecierpliwionym. Jeżeli w grę wchodziłby sam Jongin, od razu pobiegłby do cieplarni po liść mandragory, ale przecież nie mógł zostawić swojego koleżki, dzięki któremu do głowu przyszedł mu ten genialny, w jego mniemaniu, pomysł. Widząc niepewność w oczach Kyungsoo od razu pragnął się wytłumaczyć. - Ale spokojnie! Z pewnością go nie zjem, obiecuję. Nie musisz się martwić.
    Zadowolony oparł dłonie na biodrach, odrzucając swoją szatę do tyłu z myślą, że mógłby wyglądać jak jeden z tych superbohaterów z własnych komiksów. Uniósł podbródek w stronę Soo, albo raczej gdzieś ponad Soo i przemówił.
    - Chodźmy zostać Animagami!

    OdpowiedzUsuń
  13. Chłopak niespecjalnie przejął się moimi słowami, choć zdawało mi się, że słuchał uważnie. Nadal wygadywał niezrozumiałe i nie logiczne dla mnie rzeczy. Doszedłem do wniosku, że gdyby Jongin miał ogon, to na okrągło by nim merdał. Był zbyt energiczną osobą, zupełnie różnił się ode mnie, aczkolwiek było w nim coś, przez co nie mogłem go ignorować.

    - Coś ty się tak uparł na mnie? - Rzekłem, wyciągając z kieszeni różdżkę. - Chcesz mi coś zrobić? Jeśli masz jakikolwiek zamiar nabijania się ze mnie, to przepraszam, ale nie dam się tak łatwo - machnąłem różdżką, zmieniając książkę, którą wypożyczyłem chwilę temu z biblioteki, w bardzo malutką i ukryłem ją w prawej kieszeni swojej szkolnej szaty. To nie miało tylko sprawić, by było mi lżej, po prostu chciałem dać do zrozumienia Gryfonowi, że nie żartuję i znam się na czarach. - Więc nie próbuj żadnych sztuczek na mnie.

    Nie przepadałem za groźbami, ale ostatnio miałem już dość osób, które robiły sobie ze mnie żarty. Najpierw Joen Jungkook, a teraz jeszcze Kim. Nie chciałem wyładowywać na nim swojej frustracji...

    I tak musiałem prędzej czy później odwiedzić cieplarnie, a żywiłem też nadzieję, że po drodze, albo w tej gestej szklarni, uda mi się zgubić Gryfona. Jego zachowanie nie było do końca znowu takie irytujące. Myślałem, że chłopak może po prostu się zgrywa, szczególnie, gdy na korytarzu był taki tłum, a większość dziewczyn obracała się w jego stronę. Najwyraźniej ten czarujący uśmiech miał więcej fanów, niż Insygnia Śmierci. Może w cieplarni będzie bardziej poważny.

    - No więc zgoda - schowałem różdżkę. - Pójdę z tobą do cieplarni, ale z góry podkreślam, że Animagiem średnio staje się jedna na tysiąc osób.

    OdpowiedzUsuń
  14. Jongin tylko z poszerzającym się uśmiechem obserwował jak Kyungsoo wymachuje różdżką, wcale go to jakoś specjalnie nie zdziwiło, bo jednak chłopak był Krukonem, a oni z natury umieli wszystko.
    - Nie uparłem się na Ciebie - odpowiedział, nawijając na palce róg szaty i spoglądając z uśmiechem na niższego. - Po prostu to był Twój pomysł i pomyślałem, że fajnie by było mieć Cię ze sobą.
    Cieszył się, że mimo wszystko Krukon zdecydował się pójść z nim do tej cieplarni. Wiedział jednak, że jemu nikt nie jest w stanie się oprzeć, a jeśli nawet chłopak nie zdecydowałby się z nim pójść, Kim najprawdopodobniej posunąłby się do użycia siły i zaniósłby go do cieplarni, nie zważając na jakiekolwiek protesty. Z jednej strony wybór Soo bardzo go cieszył, z drugiej jednak bardzo kusiła go opcja uprowadzenia niższego. To musiałoby być ciekawe i Jongin wiedział, że jeszcze kiedyś spróbuje to zrobić. Być może mu się nie uda, bo Krukon powali go pierwszym, lepszym zaklęciem, ale próbować zawsze warto.
    - Jesteś mądry, więc mam nadzieję, że przy Tobie uda mi się przeżyć. A no i nie mam zamiaru stosować żadnych sztuczek. Przynajmniej nie tych, których byś nie chciał - wyszczerzył się głupio i mrugnął, trącając Do dłonią.
    Jedna osoba na tysiąc. Cóż, to pewnie trochę mało, ale dla gryfona nie było rzeczy niemożliwych. Chciał zostać Animagiem, więc będzie próbował nim zostać, a jeśli mu się nie uda, to będzie próbował dalej, aż do skutku. Kiedyś stanie się tą jedną osobą. A zresztą, brunet uważał siebie za wyjątkowego, więc to tylko kwestia czasu, jak będzie mógł się zmienić w wiewiórkę, czy coś…
    Uważał, że bardziej powinien się martwić o swojego małego towarzysza, ale wyjście z tego problemu też jakieś istniało. Najwyżej Kim będzie udawał, że Kyungsoo zmienił się w jakiegoś zwierza i będzie mu to wmawiał, aż Soo mu uwierzy. Będzie udawał, że Krukon jest jakąś sową, chociaż z drugiej strony… diabeł tasmański zdecydowanie bardziej pasował do osobowości Szatansoo i Jongin musiał się dobrze zastanowić, czy aby na pewno nie to zwierzę byłoby dla chłopaka najbardziej odpowiednie.
    - Nic nie szkodzi. My możemy być nawet dwoma osobami na tysiąc. A co tam - odpowiedział zuchwale na ostatnie słowa Krukona, zanim obydwoje ruszyli wzdłuż korytarza, udając się do cieplarni.
    [Z/L]x2

    OdpowiedzUsuń