Piątkowe popołudnie są dla uczniów najprzyjemniejszą porą spośród wszystkich dni z całego tygodnia. Można w końcu odetchnąć po wykańczających lekcjach i cieszyć się całym weekendem przed sobą. Jednak dla mnie tym razem nie był to czas radości, ponieważ tuż po zajęciach z eliksirów, Severus Snape kazał mi się zjawić pod drzewem kwitnącej wiśni znajdującym się z tyłu szkoły. Uważałem jednak, iż profesor mógł najzwyczajniej naczytać się zbyt wiele mang i stąd te urojenia, ponieważ nie było tu nigdy drzewa Sakura ,a jedynie charakterystyczna Bijąca Wierzba, która według mnie była całkowitym przeciwieństwem tamtej o delikatnym usposobieniu rośliny.
Wzruszyłem więc zatem tylko ramionami i przygotowałem się mentalnie na to, co przygotował dla mnie Snape. Z nerwów prawie połamałem wszystkie paznokcie u dłoni, będzie mi płacił za kosmetyczkę, przysięgam.
Punkt szesnasta, a ja ruszyłem powolnym krokiem, z sercem wyrywającym się z piersi, w stronę umówionego miejsca. Dłonie miałem włożone w kieszenie sporo za dużej bluzy o odcieniu szarego - który wyśmienicie oddawał mój nastrój, a całość dopełniał obojętny wyraz twarzy. Grunt to nie pokazywać jawnie słabości, w końcu przeciwnik może je wykorzystać.
Będąc już prawie na miejscu, zobaczyłem jego - Stał oparty nonszalancko o gruby pień i aż zaparło mi dech w piersi z zachwytu widząc, że wierzba jest dzisiaj wyjątkowo spokojna i niewzruszona, dlatego starałem się również zachować względny spokój. W końcu żaden kawałek drewna nie będzie lepszy ode mnie, co to to nie! Musiałem mieć głowę opuszczoną w dół, gdyż J E G O majestat i elegancja nadto mnie przytłaczały. Jeszcze tylko kilka metrów dzieliło mnie od klęski, dlatego też zwolniłem kroku najbardziej jak tylko się dało, aczkolwiek czułem jak z każdym krokiem buty, w które się odziałem, stają się co raz cięższe i wbijają mnie w ziemię, jakby chcąc mnie już w niej pogrzebać na dobre.
-Jungkook, to ty chłopcze? - Lekko ochrypły głos skierowany w moją stronę spowodował dreszcze, które przeleciały wzdłuż całego mego ciała. Uniosłem mimowolnie głowę, J E G O kruczoczarne włosy rozwiane na wietrze spowodowały, iż musiałem przystanąć, co jednak nie spodobało się profesorowi i kazał mi się pośpieszyć używając do tego swojego przepełnionego agresywnością tonu.
Tak oto stanąłem przed nim całkowicie bezbronny i zatracony, a dookoła nie było żywej duszy. Wiedział jak to uknuć, cwaniaczek.
Wiatr wiał niemiłosiernie w akompaniamencie okrutnie szarych chmur, przez co chmara wierzbowych liści tańczyła dookoła nas walca tworząc makabryczny, lecz zarazem przepełniony kunsztem widok.
Gdy uchylił swe spierzchnięte, blade usta, mimowolnie oblizałem własne wargi czując rozrywającą suchość w gardle. Nie mogąc już dłużej tkwić w tym stanie, przerwałem tą ogłupiającą ciszę.
-Tak, profesorze?
I wtedy on jak gdyby nigdy nic uśmiechnął się do mnie i stanął centralnie przede mną tak, że między nami był ledwo jeden krok.
- Ja i ty, jutro w moim gabinecie.
A ja na to "Dobrze, panie profesorze" z myślami pełnymi obaw odnośnie tego, jaką karę przyszykuje mi Severus. Zmierzwił tylko moje włosy i odszedł. Nie miałem nawet sił by zaśmiać się z kartki na jego plecach z napisem "Śmierdzę", zostawionym najprawdopodobniej przez jakiegoś pierwszaka lub Chanseul.
Tak oto stanąłem przed masywnymi dębowymi drzwiami od sali, w której urzędował Snape. Była sobota, dlatego też maltretowały mnie dodatkowe obawy co do tego, że nikt odpowiednio szybko nie znajdzie moich zwłok, ponieważ w weekendy nikt tu raczej nie przychodzi. Podniosłem drżącą dłoń, by zapukać, jednak zanim to uczyniłem, odezwał się głos z środka.
-Wejdź, Jungkook. - Nie chciałem nawet wiedzieć jakim cudem wyczuł moją obecność. Wolałem nie zawalać sobie głowy mało istotnymi sprawami.
Ostrożnie wszedłem do środka rozglądając się dookoła i pierwsze co przykuło moją uwagę to...
nie porozpalane w całym pomieszczeniu aromatyzowane świecie,
nie płatki róż rozścielone na kamiennej posadzce,
ani nie butelka z szampanem na biurku profesora, tylko...
Snape umył włosy. Z tej wielkiej, nagłej i naprawdę niespodziewanej zmiany aż ugięły się pode mną kolana i czułem, że jestem bliski omdleniu. On jednak tylko wystawił w moją stronę swą rękę, a ja jak w transie powolnym krokiem zbliżałem się do mężczyzny, by po chwili złapać za jego zimną i twardą niczym marmur dłoń, która perfekcyjnie kontrastowała z moją. Posłał mi zawadiacki uśmiech, a ja biedny nie wiedząc co począć, stałem jak ten debil z otwartymi ustami nie mogąc oderwać od profesora wzroku. Widząc moje zmieszanie, zaśmiał się i tak mną zakręcił, iż ostatecznie znalazłem się w jego silnych, męskich ramionach. Posadził mnie na swoich kolanach i delikatnie gładził rozpalony do czerwoności policzek.
- Profesorze..?
-Tak?
-Dlaczego...?
-Dlaczego zaprosiłem Cię na randkę? To chyba oczywiste, nie graj już niedostępnego, Jungkookie~
Czekajcie...COOOO?! Czyżby uznał, że moje ciągłe drwiny na jego temat, rzucanie papierowymi samolotami i podmienianie mu składników do eliksirów to tylko takie podchody?
Cóż, nie mylił się.
Wkrótce pomieszczenie było tylko przerywane naszymi oddechami, jakbyśmy już rozumieli się bez słów i wszelkie tłumaczenia były zbędne.
Założyłem kosmyk włosów profesora za ucho, by mieć lepszy wgląd na jego przystojną twarz,a uczyniłem to i tak tylko dlatego, iż specjalnie dla mnie umył on swe czarne jak noc w Kairze włosy poświęcając swoją dumę, która stanowczo zakazywała mu utrzymywania higieny w tamtym obszarze.
Severus pochylił się nade mną, by zacząć za chwilę składać mokre pocałunki na mej szyi. Przez ten jeden gest serce błagalnie chciało opuścić moją klatkę piersiową.Czułem jakbym miał zaraz odlecieć i to niekoniecznie na miotle, dlatego też próbowałem wydostać się jego uścisku i przerwać to co aktualnie się działo, ponieważ ryzykowałem właśnie zawałem, jednak Severus tylko zmarszczył brwi będąc wyraźnie niezadowolonym, po czym popchnął mnie na biurko, na którym mnie zaraz posadził i owiewając ciepłym oddechem skórę przy moim uchu szepnął "Powinieneś wiedzieć, że nie lubię, gdy mój chłopczyk jest mi nieposłuszny". Po tym usłyszałem tylko INCANCERUS i już byłem związany grubym sznurem wzdłuż nadgarstków. Nie to, żeby mi się to nie podobało, bo wręcz przeciwnie. Nigdy nie czułem takiego pożądania, lecz przez własną głupotę, nie mogłem się teraz nawet dobrać do rozporka mężczyzny. Taka strata....
Wszystko działo się tak szybko, że mój umysł nie nadążał rejestrować tego wszystkiego. To była dla mnie zbyt wiele! Atmosfera w sali zrobiła się tak gorąca, że osoba, która by tu teraz weszła, spaliłaby się i zamieniła w kupkę prochu z oczami.
Sala była przepełniona moimi jękami, które Snape bezkarnie ze mnie wydobywał ingerując w mniej i bardziej delikatne partie mego ciała. Bluza i koszulka, w którą byłem odziany (jak i ta Snape'a) już dawno zniknęła w otchłani pomieszczenia i nawet się tym nie przejmowałem. Gorący język mężczyzny kreślił ślady na mojej lekko opalonej skórze, czasami ją przygryzając, przez co powstawały małe czerwone plamki.
- Nie sądzisz, że to już odpowiednia pora na przejście do "następnego etapu" pogłębiania Naszej znajomości?
Mój umysł i serce krzyczało "TAK!!!", lecz głos utknął mi na amen w gardle i jedyne co udało się wydostać z mej krtani to przeciągły jęk. Profesor jednak zrozumiał mnie bez słów i już po chwili....
i w tym momencie muszę przerwać, by nie zniszczyć sobie i innym życia. Dziękuję za czas jaki poświęciliście, by to przeczytać i bardzo prosiłbym o składkę na trumnę dla mnie, ponieważ mam ochotę się zajebać po napisaniu tego. Dobranoc.
ps. tak naprawdę to jest to idealna randka, ponieważ NIE JEST REALNA bogu dzięki
Jeon Jungkook
Severus Snape, ten pełen gracji człowiek wzbudza we mnie mieszane uczucia. Raz mam ochotę być jak najbliżej niego, a raz z dala na mile, by poczuł tęsknotę z powodu braku widzenia mnie. Słyszałem te dziwne plotki chodzące po szkole, iż rzekomo nie myje swych włosów, że nie stać go na szampon. Podczas randki zabrałbym go na zakupy, żeby mógł sobie wybrać swój ulubiony smak, zapach i kolor. Myślę, że ładnie by mu było jakby pachniał brzoskwinką albo nie! Jagódką, zdecydowanie jest jak taka mała czarna jagoda. Przechadzalibyśmy się korytarzami w zawstydzonym odstępie, jedynie nasze palce delikatnie zaczepiałyby się co jakiś czas. Obroniłbym go słysząc każdy brzydki komentarz na jego temat, bo w końcu Snape jest najlepszy taki jaki jest, tak samo jak i.m what i.m proszę sobie wyobrazić, pod tą groźną skorupą skrywa się wnętrze delikatne niczym papier velvet dla waszych dupsk. Później, poszlibyśmy do jego gabinetu, by razem się uczyć. Indywidualne lekcje z profesorem Severusem to coś o czym marzę, odkąd pierwszy raz go zobaczyłem. Oczywiście tutaj drążyłbym swój dalszy plan, tutaj ściereczka i po kurzu, tam miotełka by wszystko błyszczało nieskazitelnie czystym blaskiem. W między czasie zabawiałbym profesora rozmową, cytując wszystkie możliwe regułki i bezbłędnie odpowiadając na jego pytania z zakresu obrony przed czarną magią. Na koniec tego upojnego wieczoru i na przypieczętowanie naszej randki, Severus oddałby mi swój gabinet, właśnie tak. Miałbym już dwa swoje prywatne pomieszczenia, byłbym coraz bliżej do przejęcia szkoły. Ekhem. Wyobrażam sobie jak po wszystkim odprowadza mnie do pokoju, po drodze komplementując i nazywając najlepszym uczniem w całej historii, oh Severusie wiesz na co lecę.
Im Changkyun
Oczami wyobraźni widzę siedzącego przed biurkiem Profesora Snape. Ściągnął mnie do siebie, podobno, w ważnej sprawie. Powiedział, że pragnie przetestować nowy eliksir, a ja jako w miarę lubiany przez niego uczeń mam je ocenić. Powiedziałem „Dobra. Dawaj Pan to”. Mężczyzna wypił zawartość fiolki, którą miał przed sobą. Wtedy moim oczom ukazała się różowa mgła, tuż przed postacią nauczyciela. Szybo zniknęła. Otwarłem szeroko oczy ze zdumienia. Nie było tam już profesora Snape. Za to stała piękna kruczoczarna dziewczyna o porcelanowej karnacji. Włosy miała tak gęste i długie, że sięgały jej do samych pięt. Buzia, słodka i urocza, kształtem przypominającą literę V, policzki rumiane, a jej duże oczy krzyczały do mnie „Zaopiekuj się mną”. Dysponowała również ogromnym biustem. Mogłem podziwiać jej piękne kształty, gdyż stała przede mną praktycznie naga. Miała tylko skąpą bieliznę, która wydawała mi się w pewnych miejscach nawet ciut za mała. Obserwowałem ją tylko przez krótką chwilę, ale praktycznie pożerałem ją wzrokiem. Doszedłem... do siebie, zdając sobie sprawę, że tak pewnie miał działać eliksir. „Panie profesorze, to Pan?” pytałem. Nagle nieziemska piękność podeszła do mnie i rzuciła na stary fotel. Usiadła mi na kolanach i szepnęła do ucha „Pana Severusa tu nie ma, teraz ja jestem twoim nauczycielem”. Po tych słowach zaczęła wplatać palce w moje włosy. Pomyślałem sobie, że coś poszło nie tak i może profesor zamienił się z kimś miejscami. Nie namyślając się dłużej, położyłem dłonie na wąskiej tali dziewczyny. Zaczęła ocierać się o moją męskość, co przyprawiło mnie o niezłe podniecenie. Całowała mnie po twarzy, a jej zwinne rączki szybko powędrowały pod koszulkę. Czułem się jak w niebie. Do czasu. Do czasu, aż nie usłyszałem tych cichych słów: Mów mi Severina. Popchnąłem dziewoje i wyskoczyłem z gabinetu, jak poparzony. Na odchodne usłyszałem jeszcze „No, ale chyba ci się spodobałem, to znaczy SPODOBAŁAM”.
W tamtej chwili poczułbym się zmolestowany przez Snape, ale choć przez krótką chwilkę byłbym w niebie.
Lee Howon
Od samego początku Min był raczej sceptycznie nastawiony do całego pomysłu. No bo... to nadal była randka z nauczycielem . Dostał zaproszenie, więc głupio było mu odmówić, tym bardziej, że profesor Snape podobał mu się od dłuższego czasu, więc nie chciał zaprzepaścić takiej szansy. Założył na siebie ulubiony garnitur do tego czarną muszkę i stanął przed drzwiami sali eliksirów, naprawdę nie mając pojęcia dlaczego Severus wybrał akurat to miejsce, ale jemu wcale to nie przeszkadzało, już zdecydowanie przywykł do klimatów panujących w podziemiach Hogwartu. Ślizgon bez pukania wkroczył do sali, zastając w niej krzątającego się nauczyciela, na którego usta wykwitł szeroki uśmiech, kiedy tylko ujrzał swojego młodego ucznia. Należy wspomnieć, że Kim już dawno zawrócił mu w głowie, a profesor zaczynał zachowywać się w jego towarzystwie jak potulna owieczka. Oczywistym było, że Kim Mingyu nie da się zdominować, nawet komuś dwa razy starszemu.
Powitał kochanka krótkim pocałunkiem w policzek, a następnie dobrze mu się przyjrzał. Severus miał na sobie czarny golf i czarne spodnie, które zlewały się z ciemnym tłem sali. Min pomyślał, że to trochę szkoda, że sam aż tak się wystroił. Trudno mu będzie potem to wszystko zdejmować. Jego włosy pozostawały jak zwykle trochę za bardzo oklapnięte, ale mimo wszystko pachnące świeżością, a zmęczone oczy świeciły z podekscytowania.
- Ładnie wyglądasz - pochwalił go. Rozejrzał się po sali i zauważył, że wewnątrz nic nie jest jakoś szczególnie przygotowane. Tym bardziej pożałował wyboru odzieży. Widział tylko uśmiechniętego Snape'a i jego biurko, kompletnie oczyszczone ze wszelkich przedmiotów. Z uniesionymi brwiami spojrzał na mężczyznę.
- A więc to tak to sobie zaplanowałeś - mruknął, zbliżając się do Severusa, na którego obliczu zagościły ledwo dostrzegalne rumieńce. Mingyu wiedział, że czeka go pracowita noc. Złapał jego brodę w dwa palce i uniósł ją, sprawiając, że dzięki kolejnemu ruchowi ich usta się połączyły. Usłyszał ciche mruknięcie starszego. - Niech więc tak będzie.
Przenieśli się bliżej biurka, aż blondyn nie usadził nauczyciela na jego powierzchni, zaraz umiejscawiając się między jego rozchylonymi udami. KONIEC :)
Kim Mingyu
Profesor Snape był mi zawsze obojętny. Wiedziałam tyle, że był i czego nauczał. Nie interesowałam się zbytnio jego postacią, zresztą z wzajemnością. To też jakie było moje zdziwienie, gdy na lekcji zaczął mnie pytać. Zawsze udzielałam poprawnej odpowiedzi, ale zastanawiało mnie to. Postanowiłam wcielić w życie śledztwo na ten temat, finalnie nie znajdując żadnych interesujących poszlak. Jednak przyłapywałam się coraz częściej na tym, że zwracałam większą uwagę na jego osobę. Nie miałam zamiaru jednak dać tego po sobie poznać. Zostawiłam to w cholerę, po prostu przyjmując do wiadomości, że będę musiała się odzywać podczas zajęć. Jednak to dopiero był początek. Zaczęłam dostawać szlabany w sumie za nic, jak również profesor często zwracał mi uwagę. Tego już miałam serdecznie dość. Chciałam wyjaśnić tą sprawę, a ten jakby czytając mi w myślach kazał do siebie przyjść na umówioną godzinę.
Zgodziłam się, bo moja cierpliwość się skończyła. Zła poszłam w stronę sali od eliksirów, gdzie miałam go zastać. Zrobiłam tak zwane wejście "Z buta wjeżdżam" i od razu postanowiłam wygarnąć mu wszystko. Tak się rozpędziłam, że dopiero po chwili zauważyłam, że w sali panuje półmrok, jedynie delikatne światło dawały świece ustawione na biurku.
Popatrzyłam na to, nie ogarniając za bardzo co się dzieje. Myśląc, że może to ja pomyliłam godzinę, dzień albo rok, obróciłam się w stronę drzwi, ale właśnie w tym momencie te się zamknęły, a za nimi stał profesor. Uniosłam brew starając się ogarnąć sytuację, kiedy ten powoli do mnie pochodził, a jego oczy błyszczały. Coś mi mówiło, żebym uciekała jak najdalej, ale w momencie gdy miałam się za to zabrać, potknęłam się upadając na miękki fotel.
— Ummm... Prof... — nim zrobiłam cokolwiek na moich oczach pojawiła się opaska przez co nie widziałam nic. Jednak poczułam delikatny pocałunek na policzku. Westchnęłam cicho, kiedy dreszcz przeszedł mi wzdłuż kręgosłupa. Nie wiedziałam co zrobić, ale za chwilę poczułam kolejne muśnięcie na szyi. Podobało mi się to, jednak nie chciałam się zdradzić. Nie wiedziałam co miało być dalej, ale za chwilę usłyszałam tylko ciche przekleństwo i głośne łup. Niewiele myśląc ściągnęłam opaskę i pobiegłam do wyjścia. Z wypiekami na twarzy uciekłam stamtąd jak najszybciej, to chyba dla mnie za wiele.
Park Jiyeon
Sana siedziała na ławeczce na dziedzińcu przeglądając się przechodzącym wte i wewte uczniom. Wymachiwała sobie właśnie radośnie nóżkami, gdy jej oczom ukazał się właśnie on... Z swoimi wiecznie lśniącymi włosami, spoglądał na dziewczynę pytająco. Zrobiła lekki ukłon głową i wstając podbiegła do nauczyciela.
-Dzień dobry Sano - przywitał się jak zawsze z kamienną miną.
-Dzień dobry profesorze Sanpe - odpowiedziała lekko nieśmiało, lecz nadal krocząc u jego boku.
-Masz do mnie jakąś sprawę?
-Bo wie Pan - wyprzedziła go i stanęła przed nim, sprawiając by się zatrzymał - Nie potrafię poradzić sobie z jednym eliksirem i myślałam, żeby się do Pana zwrócić.
-Wiesz...
-Pan to zawsze jest dobroduszny - podskoczyła radośnie - To przyjdę do Pana gabinetu dziś o 20.
-Co o 20?
-Tak, to papa - pomachała energicznie znikając za rogiem. Snape stał tak jeszcze zszokowany parę sekund, lecz czując wzrok gapiów wokoło, ruszył przed siebie. Sana za ten czas, jeszcze bardziej podekscytowana niż zawsze, zaczęła swoje przygotowania do spotkania. Gdy za oknem zrobiło się juz ciemno, a na zegarze wybiła 20, wymknęła się cichaczem z pokoju i pobiegła do gabinetu profesora. Ten stał spokojnie przelewając coś z jednej fiolki do drugiej.
-Wiesz, że za samo wymykanie się o tej porze powinienem ci dać punkty minusowe - nie oderwał nawet wzroku od swojej czynności - Ale mam dziś dobry humor, więc siadaj - wskazał na krzesło stojące na przeciwko niego. Dziewczyna uśmiechnęła się najpierw i zrobiła parę kroków w jego kierunku.
-Myślę, że to nie będzie potrzebne - w tym samym momencie wyjęła szybko różdżkę z rękawa i machnęła w stronę nauczyciela - Drentwota! - pusta fiolka, którą trzymał akurat w dłoni rozbiła się z hukiem na podłodze, a jego nieprzytomne ciało wpadło na stojące przed nim biurko.
-No i po sprawie - klasnęła w dłonie i zabrała się za wiązanie nauczyciela. Nie lada wyzwaniem było dla niej doczołgać nauczyciela, nie będąc przez nikogo zauważonym i w miarę szybko. Gdy już w końcu dostała się na wcześniej wypożyczony statek, profesor Sanpe zaczynał się wybudzać i widząc, że jest związany grubymi sznurami, spojrzał na nią gniewnie.
-Co ty wyprawiasz?
-Jak to co - złapała go za związane dłonie - Zaplanowałam nam piękny rejs po jeziorze, wokół Hogwartu.
-Czy ty oszalałaś?
-Dlaczego? - nie rozumiała co w tym niby złego, nie robiła mu przecież krzywdy. Usiadła na krześle obok niego i opierając głowę o jego ramię wpatrywała się w gwiazdy, które tak kochała. Była tak szczęśliwa, że mogła z nim spędzić tak romantycznie te parę chwil. Nawet się nie obejrzała, a już zasnęła smacznie tuląc się do jego czarnej szaty. Snape uwolnił się od lin, którymi był związany i wyjął małą fiolkę z kieszeni.
-Nawet tego użyć nie musiałem - odłożył z powrotem do kieszeni i pokierował łódkę do brzegu. Wziął śpiąca Sane, zaniósł do jej pokoju i wrócił zmieszany do siebie. Gdy na następny dzień widział dziewczynę, strzelał buraka i uciekał w drugim kierunku.
Sana Minatozaki
Sana Minatozaki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz