Wszedłem spokojnym krokiem do Cieplarni pierwszej. Niestety nie udało mi się zgubić Kim Jongina po drodze. Chłopak trochę mi się narzucał, ale przynajmniej zawsze to jakieś towarzystwo. Lubiłem samotność, ale człowiek z natury potrzebuje czasami mieć do kogo gębę otworzyć.
- Proszę jesteśmy w cieplarni - mówiłem, powoli rozpinając szatę i luzując szalik, gdyż wchodząc do tego pomieszczenia od razu można było poczuć uderzenie ciepła. - Zaglądasz tu może czasami?
Miałem małą nadzieję, że Gryfon w końcu przestanie gadać głupoty i pokaże mi swoją inteligentną nature. Obym tylko się nie przeliczył...
Często zdarzało mi się spacerować po cieplarniach. Obserwacje i badanie tych roślin cieszyło mnie niezmiernie, dlatego też na wylot znałem każdy zakątek i od razu pokierowałem się do grządki z bulwami Mandragory. Ich liście miały nam posłużyć do przemiany w Animagów, aczkolwiek w głębi duszy czułem, że Jongin nie traktuje tego tak poważnie, jak ja.
Rośliny były małe i właściwie niedojrzałe, ale ich liście zawsze nadawały się do eliksirów i zaklęć. Na całe szczęście nie musieliśmy wyjmować ich z korzeniami, bo to nie skończyłoby się dla nas dobrze. Krzyk Mandragory jest zgubne dla każdego, kto go usłyszy.
- Mam nadzieję, ze zdajesz sobie sprawę, jak niebezpieczne są te rośliny - zaznaczyłem, dotykając delikatnie liście rośliny. - Nie rób nic głupiego, proszę...
Jongin szedł między alejkami pełnymi różnorodnych roślin, których nazw nawet nie kojarzył. Wydawało mu się, że niektóre już kiedyś widział, być może na lekcjach,ale nie był w stanie podać ich nazw, a tym bardziej właściwości. Nigdy nie był wybitnie dobry, jeśli w grę wchodziło Zielarstwo… Jakoś nigdy nie uważał, żeby było mu to szczególnie potrzebne, ponieważ nie wiązał z tym swojej przyszłości. - W sumie to nie bywam tu jakoś często. Prawie w ogóle - dotknął jakiegoś liścia, akurat obok niego przechodząc, a on podskoczył parę razy w górę, co niemożliwie rozbawiło bruneta. Rozejrzał się dookoła i dostrzegł, że Soo był jakby we własnym świecie. Przystanął przy jakiejś roślince i Kim zgadywał, że była to właśnie poszukiwana przez nich Mandragora. Zaśmiał się pod nosem na ostatnie słowa Krukona, bo oczywiście, że miał zamiar zrobić coś głupiego. Przecież nie byłby sobą, gdyby nie postępował lekkomyślnie. - Nie akceptuję tego, że jesteś smutny w mojej obecności - powiedział, stając przy jego boku, nadal delikatnie pozostając z tyłu. Obserwował, jak chłopak z zachwytem wpatrywał się w liście Mandragory. - Jakieś głupie roślinki uszczęśliwiają Cię bardziej, niż robię to ja. Coś tu nie gra. Było mu dziwnie z tym, że ktoś po raz pierwszy nie cieszył się z jego obecności w odpowiedni sposób. To było nielogiczne, aby Kyungsoo tak bardzo go olewał! jakby w ogóle nie wzruszała go obecność Gryfona, a nawet była zbędna, czy niechciana. Wpatrywał się w sztywną sylwetkę chłopaka, który stał do niego tyłem, samemu podpierając się o jakiś stolik, na którym ustawione były magiczne rośliny. Trudno mu było ustać w miejscu.
- A no widzisz, ja przychodzę tutaj kilka razy w tygodniu - pragnąłem nakreślić mu chociaż trochę to, co czułem. - Dla mnie to nic dziwnego, że roślinność uszczęśliwia mnie bardziej, niż człowiek. Widzisz flora zawsze jest stała, zawsze mogę z nią tutaj obcować, a ludzie są zmienni. Ciągle gdzieś gnają, pragną zmian i nowych doznań, pozostawiając za sobą wszystko inne i swoich bliskich.
Miałem nadzieję, że Jongin choć trochę mnie zrozumiał. Prawda była taka, że wolałem towarzystwo roślin, niż drugiego człowieka, bo bałem się odtrącenia.
Obróciłem się w stronę Kima i zbliżyłem się do niego.
- Nawet ty, mój drogi znajomy, również zapomnisz o mnie - wskazałem na niego palcem. Moja twarz, jak zwykle była beznamiętna, tak jak słowa, które wypowiadałem - gdy tylko dostaniesz to, czego pragniesz, po prostu nie będzie już nic, co nas łączy, i każdy pójdzie w swoim kierunku. Może teraz ci się to wyda dziwne, ale tak będzie. Może czasami spotkamy się na korytarzu, wymienimy parę zdań, ale każda ludzka relacja tak się kończy.
Trochę przykro mi się zrobiło, bo musiałem uświadamiać mu takie rzeczy. Zazdrościłem mu jego pozytywnego nastawienia do wszystkiego, nie chciałem go gasić...
- Pewnie masz rację - powiedział Gryfon, a z jego oblicza w dalszym ciągu nie spełzł uśmiech. - Ale ja na przykład niczego od Ciebie nie chcę. Nie martw się, nie pozbędziesz się mnie tak szybko. Wyciągnął dłoń przed siebie i przeczesał włosy niższego, zostawiając je w chaotycznym nieładzie. Nie rozumiał tego, jak ten Krukon ciągle pozostawał taki bezuczuciowy, niemal kamienny w trakcie mówienia tak okrutnych i zdaniem Jongina, nieprawdziwych słów. - Spójrz na to z innej strony. Nie łączy nas zupełnie nic, prócz tej głupiej, zniszczonej przeze mnie wieki temu książki, a ja jakimś sposobem nadal tu jestem - rozejrzał się dookoła, nadal nie dostrzegając zupełnie nic, oprócz tej wszechobecnej zieleni i innych odcieni liści poukładanych roślinek. Nie rozumiał tego, jak można przebywać godzinami, a nawet więcej niż raz w tygodniu w tak niezwykle nudnym miejscu. Miał wrażenie, jakby tam wszystko się zatrzymało, stało w miejscu, wcale nie zwracając uwagi na świat, który żył w tak zastraszająco szybkim tempie. W cieplarni wszystko funkcjonowało wolno i spokojnie. To zupełnie nie pasowało do wybuchowego charakteru Kima. - I nigdzie się nie wybieram… A nie, jednak wybieram się tam - wskazał palcem na przeciwległy kraniec pomieszczenia, tym samym kończąc swoją niezwykle głęboką i poruszającą wypowiedź. Kyungsoo pozostał w miejscu, natomiast Jongina zaintrygował pewien punkt, widoczny w oddali. Poszedł w tamtą stronę z uśmiechem, gotowy na kolejną dawkę emocji. Tam jakby coś się poruszało, a nawet więcej, niż jedno coś. Kiedy już tam dotarł, zorientował się, że znalazł się w miejscu, w którym nie powinno go być i bardzo mu się to podobało. Ostatnio miał skłonność do odnajdywania nieco zakazanych miejsc. [Z/L]
Słowa chłopaka dały mi trochę do myślenia. Mogłem spodziewać się z jego strony tego, że naprawdę tak łatwo się go nie pozbędę. Nie był typem osoby, z którą mógłbym się zaprzyjaźnić. Aczkolwiek jego miłe i wesołe usposobienie mogłoby dużo zmienić w moim życiu. Podobno przeciwieństwa się przyciągają...
Kim Jongin był żywiołowy, energiczny i ciągle wesoły. Nie miałem pojęcia skąd on czerpał tyle siły. Lubił się zgrywać i niszczyć cudze książki, ale czułem, że nie powinienem kwalifikować go do grupy szkolnych rzezimieszków.
Tak bardzo pogrążyłem się we własnych myślach, że nie zorientowałem się, iż Kim pomaszerował do Cieplarni III.
- Hej, Jongin! Zaczekaj! - wołałem, ale ten chyba nie usłyszał. Szybko zerwałem po dwa średniej wielkości liście Mandragory i pobiegłem za nim.
Tam, gdzie powędrował było bardzo niebezpiecznie. Nie mogłem zostawić go samego...
Razem jakimś cudem dostali się do z powrotem do Cieplarni I. Jongin nie miał pojęcia jak udało mu się choćby poruszać nogami, o utrzymaniu swojego ciała w pionie, czy podniesieniu go z ziemi nie wspominając. Był w stanie tylko czuć bardzo mocny uścisk na swojej dłoni i jeszcze mocniejszy ból wewnątrz czaszki. - Dobra, a teraz sekunda na odpoczynek. Twój bohater musi trochę odsapnąć. Ratowanie księżniczek w opałach to naprawdę wyczerpujące zajęcie - mruknął, zaraz siadając na ziemi i opierając swoje plecy o jedną z wewnętrznych ścian. Uśmiechnął się szeroko w stronę Kyungsoo, który był jeszcze bardziej blady i przygnębiony, niż zazwyczaj, a na jego policzkach dodatkowo znalazły się pozostałości po łzach. Kim postanowił wcale tego nie komentować, bo choć wręcz uwielbiał drażnić innych i sobie z nich żartować, to nigdy nie miał na celu gnębienia ludzi i pogarszania ich samopoczucia, a wspominanie o chwili słabości Krukona z pewnością nie należałoby dla niego do przeżyć przyjemnych. - Naprawdę jest tu tak zimno, czy to od Ciebie tak wieje? - zapytał, czując chłód, który ogarniał jego ciało na zmianę z salwami ciepła. Jakby na domiar złego nie potrafił się zdecydować, czy jest mu bardziej zimno, czy raczej ciepło i czy ma zapiąć szatę, czy zostawić ją rozpiętą. Jednego był pewien: razem z Soo przeżyli ciekawą przygodę, którą Kim opowiadał będzie wnukom. jeśli się takowych kiedyś doczeka. I jeśli do tego czasu nie przeżyje czegoś równie ciekawego.
Wreszcie znaleźliśmy się w bezpiecznym miejscu. Odetchnąłem z ogromną ulgą, poprawiłem szalik oraz szatę i już miałem zamiar pożegnać się z tym przyciągającym nieszczęście chłopcem, ale gdy tylko na niego wejrzałem, zrozumiałem iż coś było nie tak.
- Jongin, wszystko dobrze? - zapytałem, kucając przy nim. Wyglądał blado i mimo, że ciągle żartował, widziałem jak tracił siły. Przez to całe zamieszanie nie zwracałem nawet na niego uwagi, a przecież kiedy na niego upadłem mogłem mu coś zrobić. - Nie wyglądasz najlepiej. Mówisz, że ci zimno, a tutaj jest co najmniej 24 stopnie...
Delikatnie złapałem jedną ręką za tył jego głowy, a drugą przyłożyłem do czoła. Nie wydawało mi się żeby dostał gorączki. Może coś go ugryzło? W chwili, gdy tylko zabrałem dłonie ujrzałem krew na jednej z nich.
- Ty krwawisz! - Zacząłem cały drżeć. To moja wina, to z pewnością ja mu to zrobiłem, a nawet jeśli nie, to i tak moja wina, że go tu zabrałem! - Kim! Hej Kim! Trzymaj się!
Znowu dopadł mnie strach. Nie miałem pojęcia, jak zachować się w takiej sytuacji. Logiczne było, że musiałem zabrać go do skrzydła szpitalnego, ale gdy cały ten szok spowodowany związaniem mnie przez roślinę minął, poczułem niedowład w mięśniach. I tak nie miałem pojęcia, jak właściwie zdołałem go tutaj przytargać aż z Cieplarni trzeciej. Nie było mowy, żebym zaniósł go na plecach czy choćbym miał wziął go pod ramie. Zwyczajnie nie miałem już siły.
Usiadłem obok niego, wyciągając różdżkę i główkując nad zaklęciem, które miałoby zatamować krwotok.
Gryfon zaśmiał się głośno na przesadną reakcję mniejszego chłopaka, który w tamtym momencie wyglądał, jakby zaraz miał zaczął wyrywać sobie z włosy z głowy i to garściami. - Jakie 24 stopnie, a nie mamy przypadkiem jesieni? Nie powinno być trochę chłodniej? Co to za anomalie pogodowe - mówił do siebie, wlepiając wzrok we własne palce. Potrzebował przez chwilę skupić się na jakimś konkretnym punkcie, aby choć w minimalnym stopniu opanować zawroty głowy. Nagle poczuł na swojej głowie delikatne, małe i bardzo ciepłe coś i już myślał, że ma jakieś haluny, lecz kiedy uniósł wzrok i napotkał spojrzenie zmartwionych oczu Do zrozumiał, że to jego dłonie badają jego czoło oraz potylicę. Chłopak cofnął ręce, a na palcach jednej z nich obydwoje dostrzec mogli ciemną krew. Niższy spojrzał na niego z przerażeniem, a jego ciało momentalnie zaczęło lekko drżeć. Może bał się krwi, a Jongin narażał go na niepotrzebny stres? W obawie przed właśnie takim powodem strachu Kim odsunął się trochę od chłopaka, który wciąż wyglądał na spanikowanego. Brunet obawiał się również tego, że to zaraz on będzie musiał udzielić pomocy Kyungsoo, który mógłby stracić przytomność na widok krwi. Jongin miał gdzieś w głębi siebie tę świadomość, że w obecnym stanie nie byłby na siłach, aby mu pomóc i czuł się z tym wręcz okropnie. - Ej spokojnie. To tylko krew, wyluzuj. Przecież nic mi nie jest - odpowiedział szybko brunet, ale nawet nie próbował się podnieść, nie czując się na tyle dobrze. Wiedział, że to tylko chwila i już będzie lepiej, szum ustąpi, wzrok mu się wyostrzy i będzie dobrze. Już nawet zaczął zauważać poprawę, zrobiło mu się nieco cieplej, przez co przez jego ciało przestały już przechodzić te dziwne dreszcze. To był tylko szok, spowodowany upadkiem i nieprzyjemnym spotkaniem z ziemią, przekonywał siebie. - Ty się martwisz - wymamrotał Jongin, patrząc na bruneta z uśmiechem, który z sekundy na sekundę tylko się poszerzał. - Niemożliwe… Czuł, jak siły znowu wstępują w jego ciało, dzięki czemu był w stanie się podnieść i trochę wygodniej usadowić pod ścianą. Jego samego bardzo śmieszyła zaistniała sytuacja, jednak patrząc na Soo widział, że chłopakowi nie było do śmiechu. Widocznie trochę zbyt bardzo przejął się małą raną Gryfona, który już do wszelkiej maści urazów dobrze przywykł. Tryb życia, jaki prowadził, ściśle wiązał się z mniej, lub bardziej poważnymi wypadkami. Potrzebował tylko kilku dodatkowych minut i już będzie z nim w porządku. Później naklei sobie plasterek z ulubionym motywem, chociaż nie był pewien czy na głowie porośniętej włosami będzie to takie proste… Nie ważne, obejdzie się nawet bez plasterka w Avengers. - Może chcesz zostać moją pielęgniareczką, hmm, Soo? - rzucił żartobliwie, podpierając się o podłogę, aby dosunąć się do ściany, od której już zdążył się oddalić. Wyobraził sobie Krukona w takiej ładnej spódniczce, opiekującego się nim i musiał przyznać, że jakoś specjalnie by nie narzekał. - To dobry pomysł, tym bardziej, że już i tak wisisz mi masażyk.
- To cieplarnia, tu zawsze jest trochę cieplej - odparłem, bezrefleksyjnie. Pocierałem twarz dłonią, aż w końcu znalazłem w zakamarkach swojej pamięci zaklęcie. Było dość mocne, ale skuteczne. - Vulnera Sanentur, Vulnera Senentur, Vulnera Senentur.
Dla Gryfona to musiało być osobliwe, gdyż klęczałem przy jego boku i jeździłem różdżką w powietrzu nad jego ranom. Musiałem też przytrzymać mu głowę, bo do przewidzenia było to, że chłopak nie oparłby się pokusie zaglądania na to, co poczynałem.
Wypowiadałem słowa jakby w transie, powoli i dokładnie, a skaleczenie na głowie Jongina zupełnie zniknęło. Nie zniknęło jednak moje poczucie winy, bo w ciąż czułem, że to wszystko wydarzyło się przeze mnie. Jako ten mądrzejszy powinienem go bardziej pilnować. Co do relacji mojej i Kim Jongina, czułem teraz jeszcze większe zobowiązanie...
- To, że jestem czasami oschły nie znaczy, że nie mam uczuć - odpowiedziałem w końcu na jego stwierdzenie, siadając zaraz tuż obok niego i opierając głowę o ścianę, ciągle trzymając różdżkę w dłoni. Zwykle ignorowałem większość tego, co wypływało z jego ust. Taki już był, mówił totalne głupoty, ale czułem, że naprawdę nie miało to za zadanie mnie obrazić. Po prostu taki był jego styl bycia, i gdy tak nad tym myślałem, doszedłem do wniosku, że nie ma w tym nic złego. Aczkolwiek wzmianka o tym, że miałbym być jego "pielęgniareczką" trochę uraził moją męskość.
- Przepraszam cię Jongin i dziękuję - w końcu to z siebie wydusiłem. Nie było co ukrywać, Kim mimo wszystko uratował mi tego dnia życie, a to dług nie do spłacenia. - Gdyby nie ty, to pewnie byłbym teraz trawiony przez jakąś rosiczkę. Naprawdę, dziękuję ci z całego serca.
Chciałem wykonać jakiś przyjacielski gest, klepnąć go w ramie, albo coś innego, co robią mężczyźni w takich sytuacjach, ale w moim wykonaniu byłoby to sztuczne, więc postawiłem na szczery uśmiech. Złapałem go za przedramię i ponownie wyszeptałem "dziękuję", a kąciki moich ust powędrowały ku górze. Byłem szczęśliwy, że tak to się wszystko skończyło...
- To co mam ci wymasować? - Tym razem to ja postarałem się zażartować. Jonginowi się to należało.
Jongin poruszył parę razy głową w lewo i prawo, chcąc choć odrobinę rozruszać swój kark. Odczuł, że dzięki zaklęciom Kyungsoo z jego rany już nie sączy się krew, a być może nawet ona sama się już zasklepiła. Uśmiechnął się promiennie, czując się już o niebo lepiej. Rozłożył nieco na bok poły swojej szaty, która był już niemożliwie brudna od czarnej ziemi i odrobiny wilgoci, jaka panowała w Cieplarniach. To prawda, dopiero w tamtej chwili odczuł ciepło panujące w pomieszczeniu, jakoś wcześniej nie zwrócił na nie uwagi. Zdziwił, a jednocześnie ucieszył go mały gest Krukona, który chyba po raz pierwszy od rozpoczęcia ich krótkiej znajomości postanowił z własnej, kompletnie nieprzymuszonej woli go dotknąć. Można śmiało stwierdzić, że Kim poczuł się w tamtej chwili jak dumny ojciec, kiedy chłopak postanowił się przełamać. - Nie ma za co Soo, ja też dziękuję za pomoc - powiedział, odwracając się do niego przodem, aby mieć na niego lepszy wgląd. Jednocześnie poszerzył tylko uśmiech, który zawsze pozostawał na jego ustach. Jakoś zawsze czuł się zdecydowanie lepiej, kiedy dobrze widział swojego rozmówcę. - Jeśli chodzi o ten masaż… To moja pupa bardzo ucierpiała i teraz bezgłośnie płacze - powiedział poważnie, jak na niego oczywiście, przekrzywiając głowę w bok i kiwając nią parę razy, jakby chcąc dodać swoim słowom wiarygodności. - Ale z tym chyba będziemy musieli się wstrzymać. Lepiej zrobić to w bardziej, umm, ustronnym miejscu. Będąc kompletnie szczerym, jego kość ogonowa naprawdę bolała, choć może nie w takim stopniu, jak przedstawiał to Gryfon. Jednak mimo wszystko to właśnie w głównej mierze ona przyjęła na siebie ciężar aż dwóch ciał dojrzewających mężczyzn, które znowu nie były takie lekkie. Nagle do głowy wpadła mu pewna myśl. Przez to całe zamieszanie z śmiercionośnymi chwastami zupełnie zapomniał dlaczego właściwie znaleźli się w Cieplarni. - Powiedz, że masz te liście, bo inaczej cała misja poszła na nic i będziemy musieli tam wracać - powiedział szybko, mając na myśli liście Mandragory, które były im niezbędne. Sam chyba nawet nie musiał wspominać, że jemu osobiście bardzo podobała się perspektywa powrotu do Cieplarni III, gdyż pozostało tam jeszcze mnóstwo nieodkrytych roślin, które kiedyś przecież mogły mu się przydać. Sam czuł pewnego rodzaju podekscytowanie na myśl o tym fascynującym miejscu. Rozejrzał się po ich obecnym położeniu i mógł ze smutkiem stwierdzić, że nie podobało mu się ono w takim stopniu, w jakim zauroczyła go ziemia zakazana.
- Ej, ale to był tylko żart - zaznaczyłem, żeby chłopak za bardzo się nie napalał - nie mam zamiaru ci nic masować, a w szczególności... Tego o czym mówisz.
Choć byłem skłonny prawie do wszystkiego, by tylko Jongin był zadowolony, to na taki masaż nie mogłem się zgodzić. Spłata długu za uratowanie życia była niemożliwa, więc postanowiłem, że od tamtej pory będę na prawie każde jego zawołanie. Masaż nie wchodził w grę.
Zadarłem głowę wysoko i spoglądałem na przezroczysty dach. Dzień powoli ustępował nocy. Jak to dobrze, że wszystko tak się skończyło. Mały uśmiech wciąż pozostawał na mojej twarzy. Cieszyłem się, że żyłem, tak po prostu.
- Kim, przecież liście Mandragory zdobyłem w tej szklarni - odparłem, posyłając mu rozbawione spojrzenie - to nie są aż tak niebezpieczne rośliny, jak te w cieplarni III, aczkolwiek jestem zdania, że na wszystko trzeba uważać.
Wyciągnąłem z kieszeni dwa pomięte liście, a przy okazji schowałem różdżkę. Dziwnym trafem przeżyły tą całą przygodne. Podałem jeden z liści Gryfonowi, a sam już miałem zamiar włożyć do buzi drugi, kiedy zorientowałem się, że zapomniałem o jednej bardzo ważnej rzeczy.
- O nie! Jak mogłem to pominąć?! - lamentowałem, dość głośno. - Nie możemy ich użyć. Zapomniałem, że trzeba ten proces zacząć od pełni księżyca, a my mamy prawie nów.
Cała ta niebezpieczna wyprawa poszła na marne, a mogłem siedzieć wtedy w bibliotece...
Jongin wzruszył ramionami na uwagę o miejscu pochodzenia liści Mandragory. Dla niego to i tak nie miało większego znaczenia. Były liśćmi, jak każde inne, tyle że akurat te dawały pewne fajne możliwości. I tyle. - Co z tego, że są z tej cieplarni. I tak trzeba by było powtórzyć cały rytuał, aby wszystko wyszło tak spektakularnie, jak za pierwszym razem - westchnął przeciągając swoje ciało. Trzeba przyznać, że był już trochę zmęczony po tym dniu. Lekcje wymęczyły go psychicznie, a odwiedzimy cieplarni fizycznie, więc chłopak był już niemożliwie padnięty. Zaśmiał się z Kyungsoo, kiedy Krukon był taki zawiedziony niemożliwością natychmiastowego użycia liści. Był smutny i przygnębiony, jakby żałował, że stracił swój cenny czas właśnie z Gryfonem i to właśnie w takim miejscu. A podobno lubił przebywać w cieplarni. - Trudno - westchnął, przeciągle. - Będziemy zmuszeni przyjść tu jeszcze raz. I obiecuję, na przyszłość będę gotowy na odpowiedź w wszelkich formach. Niczym mnie już nie zaskoczysz, chociaż musisz przyznać, że nawet nieprzygotowany całkiem dobrze dałem sobie radę. - zadowolony z siebie podłożył dłonie pod kark i idąc w ślady Soo zaczął wpatrywać się w wieczorne niebo. Nie było w nim nic ciekawego, parę chmur, ciemność, czasami przelatywał jakiś ptak, czy nietoperz. Szybko znudziło mu się to zajęcie, dlatego przewrócił się na bok, aby zacząć natarczywie przyglądać się profilowi Krukona.
- Spektakularnie? - zmarszczyłem brwi. - Przecież ja tu o mały włos życie straciłem...
Ach ten Kim. Skąd on bierze takie dyrdymały? Jego osobowość była dla mnie wielką zagadką, którą, mimochodem chciałem odkryć. W końcu cieszyło mnie badanie oraz poznawanie dziwnych i rzadkich zjawisk.
Nie ukrywając, zasmuciłem się faktem, że tak właściwie wyjdziemy stąd z niczym. Narażaliśmy się bez celu, w sumie to ja przyczyniłem się do tego i to moja wina. Aczkolwiek plusem jest to, że miałem towarzystwo. Rzadko zdarzało mi się spędzić z kimś aż tyle czasu. Poczułem nadzwyczajne ciepło w środku... Miłe uczucie.
- Przepraszam, że cie w to wplątałem. Zmarnowałem tylko twój czas. - odrzekłem, spuszczając wzrok na ziemię. Trudno było już na czymkolwiek zawiesić oko, albowiem robiło się coraz ciemniej. - Tak, masz rację. Spisałeś się dzisiaj wzorowo.
Pochwała należała się Jonginowi. Mimo, iż odbierałem go jako roztrzepanego i mało rozgarniętego, ten uratował mi życie. Świat jest pełen zaprzeczeń.
Odwróciłem spojrzenie, by móc jeszcze raz wdzięcznie się do niego uśmiechnąć. Gryfon wpatrywał się we mnie, zupełnie jakby coś było nie tak.
- Co jest? Mam coś na twarzy? Krwawi?! - zapytałem zdruzgotany, dotykając nerwowo swojej głowy.
- Nie udawaj, że Ci się nie podobało. Przecież fajnie było - powiedział szybko Gryfon, kiedy chłopak w dość jawny sposób zakomunikował mu, że dla niego wcale tak ciekawie nie było. Oraz, według Jongina, strasznie przesadzał z tym, że prawie stracił życie. Jongin tam był, tak? Tak. Więc nic złego nie miało się stać. Uratował go i po krzyku, po co robić z tego niepotrzebną tragedię? Krukon dostał darmową huśtawkę, prawie jak w lunaparku i jeszcze narzekał. Cóż to za człowiek! - I daj spokój, to nie był czas zmarnowany. Dla Kima nie istniało zjawisko takie, jak czas zmarnowany. Przecież kiedyś wszystko może przydać się w najmniej oczekiwanym momencie. Nawet walka ze śmiercionośną rośliną może okazać się w przyszłości genialną praktyką. Wypiął dumnie pierś na pochwałę mądrzejszego kolegi. Czył się taki dumny z siebie! Kiedy Krukon mówi ci, że spisałeś się dobrze, to już naprawdę musi coś oznaczać, a Jongin czył się z siebie taki zadowolony! - Chyba nic nie masz na twarzy. Przynajmniej ja nic nie dostrzegam - zaśmiał się brunet, nie spuszczając wzroku z drobniejszego chłopaka. Wpatrywał się w jego sylwetkę, zastanawiając się dlaczego tak rzadko przychodzi mu oglądać uśmiech Kyungsoo, już pomijając fakt, że w ogóle rzadko go widzi, ponieważ nie mieli do tej pory żadnych bliższych kontaktów, a zobaczenie jego szczęścia graniczy z cudem i nawet jemu nie udało mu się go rozśmieszyć. A to przecież podchodzi pod zniewagę, nie śmiać się z jego głupich tekstów i udawać, że wcale cię nie ruszają. Czy tak się w ogóle da? Oczywiście, że tak. Do Kyungsoo był tego najlepszym dowodem. - Dobra, myślę, że będziemy się powoli zbierać, ciemno się robi, a ja jeszcze miałem dziś w planach zaczepić jakiś Ślizgonów - westchnął, przypominając sobie swoje plany z rana. Zaczepianie Ślizgonów to była w sumie jedna z jego ulubionych rozrywek, gdyż część z nich zazwyczaj, delikatnie mówiąc, nie toleruje Gryfonów, a w szczególności jego, więc chłopak uwielbiał wręcz obserwować ich reakcje na własną osobę. Podniósł się na równe nogi i wyciągnął dłoń w dół, aby pomóc podnieść się Soo.
Słowa chłopaka mnie uspokoiły. Miałem już dość wrażeń, jak na jeden dzień. Co ja gadam, jak na cały miesiąc. Lubiłem swoją nudną szarą codzienność.
- Jasne. Oczywiście. Też miałem coś do roboty... - mój głos schodził niżej o ton z każdym słowem. Miałem małą nadzieję na jakaś normalną rozmowę w końcu z nim. Przez "normalną" mam na myśli szczerą i poważną, no ale może innym razem. Nie wiedziałem czy jeszcze kiedykolwiek go spotkam, a bardzo tego chciałem. Zawsze to jakieś towarzystwo...
Złapałem kurczowo ręki Jongina. Wydawała mi się taka twarda i silna.
- Dziękuję - odpowiedziałem mechanicznie, na uczynny gest chłopca. Wygładziłem dłońmi szatę i wejrzałem w oczy Kima. - Dziękuję ci też za uratowanie życia po raz kolejny. Wiem, że powoli staję się natrętny, ale nie masz pojęcia jak to przeżywałem i ile to dla mnie znaczyło. Czy jest... Jakaś rzecz, którą mógłbym dla ciebie zrobić, albo ci w czymś pomóc?
Musiałem zaoferować mu cokolwiek, bo sumienie nie dawałoby mi spokoju. Nawet jeśli miałem zostać wykorzystywany przez chłopca, to nie przeszkadzałoby mi to.
- Spokojnie Soo. To serio nic takiego - zaśmiał się, spoglądając na pulchne policzki Krukona. Wyglądał tak bezbronnie, kiedy patrzył na niego w górę pogrążony w półmroku. Wyglądał całkowicie spokojnie. Przez chwilę utrzymywali kontakt wzrokowy, dopóki Jongin nie przerwał go silnym wybuchem śmiechu. Nie potrafił się powstrzymać po usłyszeniu pytania Krukona. Jongin nie oczekiwał niczego w zamian, ale nie chciał urazić chłopaka, więc postanowił przyjąć jego propozycję. - Zapamiętam, jak będę czegoś potrzebował to wiem gdzie się zgłoszę - radośnie roztrzepał ciemne kosmyki włosów Kyungsoo, które wyglądały, jakby chłopak przeżył wielką nawałnicę. Prezentował się przezabawnie. - Tylko pamiętaj, żeby zabrać mnie ze sobą jeszcze raz do tej cieplarni. Chcę zostać tym Animagiem - powiedział, powoli ruszając w stronę wyjścia. Na całe szczęście ból jego głowy już przeszedł, a to tylko dzięki Soo, który bardzo szybko uleczył jego ranę. Powoli zrobił parę kroków, aż w końcu zatrzymał się gwałtownie, za przerażeniem spoglądając na Kyungsoo, który był nieco za nim. - Ej ale nadal mogę przykleić sobie plasterek, prawda?! Szkoda by było, gdyby taka okazja się zmarnowała, chociaż rana już nie krwawi… Mimo wszystko chcę ten plasterek - wykrzyknął, a na jego twarz wypłynął grymas przerażenia. On naprawdę uwielbiał te plasterki z Avengersami, dostał je od młodszego brata, który polecił mu, aby używał ich mądrze. A Kim chciał ich używać bardzo mocno! Były przeurocze i Jongin nosił je z wielką dumą, choć wolałby, aby znajdowały się na nieco widoczniejszym miejscu, jak ręka na ten przykład. Wtedy i on mógłby je podziwiać, nie tylko inni uczniowie. A poza tym, jakby założył czapkę, to już w ogóle nie byłoby go widać. - A może myślisz, że powinienem zranić się też w rękę? Wtedy mógłbym go przykleić...
Charakterystyczny śmiech Kim Jongina będzie długo odbijał się echem w mojej głowie. Powoli stawało się to naturalne, że chłopak po każdym słowie parskał śmiechem.
Gdy tylko Gryfon podniósł dłoń, zgarbiłem się, gdyż troszkę się przestraszyłem. Poczułem za to szczególne łaskotanie na głowie. W chwili, kiedy tylko zabrał rękę, od razu poprawiłem swoje włosy, by choć trochę wyglądały normalnie. Nie należałem do niechlujów.
- Ech Jonginie, wystraszyłeś mnie - stwierdziłem, kiedy tylko spostrzegłem minę większego. - Jasne, przyklejaj ile chcesz.
Zachowywał się jak małe dziecko, ale przyznam, że odrobinkę mnie to bawiło. Miło było mieć obok siebie kogoś, kto tyle gadał. Przynajmniej nie było niezręcznej ciszy, a ja czułem się zaskakiwany co sekundę. Mówił o takich rzeczach, o których mi się nawet nie śniło i zwracał uwagę na mało istotne szczegóły. Niezwykły chłopak.
- Jeśli zranisz się w rękę, ja cię wyleczę - powiedziałem cicho, zbliżając się do niego, z pogodnym wyrazem twarzy - nie rób sobie specjalnie krzywdy, dobrze?
- Ale przecież nikt nie powiedział, że zrobię cokolwiek specjalnie - zażartował, wpychając dłonie do kieszeni czarnych spodni. - Zawsze zdarzyć się może jakiś wypadek przy pracy. A akurat na dzisiejszą noc miałem zaplanowane wycinanki… Zaśmiał się na samą myśl o tym. Cała noc, tylko on i nożyczki. Ruszyli wzdłuż ścieżki, jednak bardzo powoli, jakby nie chcąc, aby czas umykał im zbyt szybko. Jongin szedł dość blisko Kyungsoo, niemalże mógł poczuć ciepło jego ciała na swoim ramieniu. Ani razu jednak ich ręce, nawet przez przypadek, się nie zetknęły, a Kim miał wrażenie, że ktoś bardzo sumiennie pilnuje tego, aby nie dotknęli się nawet skrawkiem ciała, bądź szaty. - Jakbym za każdym razem, kiedy jestem zraniony miał przychodzić do Ciebie, naprawdę stałbyś się moją osobistą pielęgniarką. Ale nie musisz się martwić, mam swoje sposoby na radzenie sobie z ranami i magiczne plasterki z Avengers to tylko jeden z nich. Znam parę zaklęć, które czasami pomagają - wzruszył ramionami, stawiając krzywe kroki, zataczając się na boki. Uważał, że zwykłe chodzenie jest dla biedaków, więc sam chodził tak, jak chciał. A że akurat w tamtej chwili zapragnął niemal się zataczać to już osobna historia. Po prostu taka chęć przyszła, a on zwyczajnie chciał ją spełnić. Tak więc zaczął przemieszczać się od jednego do drugiego skraju wąskiej ścieżki, cały czas mozolnie prąc do przodu oraz okazjonalnie szturchając Do ramieniem, lub depcząc mu po stopach z szerokim uśmiechem na obliczu skrytym w ciemności wieczora. Najprawdopodobniej wyglądał jak niepełnosprawny umysłowo, ale skoro tak właśnie się czuł i za takiego był postrzegany przez część uczniów Hogwartu, to dlaczego nie mógłby sobie pozwolić na wcielenie się w taką rolę? To zawsze było jakieś urozmaicenie. W oczach Kyungsoo również mógł wiele stracić, jednak czemu miałoby go to obchodzić? Jongin nie lubił przebywać w towarzystwie fałszywych ludzi i nigdy by nikomu tego nie zdradził, ale jego dziwne zachowania niekiedy bywały zwyczajnym testem na innych ludziach. Tylko od nich zależało to, jak na niego zareagują, a osąd przypadał Kimowi. Wspomniane wcześniej zostało, że chłopak nie znał pojęcia straty czasu, jednak nie do końca była to prawda. Jedyne, co w jego oczach było czasem straconym, to czas spędzony w towarzystwie bezwartościowych i płytkich ludzi, których Gryfon starał się jak najszybciej od siebie odtrącać.
- Jonginie, jak już to pielęgniarzem - zaznaczyłem delikatnie, nie ujmując chłopakowi - nie znasz męskiego odpowiednika?
Powoli zmierzaliśmy do wyjścia z cieplarni. Szliśmy ramie w ramie, do czasu, aż Kim nie zaczął chodzić zygzakiem. Nie ukrywam, że chwilowo myślałem, że kręci mu się w głowie, lecz gdy tylko spostrzegłem ledwo dostrzegalny przez mrok, uśmiech, zrozumiałem, że to kolejne wygłupy.
W mojej głowie tliła się jedna i ta sama myśl. "Czemu on to robi?". Może tak naprawdę bał się, że kolejne rośliny nas zaatakują? Chociaż i tak byliśmy w zupełnie innym pomieszczeniu, więc może miał zaburzenia obsesyjno kompulsywne i stąpał tylko po niewydeptanych kawałkach ziemi? To również nie miało sensu. Gryfon szturchał mnie, zupełnie jakby to miała być prowokacja. W ten wpadł mi pomysł do głowy, że może po prostu to jest zabawa. Może on najzwyczajniej w świecie chciał się ze mną bawić? Nie rozumiałem tego, ale skoro Jongin był taki wesoły, to może to naprawdę działało...
Zatem postanowiłem, że i ja dołączę do Jongina, i kiedy tylko pozwoliłem się wyprzedzić, zacząłem go naśladować. Bujanie się na wszystkie strony i stawianie niestandardowo stóp na ziemi sprawiło, że na mojej twarzy pojawił się również mały uśmieszek. Było to infantylne, ale czasami nie ma w tym nic złego. W każdym z nas powinno zostać coś z dziecka, a że Kim miał tego w sobie bardzo dużo, to w zupełności mi to nie przeszkadzało. Było to bardziej pocieszne niż odpychające, choć z początku nie potrafiłem tego ogarnąć umysłem.
- To nawet zabawne - szepnąłem, mając nadzieję, że przypadkiem to wpłynie jakoś na naszą relacje.
Gryfon był jak mały szczeniaczek. Uroczy, hałaśliwy i ciągle chciał się bawić. Naprawdę, gdyby miał ogon, to na okrągło by nim merdał. Aż z ciekawości zastanawiałem się, czy bardziej pasowałby mu ogon psa, czy może jednak konia. Może kiedyś uda mi się to sprawdzić...
- Oj no bo pielęgniarz nie brzmi tak fajnie, jak pielęgniareczka - odparł uśmiechnięty i zadowolony Gryfon. - I w sumie to i tak Ci pasuje. Zaczął obserwować jak z widocznym wahaniem i niepewnością niższy nieśmiało idzie w jego ślady i już zaraz obaj podążali w stronę zamku Hogwartu w dość niekonwencjonalny sposób. Ktoś, patrząc na nich z boku, mógłby śmiało stwierdzić, że znaleźli się pod wpływem silnych substancji odurzających i wiele by się nie pomylił, bo w tamtym miejscu, na wąskiej ścieżce między Jonginem i Kyungsoo wydzieliło się szczęście, które potrafi otumanić lepiej, niż niejeden narkotyk. Uśmiech na twarzy tylko poszerzył się z racji tego, że w znajomości z Soo odniósł już swoje pierwsze zwycięstwo i w sumie przyszło mu to łatwiej, niżby podejrzewał. Myślał, że Do będzie znacznie cięższym przypadkiem, ale na całe szczęście ten jeden raz w życiu się pomylił. Cieszył się z tego jak małe dziecko na widok lizaka, a nawet jak on sam na widok kolekcjonerskiego wydania ulubionego komiksu. Uwielbiał odnosić sukcesy w każdej dziedzinie, więc i w przypadku Krukona nie mogło stać się tak, że brunet podda się od razu. - To nawet zdecydowanie bardziej, niż zabawne - rzucił, odwracając się za siebie, a następnie zwalniając, aby Soo mógł się z nim zrównać krokiem. Kiedy już ponownie tego dnia paradowali razem, w dalszym ciągu poruszając się menelim chodem, zaczął ponownie lekko obijać się o jego ciało, przy każdym z takich ‘wypadków’ śmiejąc się głośniej, niż za poprzednim razem. Nie wyobrażał sobie, aby mniejszy nie odwzajemnił jego uśmiechu, choć wiedział, że Kyungsoo przychodziło to ze znacznym trudem. To nic, Jonginowi nigdzie się nie spieszyło. Spojrzał na towarzysza ze świecącymi oczętami, odrobinę mocniej szturchając go w ramię, aby zakomunikować mu, że tym razem to coś innego. Tym razem już nie tylko się wygłupiał. Powoli zwolnił tempa, stopniowo się zatrzymując, aż wreszcie przystanął w miejscu, a jego klatka piersiowa nierównomiernie unosiła się do góry. Spojrzał na mniejszego, który chyba był równie, a może nawet bardziej, zmęczony od tego przyspieszonego chodu. Znajdowali się w połowie drogi do wejścia do szkoły. Zniżył się do niego, cały czas utrzymując kontakt wzrokowy oraz uśmiech na pełnych ustach. Ich twarze znalazły się tak blisko siebie, jak tylko pozwalała na to sytuacja, a Gryfon mimo wszechobecnej ciemności był w stanie dostrzec najmniejsze szczególiki na twarzy chłopaka, który w tamtym momencie patrzył na niego z szeroko otwartymi oczętami. Byli na tyle blisko, że Jongin mógł poczuć jego oddech na swojej twarzy i dostrzec każde pojedyncze mrugnięcie jego ciemnych oczu oraz stwierdzić, że Kyungsoo naprawdę przyjemnie pachniał. Uchylił usta, przejeżdżając po nich czubkiem języka, możliwie jak najbardziej przeciągając w czasie zaistniałą sytuację, w której on sam czuł się jak ryba w wodzie. - Kto ostatni w zamku ten idiota - wyszeptał, trzymając własne usta w pobliżu tych należących do Soo i natychmiast po zakończeniu swojej wypowiedzi zerwał się do biegu, jeszcze tylko obracając się za siebie, aby zobaczyć, czy chłopak za nim biegnie. Głupio by było, gdyby tego jednak nie zrobił.
Idąc za Gryfonem, zrozumiałem, że tak naprawdę niewiele trzeba, aby poprawić sobie humor. Dla mnie szczęściem było, kiedy mogłem usiąść gdzieś w ciszy z książką albo pouczyć się naprawdę interesujących rzeczy. A dla Jongina uciechą były wygłupy i zabawy. Odkryłem, że nie muszę się ograniczać i tak naprawdę robiąc te kuriozalne rzeczy co chłopak, również mogę być wesoły, mimo, że to nie miało najmniejszego sensu, ale tak właściwie o to chodziło.
Kim coraz bardziej mnie zaczepiał, szturchając i obijając się o mnie. Aż w końcu się zatrzymał, na co ja zrobiłem dokładnie to samo. Oboje głęboko oddychaliśmy. Jednak ja gwałtownie połknąłem powietrze, gdy Jongin zbliżył się do mnie. Zastygłem w bezruchu. Jego twarz znalazła się tak blisko, że z trudem zdołałem patrzeć mu w oczy. Czułem ogromny dyskomfort i zakłopotanie, ponieważ Gryfon naruszył moją przestrzeń osobistą. Przełknąłem głośno ślinę, a na mojej twarzy widniało przestraszenie. Zmroziło mnie tak, że nawet nie potrafiłem do porządku mrugać oczami. Jak tylko zobaczyłem język Kim Jongina poraziła mnie myśl o pocałunku, na co kategorycznie musiałbym powiedzieć nie.
Na całe szczęście to miało tylko zapoczątkować kolejne wyzwanie chłopaka, który tym razem oczekiwał ode mnie wyścigu.
Coś takiego miałoby decydować o tym, że jestem idiotą?! Przecież to absurd, znam swoją wartość i... Przecież to kolejna zabawa, no jasne...
- Czekaj! - Krzyknąłem za nim, ale przecież to nie miało najmniejszego sensu, w końcu to wyścig. Wypuściłem powietrze z płuc, przy okazji wzdychając. Przez Jongina łamałem wszystkie swoje swoje zasady. No, ale to właściwie nic, należało mi się w życiu trochę rozrywki. Zacząłem biec w stronę szkoły, mając nadzieję, że choć trochę dogonię Kima. - I tak wygrasz!
Z każdym postawienie stopy na ziemi, z każdym machnięciem ręką czułem napływ endorfiny. Uśmiech znowu zawitał na mojej twarzy.
Wszedłem spokojnym krokiem do Cieplarni pierwszej. Niestety nie udało mi się zgubić Kim Jongina po drodze. Chłopak trochę mi się narzucał, ale przynajmniej zawsze to jakieś towarzystwo. Lubiłem samotność, ale człowiek z natury potrzebuje czasami mieć do kogo gębę otworzyć.
OdpowiedzUsuń- Proszę jesteśmy w cieplarni - mówiłem, powoli rozpinając szatę i luzując szalik, gdyż wchodząc do tego pomieszczenia od razu można było poczuć uderzenie ciepła. - Zaglądasz tu może czasami?
Miałem małą nadzieję, że Gryfon w końcu przestanie gadać głupoty i pokaże mi swoją inteligentną nature. Obym tylko się nie przeliczył...
Często zdarzało mi się spacerować po cieplarniach. Obserwacje i badanie tych roślin cieszyło mnie niezmiernie, dlatego też na wylot znałem każdy zakątek i od razu pokierowałem się do grządki z bulwami Mandragory. Ich liście miały nam posłużyć do przemiany w Animagów, aczkolwiek w głębi duszy czułem, że Jongin nie traktuje tego tak poważnie, jak ja.
Rośliny były małe i właściwie niedojrzałe, ale ich liście zawsze nadawały się do eliksirów i zaklęć. Na całe szczęście nie musieliśmy wyjmować ich z korzeniami, bo to nie skończyłoby się dla nas dobrze. Krzyk Mandragory jest zgubne dla każdego, kto go usłyszy.
- Mam nadzieję, ze zdajesz sobie sprawę, jak niebezpieczne są te rośliny - zaznaczyłem, dotykając delikatnie liście rośliny. - Nie rób nic głupiego, proszę...
Jongin szedł między alejkami pełnymi różnorodnych roślin, których nazw nawet nie kojarzył. Wydawało mu się, że niektóre już kiedyś widział, być może na lekcjach,ale nie był w stanie podać ich nazw, a tym bardziej właściwości. Nigdy nie był wybitnie dobry, jeśli w grę wchodziło Zielarstwo… Jakoś nigdy nie uważał, żeby było mu to szczególnie potrzebne, ponieważ nie wiązał z tym swojej przyszłości.
OdpowiedzUsuń- W sumie to nie bywam tu jakoś często. Prawie w ogóle - dotknął jakiegoś liścia, akurat obok niego przechodząc, a on podskoczył parę razy w górę, co niemożliwie rozbawiło bruneta. Rozejrzał się dookoła i dostrzegł, że Soo był jakby we własnym świecie. Przystanął przy jakiejś roślince i Kim zgadywał, że była to właśnie poszukiwana przez nich Mandragora.
Zaśmiał się pod nosem na ostatnie słowa Krukona, bo oczywiście, że miał zamiar zrobić coś głupiego. Przecież nie byłby sobą, gdyby nie postępował lekkomyślnie.
- Nie akceptuję tego, że jesteś smutny w mojej obecności - powiedział, stając przy jego boku, nadal delikatnie pozostając z tyłu. Obserwował, jak chłopak z zachwytem wpatrywał się w liście Mandragory. - Jakieś głupie roślinki uszczęśliwiają Cię bardziej, niż robię to ja. Coś tu nie gra.
Było mu dziwnie z tym, że ktoś po raz pierwszy nie cieszył się z jego obecności w odpowiedni sposób. To było nielogiczne, aby Kyungsoo tak bardzo go olewał! jakby w ogóle nie wzruszała go obecność Gryfona, a nawet była zbędna, czy niechciana.
Wpatrywał się w sztywną sylwetkę chłopaka, który stał do niego tyłem, samemu podpierając się o jakiś stolik, na którym ustawione były magiczne rośliny. Trudno mu było ustać w miejscu.
- A no widzisz, ja przychodzę tutaj kilka razy w tygodniu - pragnąłem nakreślić mu chociaż trochę to, co czułem. - Dla mnie to nic dziwnego, że roślinność uszczęśliwia mnie bardziej, niż człowiek. Widzisz flora zawsze jest stała, zawsze mogę z nią tutaj obcować, a ludzie są zmienni. Ciągle gdzieś gnają, pragną zmian i nowych doznań, pozostawiając za sobą wszystko inne i swoich bliskich.
OdpowiedzUsuńMiałem nadzieję, że Jongin choć trochę mnie zrozumiał. Prawda była taka, że wolałem towarzystwo roślin, niż drugiego człowieka, bo bałem się odtrącenia.
Obróciłem się w stronę Kima i zbliżyłem się do niego.
- Nawet ty, mój drogi znajomy, również zapomnisz o mnie - wskazałem na niego palcem. Moja twarz, jak zwykle była beznamiętna, tak jak słowa, które wypowiadałem - gdy tylko dostaniesz to, czego pragniesz, po prostu nie będzie już nic, co nas łączy, i każdy pójdzie w swoim kierunku. Może teraz ci się to wyda dziwne, ale tak będzie. Może czasami spotkamy się na korytarzu, wymienimy parę zdań, ale każda ludzka relacja tak się kończy.
Trochę przykro mi się zrobiło, bo musiałem uświadamiać mu takie rzeczy. Zazdrościłem mu jego pozytywnego nastawienia do wszystkiego, nie chciałem go gasić...
- Pewnie masz rację - powiedział Gryfon, a z jego oblicza w dalszym ciągu nie spełzł uśmiech. - Ale ja na przykład niczego od Ciebie nie chcę. Nie martw się, nie pozbędziesz się mnie tak szybko.
OdpowiedzUsuńWyciągnął dłoń przed siebie i przeczesał włosy niższego, zostawiając je w chaotycznym nieładzie. Nie rozumiał tego, jak ten Krukon ciągle pozostawał taki bezuczuciowy, niemal kamienny w trakcie mówienia tak okrutnych i zdaniem Jongina, nieprawdziwych słów.
- Spójrz na to z innej strony. Nie łączy nas zupełnie nic, prócz tej głupiej, zniszczonej przeze mnie wieki temu książki, a ja jakimś sposobem nadal tu jestem - rozejrzał się dookoła, nadal nie dostrzegając zupełnie nic, oprócz tej wszechobecnej zieleni i innych odcieni liści poukładanych roślinek. Nie rozumiał tego, jak można przebywać godzinami, a nawet więcej niż raz w tygodniu w tak niezwykle nudnym miejscu. Miał wrażenie, jakby tam wszystko się zatrzymało, stało w miejscu, wcale nie zwracając uwagi na świat, który żył w tak zastraszająco szybkim tempie. W cieplarni wszystko funkcjonowało wolno i spokojnie. To zupełnie nie pasowało do wybuchowego charakteru Kima. - I nigdzie się nie wybieram… A nie, jednak wybieram się tam - wskazał palcem na przeciwległy kraniec pomieszczenia, tym samym kończąc swoją niezwykle głęboką i poruszającą wypowiedź.
Kyungsoo pozostał w miejscu, natomiast Jongina zaintrygował pewien punkt, widoczny w oddali. Poszedł w tamtą stronę z uśmiechem, gotowy na kolejną dawkę emocji. Tam jakby coś się poruszało, a nawet więcej, niż jedno coś. Kiedy już tam dotarł, zorientował się, że znalazł się w miejscu, w którym nie powinno go być i bardzo mu się to podobało. Ostatnio miał skłonność do odnajdywania nieco zakazanych miejsc.
[Z/L]
Słowa chłopaka dały mi trochę do myślenia. Mogłem spodziewać się z jego strony tego, że naprawdę tak łatwo się go nie pozbędę. Nie był typem osoby, z którą mógłbym się zaprzyjaźnić. Aczkolwiek jego miłe i wesołe usposobienie mogłoby dużo zmienić w moim życiu. Podobno przeciwieństwa się przyciągają...
OdpowiedzUsuńKim Jongin był żywiołowy, energiczny i ciągle wesoły. Nie miałem pojęcia skąd on czerpał tyle siły. Lubił się zgrywać i niszczyć cudze książki, ale czułem, że nie powinienem kwalifikować go do grupy szkolnych rzezimieszków.
Tak bardzo pogrążyłem się we własnych myślach, że nie zorientowałem się, iż Kim pomaszerował do Cieplarni III.
- Hej, Jongin! Zaczekaj! - wołałem, ale ten chyba nie usłyszał. Szybko zerwałem po dwa średniej wielkości liście Mandragory i pobiegłem za nim.
Tam, gdzie powędrował było bardzo niebezpiecznie. Nie mogłem zostawić go samego...
[Z/L]
Razem jakimś cudem dostali się do z powrotem do Cieplarni I. Jongin nie miał pojęcia jak udało mu się choćby poruszać nogami, o utrzymaniu swojego ciała w pionie, czy podniesieniu go z ziemi nie wspominając. Był w stanie tylko czuć bardzo mocny uścisk na swojej dłoni i jeszcze mocniejszy ból wewnątrz czaszki.
OdpowiedzUsuń- Dobra, a teraz sekunda na odpoczynek. Twój bohater musi trochę odsapnąć. Ratowanie księżniczek w opałach to naprawdę wyczerpujące zajęcie - mruknął, zaraz siadając na ziemi i opierając swoje plecy o jedną z wewnętrznych ścian. Uśmiechnął się szeroko w stronę Kyungsoo, który był jeszcze bardziej blady i przygnębiony, niż zazwyczaj, a na jego policzkach dodatkowo znalazły się pozostałości po łzach. Kim postanowił wcale tego nie komentować, bo choć wręcz uwielbiał drażnić innych i sobie z nich żartować, to nigdy nie miał na celu gnębienia ludzi i pogarszania ich samopoczucia, a wspominanie o chwili słabości Krukona z pewnością nie należałoby dla niego do przeżyć przyjemnych.
- Naprawdę jest tu tak zimno, czy to od Ciebie tak wieje? - zapytał, czując chłód, który ogarniał jego ciało na zmianę z salwami ciepła. Jakby na domiar złego nie potrafił się zdecydować, czy jest mu bardziej zimno, czy raczej ciepło i czy ma zapiąć szatę, czy zostawić ją rozpiętą. Jednego był pewien: razem z Soo przeżyli ciekawą przygodę, którą Kim opowiadał będzie wnukom. jeśli się takowych kiedyś doczeka. I jeśli do tego czasu nie przeżyje czegoś równie ciekawego.
Wreszcie znaleźliśmy się w bezpiecznym miejscu. Odetchnąłem z ogromną ulgą, poprawiłem szalik oraz szatę i już miałem zamiar pożegnać się z tym przyciągającym nieszczęście chłopcem, ale gdy tylko na niego wejrzałem, zrozumiałem iż coś było nie tak.
OdpowiedzUsuń- Jongin, wszystko dobrze? - zapytałem, kucając przy nim. Wyglądał blado i mimo, że ciągle żartował, widziałem jak tracił siły. Przez to całe zamieszanie nie zwracałem nawet na niego uwagi, a przecież kiedy na niego upadłem mogłem mu coś zrobić. - Nie wyglądasz najlepiej. Mówisz, że ci zimno, a tutaj jest co najmniej 24 stopnie...
Delikatnie złapałem jedną ręką za tył jego głowy, a drugą przyłożyłem do czoła. Nie wydawało mi się żeby dostał gorączki. Może coś go ugryzło? W chwili, gdy tylko zabrałem dłonie ujrzałem krew na jednej z nich.
- Ty krwawisz! - Zacząłem cały drżeć. To moja wina, to z pewnością ja mu to zrobiłem, a nawet jeśli nie, to i tak moja wina, że go tu zabrałem! - Kim! Hej Kim! Trzymaj się!
Znowu dopadł mnie strach. Nie miałem pojęcia, jak zachować się w takiej sytuacji. Logiczne było, że musiałem zabrać go do skrzydła szpitalnego, ale gdy cały ten szok spowodowany związaniem mnie przez roślinę minął, poczułem niedowład w mięśniach. I tak nie miałem pojęcia, jak właściwie zdołałem go tutaj przytargać aż z Cieplarni trzeciej. Nie było mowy, żebym zaniósł go na plecach czy choćbym miał wziął go pod ramie. Zwyczajnie nie miałem już siły.
Usiadłem obok niego, wyciągając różdżkę i główkując nad zaklęciem, które miałoby zatamować krwotok.
Gryfon zaśmiał się głośno na przesadną reakcję mniejszego chłopaka, który w tamtym momencie wyglądał, jakby zaraz miał zaczął wyrywać sobie z włosy z głowy i to garściami.
OdpowiedzUsuń- Jakie 24 stopnie, a nie mamy przypadkiem jesieni? Nie powinno być trochę chłodniej? Co to za anomalie pogodowe - mówił do siebie, wlepiając wzrok we własne palce. Potrzebował przez chwilę skupić się na jakimś konkretnym punkcie, aby choć w minimalnym stopniu opanować zawroty głowy.
Nagle poczuł na swojej głowie delikatne, małe i bardzo ciepłe coś i już myślał, że ma jakieś haluny, lecz kiedy uniósł wzrok i napotkał spojrzenie zmartwionych oczu Do zrozumiał, że to jego dłonie badają jego czoło oraz potylicę. Chłopak cofnął ręce, a na palcach jednej z nich obydwoje dostrzec mogli ciemną krew. Niższy spojrzał na niego z przerażeniem, a jego ciało momentalnie zaczęło lekko drżeć. Może bał się krwi, a Jongin narażał go na niepotrzebny stres? W obawie przed właśnie takim powodem strachu Kim odsunął się trochę od chłopaka, który wciąż wyglądał na spanikowanego. Brunet obawiał się również tego, że to zaraz on będzie musiał udzielić pomocy Kyungsoo, który mógłby stracić przytomność na widok krwi. Jongin miał gdzieś w głębi siebie tę świadomość, że w obecnym stanie nie byłby na siłach, aby mu pomóc i czuł się z tym wręcz okropnie.
- Ej spokojnie. To tylko krew, wyluzuj. Przecież nic mi nie jest - odpowiedział szybko brunet, ale nawet nie próbował się podnieść, nie czując się na tyle dobrze. Wiedział, że to tylko chwila i już będzie lepiej, szum ustąpi, wzrok mu się wyostrzy i będzie dobrze. Już nawet zaczął zauważać poprawę, zrobiło mu się nieco cieplej, przez co przez jego ciało przestały już przechodzić te dziwne dreszcze. To był tylko szok, spowodowany upadkiem i nieprzyjemnym spotkaniem z ziemią, przekonywał siebie.
- Ty się martwisz - wymamrotał Jongin, patrząc na bruneta z uśmiechem, który z sekundy na sekundę tylko się poszerzał. - Niemożliwe…
Czuł, jak siły znowu wstępują w jego ciało, dzięki czemu był w stanie się podnieść i trochę wygodniej usadowić pod ścianą. Jego samego bardzo śmieszyła zaistniała sytuacja, jednak patrząc na Soo widział, że chłopakowi nie było do śmiechu. Widocznie trochę zbyt bardzo przejął się małą raną Gryfona, który już do wszelkiej maści urazów dobrze przywykł. Tryb życia, jaki prowadził, ściśle wiązał się z mniej, lub bardziej poważnymi wypadkami. Potrzebował tylko kilku dodatkowych minut i już będzie z nim w porządku. Później naklei sobie plasterek z ulubionym motywem, chociaż nie był pewien czy na głowie porośniętej włosami będzie to takie proste… Nie ważne, obejdzie się nawet bez plasterka w Avengers.
- Może chcesz zostać moją pielęgniareczką, hmm, Soo? - rzucił żartobliwie, podpierając się o podłogę, aby dosunąć się do ściany, od której już zdążył się oddalić. Wyobraził sobie Krukona w takiej ładnej spódniczce, opiekującego się nim i musiał przyznać, że jakoś specjalnie by nie narzekał. - To dobry pomysł, tym bardziej, że już i tak wisisz mi masażyk.
- To cieplarnia, tu zawsze jest trochę cieplej - odparłem, bezrefleksyjnie. Pocierałem twarz dłonią, aż w końcu znalazłem w zakamarkach swojej pamięci zaklęcie. Było dość mocne, ale skuteczne. - Vulnera Sanentur, Vulnera Senentur, Vulnera Senentur.
OdpowiedzUsuńDla Gryfona to musiało być osobliwe, gdyż klęczałem przy jego boku i jeździłem różdżką w powietrzu nad jego ranom. Musiałem też przytrzymać mu głowę, bo do przewidzenia było to, że chłopak nie oparłby się pokusie zaglądania na to, co poczynałem.
Wypowiadałem słowa jakby w transie, powoli i dokładnie, a skaleczenie na głowie Jongina zupełnie zniknęło. Nie zniknęło jednak moje poczucie winy, bo w ciąż czułem, że to wszystko wydarzyło się przeze mnie. Jako ten mądrzejszy powinienem go bardziej pilnować. Co do relacji mojej i Kim Jongina, czułem teraz jeszcze większe zobowiązanie...
- To, że jestem czasami oschły nie znaczy, że nie mam uczuć - odpowiedziałem w końcu na jego stwierdzenie, siadając zaraz tuż obok niego i opierając głowę o ścianę, ciągle trzymając różdżkę w dłoni. Zwykle ignorowałem większość tego, co wypływało z jego ust. Taki już był, mówił totalne głupoty, ale czułem, że naprawdę nie miało to za zadanie mnie obrazić. Po prostu taki był jego styl bycia, i gdy tak nad tym myślałem, doszedłem do wniosku, że nie ma w tym nic złego. Aczkolwiek wzmianka o tym, że miałbym być jego "pielęgniareczką" trochę uraził moją męskość.
- Przepraszam cię Jongin i dziękuję - w końcu to z siebie wydusiłem. Nie było co ukrywać, Kim mimo wszystko uratował mi tego dnia życie, a to dług nie do spłacenia. - Gdyby nie ty, to pewnie byłbym teraz trawiony przez jakąś rosiczkę. Naprawdę, dziękuję ci z całego serca.
Chciałem wykonać jakiś przyjacielski gest, klepnąć go w ramie, albo coś innego, co robią mężczyźni w takich sytuacjach, ale w moim wykonaniu byłoby to sztuczne, więc postawiłem na szczery uśmiech. Złapałem go za przedramię i ponownie wyszeptałem "dziękuję", a kąciki moich ust powędrowały ku górze. Byłem szczęśliwy, że tak to się wszystko skończyło...
- To co mam ci wymasować? - Tym razem to ja postarałem się zażartować. Jonginowi się to należało.
Jongin poruszył parę razy głową w lewo i prawo, chcąc choć odrobinę rozruszać swój kark. Odczuł, że dzięki zaklęciom Kyungsoo z jego rany już nie sączy się krew, a być może nawet ona sama się już zasklepiła. Uśmiechnął się promiennie, czując się już o niebo lepiej. Rozłożył nieco na bok poły swojej szaty, która był już niemożliwie brudna od czarnej ziemi i odrobiny wilgoci, jaka panowała w Cieplarniach. To prawda, dopiero w tamtej chwili odczuł ciepło panujące w pomieszczeniu, jakoś wcześniej nie zwrócił na nie uwagi.
OdpowiedzUsuńZdziwił, a jednocześnie ucieszył go mały gest Krukona, który chyba po raz pierwszy od rozpoczęcia ich krótkiej znajomości postanowił z własnej, kompletnie nieprzymuszonej woli go dotknąć. Można śmiało stwierdzić, że Kim poczuł się w tamtej chwili jak dumny ojciec, kiedy chłopak postanowił się przełamać.
- Nie ma za co Soo, ja też dziękuję za pomoc - powiedział, odwracając się do niego przodem, aby mieć na niego lepszy wgląd. Jednocześnie poszerzył tylko uśmiech, który zawsze pozostawał na jego ustach. Jakoś zawsze czuł się zdecydowanie lepiej, kiedy dobrze widział swojego rozmówcę.
- Jeśli chodzi o ten masaż… To moja pupa bardzo ucierpiała i teraz bezgłośnie płacze - powiedział poważnie, jak na niego oczywiście, przekrzywiając głowę w bok i kiwając nią parę razy, jakby chcąc dodać swoim słowom wiarygodności. - Ale z tym chyba będziemy musieli się wstrzymać. Lepiej zrobić to w bardziej, umm, ustronnym miejscu.
Będąc kompletnie szczerym, jego kość ogonowa naprawdę bolała, choć może nie w takim stopniu, jak przedstawiał to Gryfon. Jednak mimo wszystko to właśnie w głównej mierze ona przyjęła na siebie ciężar aż dwóch ciał dojrzewających mężczyzn, które znowu nie były takie lekkie.
Nagle do głowy wpadła mu pewna myśl. Przez to całe zamieszanie z śmiercionośnymi chwastami zupełnie zapomniał dlaczego właściwie znaleźli się w Cieplarni.
- Powiedz, że masz te liście, bo inaczej cała misja poszła na nic i będziemy musieli tam wracać - powiedział szybko, mając na myśli liście Mandragory, które były im niezbędne. Sam chyba nawet nie musiał wspominać, że jemu osobiście bardzo podobała się perspektywa powrotu do Cieplarni III, gdyż pozostało tam jeszcze mnóstwo nieodkrytych roślin, które kiedyś przecież mogły mu się przydać. Sam czuł pewnego rodzaju podekscytowanie na myśl o tym fascynującym miejscu. Rozejrzał się po ich obecnym położeniu i mógł ze smutkiem stwierdzić, że nie podobało mu się ono w takim stopniu, w jakim zauroczyła go ziemia zakazana.
- Ej, ale to był tylko żart - zaznaczyłem, żeby chłopak za bardzo się nie napalał - nie mam zamiaru ci nic masować, a w szczególności... Tego o czym mówisz.
OdpowiedzUsuńChoć byłem skłonny prawie do wszystkiego, by tylko Jongin był zadowolony, to na taki masaż nie mogłem się zgodzić. Spłata długu za uratowanie życia była niemożliwa, więc postanowiłem, że od tamtej pory będę na prawie każde jego zawołanie. Masaż nie wchodził w grę.
Zadarłem głowę wysoko i spoglądałem na przezroczysty dach. Dzień powoli ustępował nocy. Jak to dobrze, że wszystko tak się skończyło. Mały uśmiech wciąż pozostawał na mojej twarzy. Cieszyłem się, że żyłem, tak po prostu.
- Kim, przecież liście Mandragory zdobyłem w tej szklarni - odparłem, posyłając mu rozbawione spojrzenie - to nie są aż tak niebezpieczne rośliny, jak te w cieplarni III, aczkolwiek jestem zdania, że na wszystko trzeba uważać.
Wyciągnąłem z kieszeni dwa pomięte liście, a przy okazji schowałem różdżkę. Dziwnym trafem przeżyły tą całą przygodne. Podałem jeden z liści Gryfonowi, a sam już miałem zamiar włożyć do buzi drugi, kiedy zorientowałem się, że zapomniałem o jednej bardzo ważnej rzeczy.
- O nie! Jak mogłem to pominąć?! - lamentowałem, dość głośno. - Nie możemy ich użyć. Zapomniałem, że trzeba ten proces zacząć od pełni księżyca, a my mamy prawie nów.
Cała ta niebezpieczna wyprawa poszła na marne, a mogłem siedzieć wtedy w bibliotece...
Jongin wzruszył ramionami na uwagę o miejscu pochodzenia liści Mandragory. Dla niego to i tak nie miało większego znaczenia. Były liśćmi, jak każde inne, tyle że akurat te dawały pewne fajne możliwości. I tyle.
OdpowiedzUsuń- Co z tego, że są z tej cieplarni. I tak trzeba by było powtórzyć cały rytuał, aby wszystko wyszło tak spektakularnie, jak za pierwszym razem - westchnął przeciągając swoje ciało. Trzeba przyznać, że był już trochę zmęczony po tym dniu. Lekcje wymęczyły go psychicznie, a odwiedzimy cieplarni fizycznie, więc chłopak był już niemożliwie padnięty.
Zaśmiał się z Kyungsoo, kiedy Krukon był taki zawiedziony niemożliwością natychmiastowego użycia liści. Był smutny i przygnębiony, jakby żałował, że stracił swój cenny czas właśnie z Gryfonem i to właśnie w takim miejscu. A podobno lubił przebywać w cieplarni.
- Trudno - westchnął, przeciągle. - Będziemy zmuszeni przyjść tu jeszcze raz. I obiecuję, na przyszłość będę gotowy na odpowiedź w wszelkich formach. Niczym mnie już nie zaskoczysz, chociaż musisz przyznać, że nawet nieprzygotowany całkiem dobrze dałem sobie radę. - zadowolony z siebie podłożył dłonie pod kark i idąc w ślady Soo zaczął wpatrywać się w wieczorne niebo. Nie było w nim nic ciekawego, parę chmur, ciemność, czasami przelatywał jakiś ptak, czy nietoperz. Szybko znudziło mu się to zajęcie, dlatego przewrócił się na bok, aby zacząć natarczywie przyglądać się profilowi Krukona.
- Spektakularnie? - zmarszczyłem brwi. - Przecież ja tu o mały włos życie straciłem...
OdpowiedzUsuńAch ten Kim. Skąd on bierze takie dyrdymały? Jego osobowość była dla mnie wielką zagadką, którą, mimochodem chciałem odkryć. W końcu cieszyło mnie badanie oraz poznawanie dziwnych i rzadkich zjawisk.
Nie ukrywając, zasmuciłem się faktem, że tak właściwie wyjdziemy stąd z niczym. Narażaliśmy się bez celu, w sumie to ja przyczyniłem się do tego i to moja wina. Aczkolwiek plusem jest to, że miałem towarzystwo. Rzadko zdarzało mi się spędzić z kimś aż tyle czasu. Poczułem nadzwyczajne ciepło w środku... Miłe uczucie.
- Przepraszam, że cie w to wplątałem. Zmarnowałem tylko twój czas. - odrzekłem, spuszczając wzrok na ziemię. Trudno było już na czymkolwiek zawiesić oko, albowiem robiło się coraz ciemniej. - Tak, masz rację. Spisałeś się dzisiaj wzorowo.
Pochwała należała się Jonginowi. Mimo, iż odbierałem go jako roztrzepanego i mało rozgarniętego, ten uratował mi życie. Świat jest pełen zaprzeczeń.
Odwróciłem spojrzenie, by móc jeszcze raz wdzięcznie się do niego uśmiechnąć. Gryfon wpatrywał się we mnie, zupełnie jakby coś było nie tak.
- Co jest? Mam coś na twarzy? Krwawi?! - zapytałem zdruzgotany, dotykając nerwowo swojej głowy.
- Nie udawaj, że Ci się nie podobało. Przecież fajnie było - powiedział szybko Gryfon, kiedy chłopak w dość jawny sposób zakomunikował mu, że dla niego wcale tak ciekawie nie było. Oraz, według Jongina, strasznie przesadzał z tym, że prawie stracił życie. Jongin tam był, tak? Tak. Więc nic złego nie miało się stać. Uratował go i po krzyku, po co robić z tego niepotrzebną tragedię? Krukon dostał darmową huśtawkę, prawie jak w lunaparku i jeszcze narzekał. Cóż to za człowiek! - I daj spokój, to nie był czas zmarnowany.
OdpowiedzUsuńDla Kima nie istniało zjawisko takie, jak czas zmarnowany. Przecież kiedyś wszystko może przydać się w najmniej oczekiwanym momencie. Nawet walka ze śmiercionośną rośliną może okazać się w przyszłości genialną praktyką.
Wypiął dumnie pierś na pochwałę mądrzejszego kolegi. Czył się taki dumny z siebie! Kiedy Krukon mówi ci, że spisałeś się dobrze, to już naprawdę musi coś oznaczać, a Jongin czył się z siebie taki zadowolony!
- Chyba nic nie masz na twarzy. Przynajmniej ja nic nie dostrzegam - zaśmiał się brunet, nie spuszczając wzroku z drobniejszego chłopaka. Wpatrywał się w jego sylwetkę, zastanawiając się dlaczego tak rzadko przychodzi mu oglądać uśmiech Kyungsoo, już pomijając fakt, że w ogóle rzadko go widzi, ponieważ nie mieli do tej pory żadnych bliższych kontaktów, a zobaczenie jego szczęścia graniczy z cudem i nawet jemu nie udało mu się go rozśmieszyć. A to przecież podchodzi pod zniewagę, nie śmiać się z jego głupich tekstów i udawać, że wcale cię nie ruszają. Czy tak się w ogóle da? Oczywiście, że tak. Do Kyungsoo był tego najlepszym dowodem.
- Dobra, myślę, że będziemy się powoli zbierać, ciemno się robi, a ja jeszcze miałem dziś w planach zaczepić jakiś Ślizgonów - westchnął, przypominając sobie swoje plany z rana. Zaczepianie Ślizgonów to była w sumie jedna z jego ulubionych rozrywek, gdyż część z nich zazwyczaj, delikatnie mówiąc, nie toleruje Gryfonów, a w szczególności jego, więc chłopak uwielbiał wręcz obserwować ich reakcje na własną osobę. Podniósł się na równe nogi i wyciągnął dłoń w dół, aby pomóc podnieść się Soo.
Słowa chłopaka mnie uspokoiły. Miałem już dość wrażeń, jak na jeden dzień. Co ja gadam, jak na cały miesiąc. Lubiłem swoją nudną szarą codzienność.
OdpowiedzUsuń- Jasne. Oczywiście. Też miałem coś do roboty... - mój głos schodził niżej o ton z każdym słowem. Miałem małą nadzieję na jakaś normalną rozmowę w końcu z nim. Przez "normalną" mam na myśli szczerą i poważną, no ale może innym razem. Nie wiedziałem czy jeszcze kiedykolwiek go spotkam, a bardzo tego chciałem. Zawsze to jakieś towarzystwo...
Złapałem kurczowo ręki Jongina. Wydawała mi się taka twarda i silna.
- Dziękuję - odpowiedziałem mechanicznie, na uczynny gest chłopca. Wygładziłem dłońmi szatę i wejrzałem w oczy Kima. - Dziękuję ci też za uratowanie życia po raz kolejny. Wiem, że powoli staję się natrętny, ale nie masz pojęcia jak to przeżywałem i ile to dla mnie znaczyło. Czy jest... Jakaś rzecz, którą mógłbym dla ciebie zrobić, albo ci w czymś pomóc?
Musiałem zaoferować mu cokolwiek, bo sumienie nie dawałoby mi spokoju. Nawet jeśli miałem zostać wykorzystywany przez chłopca, to nie przeszkadzałoby mi to.
- Spokojnie Soo. To serio nic takiego - zaśmiał się, spoglądając na pulchne policzki Krukona. Wyglądał tak bezbronnie, kiedy patrzył na niego w górę pogrążony w półmroku. Wyglądał całkowicie spokojnie. Przez chwilę utrzymywali kontakt wzrokowy, dopóki Jongin nie przerwał go silnym wybuchem śmiechu. Nie potrafił się powstrzymać po usłyszeniu pytania Krukona. Jongin nie oczekiwał niczego w zamian, ale nie chciał urazić chłopaka, więc postanowił przyjąć jego propozycję.
OdpowiedzUsuń- Zapamiętam, jak będę czegoś potrzebował to wiem gdzie się zgłoszę - radośnie roztrzepał ciemne kosmyki włosów Kyungsoo, które wyglądały, jakby chłopak przeżył wielką nawałnicę. Prezentował się przezabawnie.
- Tylko pamiętaj, żeby zabrać mnie ze sobą jeszcze raz do tej cieplarni. Chcę zostać tym Animagiem - powiedział, powoli ruszając w stronę wyjścia. Na całe szczęście ból jego głowy już przeszedł, a to tylko dzięki Soo, który bardzo szybko uleczył jego ranę.
Powoli zrobił parę kroków, aż w końcu zatrzymał się gwałtownie, za przerażeniem spoglądając na Kyungsoo, który był nieco za nim.
- Ej ale nadal mogę przykleić sobie plasterek, prawda?! Szkoda by było, gdyby taka okazja się zmarnowała, chociaż rana już nie krwawi… Mimo wszystko chcę ten plasterek - wykrzyknął, a na jego twarz wypłynął grymas przerażenia. On naprawdę uwielbiał te plasterki z Avengersami, dostał je od młodszego brata, który polecił mu, aby używał ich mądrze. A Kim chciał ich używać bardzo mocno! Były przeurocze i Jongin nosił je z wielką dumą, choć wolałby, aby znajdowały się na nieco widoczniejszym miejscu, jak ręka na ten przykład. Wtedy i on mógłby je podziwiać, nie tylko inni uczniowie. A poza tym, jakby założył czapkę, to już w ogóle nie byłoby go widać. - A może myślisz, że powinienem zranić się też w rękę? Wtedy mógłbym go przykleić...
Charakterystyczny śmiech Kim Jongina będzie długo odbijał się echem w mojej głowie. Powoli stawało się to naturalne, że chłopak po każdym słowie parskał śmiechem.
OdpowiedzUsuńGdy tylko Gryfon podniósł dłoń, zgarbiłem się, gdyż troszkę się przestraszyłem. Poczułem za to szczególne łaskotanie na głowie. W chwili, kiedy tylko zabrał rękę, od razu poprawiłem swoje włosy, by choć trochę wyglądały normalnie. Nie należałem do niechlujów.
- Ech Jonginie, wystraszyłeś mnie - stwierdziłem, kiedy tylko spostrzegłem minę większego. - Jasne, przyklejaj ile chcesz.
Zachowywał się jak małe dziecko, ale przyznam, że odrobinkę mnie to bawiło. Miło było mieć obok siebie kogoś, kto tyle gadał. Przynajmniej nie było niezręcznej ciszy, a ja czułem się zaskakiwany co sekundę. Mówił o takich rzeczach, o których mi się nawet nie śniło i zwracał uwagę na mało istotne szczegóły. Niezwykły chłopak.
- Jeśli zranisz się w rękę, ja cię wyleczę - powiedziałem cicho, zbliżając się do niego, z pogodnym wyrazem twarzy - nie rób sobie specjalnie krzywdy, dobrze?
- Ale przecież nikt nie powiedział, że zrobię cokolwiek specjalnie - zażartował, wpychając dłonie do kieszeni czarnych spodni. - Zawsze zdarzyć się może jakiś wypadek przy pracy. A akurat na dzisiejszą noc miałem zaplanowane wycinanki…
OdpowiedzUsuńZaśmiał się na samą myśl o tym. Cała noc, tylko on i nożyczki.
Ruszyli wzdłuż ścieżki, jednak bardzo powoli, jakby nie chcąc, aby czas umykał im zbyt szybko. Jongin szedł dość blisko Kyungsoo, niemalże mógł poczuć ciepło jego ciała na swoim ramieniu. Ani razu jednak ich ręce, nawet przez przypadek, się nie zetknęły, a Kim miał wrażenie, że ktoś bardzo sumiennie pilnuje tego, aby nie dotknęli się nawet skrawkiem ciała, bądź szaty.
- Jakbym za każdym razem, kiedy jestem zraniony miał przychodzić do Ciebie, naprawdę stałbyś się moją osobistą pielęgniarką. Ale nie musisz się martwić, mam swoje sposoby na radzenie sobie z ranami i magiczne plasterki z Avengers to tylko jeden z nich. Znam parę zaklęć, które czasami pomagają - wzruszył ramionami, stawiając krzywe kroki, zataczając się na boki. Uważał, że zwykłe chodzenie jest dla biedaków, więc sam chodził tak, jak chciał. A że akurat w tamtej chwili zapragnął niemal się zataczać to już osobna historia. Po prostu taka chęć przyszła, a on zwyczajnie chciał ją spełnić. Tak więc zaczął przemieszczać się od jednego do drugiego skraju wąskiej ścieżki, cały czas mozolnie prąc do przodu oraz okazjonalnie szturchając Do ramieniem, lub depcząc mu po stopach z szerokim uśmiechem na obliczu skrytym w ciemności wieczora.
Najprawdopodobniej wyglądał jak niepełnosprawny umysłowo, ale skoro tak właśnie się czuł i za takiego był postrzegany przez część uczniów Hogwartu, to dlaczego nie mógłby sobie pozwolić na wcielenie się w taką rolę? To zawsze było jakieś urozmaicenie. W oczach Kyungsoo również mógł wiele stracić, jednak czemu miałoby go to obchodzić? Jongin nie lubił przebywać w towarzystwie fałszywych ludzi i nigdy by nikomu tego nie zdradził, ale jego dziwne zachowania niekiedy bywały zwyczajnym testem na innych ludziach. Tylko od nich zależało to, jak na niego zareagują, a osąd przypadał Kimowi. Wspomniane wcześniej zostało, że chłopak nie znał pojęcia straty czasu, jednak nie do końca była to prawda. Jedyne, co w jego oczach było czasem straconym, to czas spędzony w towarzystwie bezwartościowych i płytkich ludzi, których Gryfon starał się jak najszybciej od siebie odtrącać.
- Jonginie, jak już to pielęgniarzem - zaznaczyłem delikatnie, nie ujmując chłopakowi - nie znasz męskiego odpowiednika?
OdpowiedzUsuńPowoli zmierzaliśmy do wyjścia z cieplarni. Szliśmy ramie w ramie, do czasu, aż Kim nie zaczął chodzić zygzakiem. Nie ukrywam, że chwilowo myślałem, że kręci mu się w głowie, lecz gdy tylko spostrzegłem ledwo dostrzegalny przez mrok, uśmiech, zrozumiałem, że to kolejne wygłupy.
W mojej głowie tliła się jedna i ta sama myśl. "Czemu on to robi?". Może tak naprawdę bał się, że kolejne rośliny nas zaatakują? Chociaż i tak byliśmy w zupełnie innym pomieszczeniu, więc może miał zaburzenia obsesyjno kompulsywne i stąpał tylko po niewydeptanych kawałkach ziemi? To również nie miało sensu. Gryfon szturchał mnie, zupełnie jakby to miała być prowokacja. W ten wpadł mi pomysł do głowy, że może po prostu to jest zabawa. Może on najzwyczajniej w świecie chciał się ze mną bawić? Nie rozumiałem tego, ale skoro Jongin był taki wesoły, to może to naprawdę działało...
Zatem postanowiłem, że i ja dołączę do Jongina, i kiedy tylko pozwoliłem się wyprzedzić, zacząłem go naśladować. Bujanie się na wszystkie strony i stawianie niestandardowo stóp na ziemi sprawiło, że na mojej twarzy pojawił się również mały uśmieszek. Było to infantylne, ale czasami nie ma w tym nic złego. W każdym z nas powinno zostać coś z dziecka, a że Kim miał tego w sobie bardzo dużo, to w zupełności mi to nie przeszkadzało. Było to bardziej pocieszne niż odpychające, choć z początku nie potrafiłem tego ogarnąć umysłem.
- To nawet zabawne - szepnąłem, mając nadzieję, że przypadkiem to wpłynie jakoś na naszą relacje.
Gryfon był jak mały szczeniaczek. Uroczy, hałaśliwy i ciągle chciał się bawić. Naprawdę, gdyby miał ogon, to na okrągło by nim merdał. Aż z ciekawości zastanawiałem się, czy bardziej pasowałby mu ogon psa, czy może jednak konia. Może kiedyś uda mi się to sprawdzić...
- Oj no bo pielęgniarz nie brzmi tak fajnie, jak pielęgniareczka - odparł uśmiechnięty i zadowolony Gryfon. - I w sumie to i tak Ci pasuje.
OdpowiedzUsuńZaczął obserwować jak z widocznym wahaniem i niepewnością niższy nieśmiało idzie w jego ślady i już zaraz obaj podążali w stronę zamku Hogwartu w dość niekonwencjonalny sposób. Ktoś, patrząc na nich z boku, mógłby śmiało stwierdzić, że znaleźli się pod wpływem silnych substancji odurzających i wiele by się nie pomylił, bo w tamtym miejscu, na wąskiej ścieżce między Jonginem i Kyungsoo wydzieliło się szczęście, które potrafi otumanić lepiej, niż niejeden narkotyk.
Uśmiech na twarzy tylko poszerzył się z racji tego, że w znajomości z Soo odniósł już swoje pierwsze zwycięstwo i w sumie przyszło mu to łatwiej, niżby podejrzewał. Myślał, że Do będzie znacznie cięższym przypadkiem, ale na całe szczęście ten jeden raz w życiu się pomylił. Cieszył się z tego jak małe dziecko na widok lizaka, a nawet jak on sam na widok kolekcjonerskiego wydania ulubionego komiksu. Uwielbiał odnosić sukcesy w każdej dziedzinie, więc i w przypadku Krukona nie mogło stać się tak, że brunet podda się od razu.
- To nawet zdecydowanie bardziej, niż zabawne - rzucił, odwracając się za siebie, a następnie zwalniając, aby Soo mógł się z nim zrównać krokiem. Kiedy już ponownie tego dnia paradowali razem, w dalszym ciągu poruszając się menelim chodem, zaczął ponownie lekko obijać się o jego ciało, przy każdym z takich ‘wypadków’ śmiejąc się głośniej, niż za poprzednim razem. Nie wyobrażał sobie, aby mniejszy nie odwzajemnił jego uśmiechu, choć wiedział, że Kyungsoo przychodziło to ze znacznym trudem. To nic, Jonginowi nigdzie się nie spieszyło.
Spojrzał na towarzysza ze świecącymi oczętami, odrobinę mocniej szturchając go w ramię, aby zakomunikować mu, że tym razem to coś innego. Tym razem już nie tylko się wygłupiał. Powoli zwolnił tempa, stopniowo się zatrzymując, aż wreszcie przystanął w miejscu, a jego klatka piersiowa nierównomiernie unosiła się do góry. Spojrzał na mniejszego, który chyba był równie, a może nawet bardziej, zmęczony od tego przyspieszonego chodu. Znajdowali się w połowie drogi do wejścia do szkoły.
Zniżył się do niego, cały czas utrzymując kontakt wzrokowy oraz uśmiech na pełnych ustach. Ich twarze znalazły się tak blisko siebie, jak tylko pozwalała na to sytuacja, a Gryfon mimo wszechobecnej ciemności był w stanie dostrzec najmniejsze szczególiki na twarzy chłopaka, który w tamtym momencie patrzył na niego z szeroko otwartymi oczętami. Byli na tyle blisko, że Jongin mógł poczuć jego oddech na swojej twarzy i dostrzec każde pojedyncze mrugnięcie jego ciemnych oczu oraz stwierdzić, że Kyungsoo naprawdę przyjemnie pachniał.
Uchylił usta, przejeżdżając po nich czubkiem języka, możliwie jak najbardziej przeciągając w czasie zaistniałą sytuację, w której on sam czuł się jak ryba w wodzie.
- Kto ostatni w zamku ten idiota - wyszeptał, trzymając własne usta w pobliżu tych należących do Soo i natychmiast po zakończeniu swojej wypowiedzi zerwał się do biegu, jeszcze tylko obracając się za siebie, aby zobaczyć, czy chłopak za nim biegnie. Głupio by było, gdyby tego jednak nie zrobił.
Idąc za Gryfonem, zrozumiałem, że tak naprawdę niewiele trzeba, aby poprawić sobie humor. Dla mnie szczęściem było, kiedy mogłem usiąść gdzieś w ciszy z książką albo pouczyć się naprawdę interesujących rzeczy. A dla Jongina uciechą były wygłupy i zabawy. Odkryłem, że nie muszę się ograniczać i tak naprawdę robiąc te kuriozalne rzeczy co chłopak, również mogę być wesoły, mimo, że to nie miało najmniejszego sensu, ale tak właściwie o to chodziło.
OdpowiedzUsuńKim coraz bardziej mnie zaczepiał, szturchając i obijając się o mnie. Aż w końcu się zatrzymał, na co ja zrobiłem dokładnie to samo. Oboje głęboko oddychaliśmy. Jednak ja gwałtownie połknąłem powietrze, gdy Jongin zbliżył się do mnie. Zastygłem w bezruchu. Jego twarz znalazła się tak blisko, że z trudem zdołałem patrzeć mu w oczy. Czułem ogromny dyskomfort i zakłopotanie, ponieważ Gryfon naruszył moją przestrzeń osobistą. Przełknąłem głośno ślinę, a na mojej twarzy widniało przestraszenie. Zmroziło mnie tak, że nawet nie potrafiłem do porządku mrugać oczami. Jak tylko zobaczyłem język Kim Jongina poraziła mnie myśl o pocałunku, na co kategorycznie musiałbym powiedzieć nie.
Na całe szczęście to miało tylko zapoczątkować kolejne wyzwanie chłopaka, który tym razem oczekiwał ode mnie wyścigu.
Coś takiego miałoby decydować o tym, że jestem idiotą?! Przecież to absurd, znam swoją wartość i... Przecież to kolejna zabawa, no jasne...
- Czekaj! - Krzyknąłem za nim, ale przecież to nie miało najmniejszego sensu, w końcu to wyścig. Wypuściłem powietrze z płuc, przy okazji wzdychając. Przez Jongina łamałem wszystkie swoje swoje zasady. No, ale to właściwie nic, należało mi się w życiu trochę rozrywki. Zacząłem biec w stronę szkoły, mając nadzieję, że choć trochę dogonię Kima. - I tak wygrasz!
Z każdym postawienie stopy na ziemi, z każdym machnięciem ręką czułem napływ endorfiny. Uśmiech znowu zawitał na mojej twarzy.
[Z/L]x2