Witamy w CIEPLARNI TRZECIEJ.
Wiesz, że uczniowie nie powinni tutaj przebywać, racja...? Hmm. Zachowaj ostrożność i nie zbliżaj się do Brzytwotrawy. Uważaj również na sadzonki Diabelskich Sideł, które zasadziła ostatnio pani Sprout.
Ach, i dodatkowo! Obyś miał szczęście i nie wpadł na nauczycieli. Albo prefektów, w końcu z nimi jeszcze gorzej...
Kim wmaszerował pewnie do dużego pomieszczenia, które było bardzo podobne do Cieplarni I, aczkolwiek trochę się różniło. Niektóre z obecnych tam roślin poruszało się. To bardzo spodobało się ciekawskiemu Gryfonowi, który zaczął przechadzać się między alejkami pełnymi roślinności.
OdpowiedzUsuń- No tu to jest zdecydowanie fajniej - powiedział myśląc, że Krukon cały czas za nim podąża. - Już wiem dlaczego lubisz tak długo przesiadywać w Cieplarniach, tu jest fajowo!
Zaczął dotykać, głaskać i wąchać różne roślinki. Spotkał jedną, która cuchnęła tak niemożliwie bardzo, że chłopak zmuszony został bardzo głośno kichnąć, aby pozbyć się tego nieznośnego zapachu z dróg oddechowych. Mimo wszystko było mu bardzo przyjemnie przyglądać się rzeczom, których w normalnych okolicznościach by nie zobaczył.
Słyszał, jak niższy coś za nim krzyczy, ale nic sobie z tego nie robił.
- Tylko uważaj Soo, tutaj wszystko chce Cię zjeść - zaśmiał się, mówiąc to na tyle głośno, aby chłopak, który pozostał w tyle dobrze go dosłyszał. Oczywiście, że zdawał sobie sprawę z względnego niebezpieczeństwa, w jakim się znalazł, ale wierzył też w swoje wrodzone szczęście, które zawsze chroniło go w takich sytuacjach. Był na tyle samowystarczalny, że zadbać też o siebie potrafił.
Biegłem za Jonginem co sił w nogach. Niestety nie zdążyłem, bo gdy przystanąłem przy wejściu, które nie ukrywam zawsze budziło we mnie lęk, widziałem, jak ten beztrosko zwiedza sobie to niebezpieczne miejsce, jakim była cieplarnia trzecia.
OdpowiedzUsuńSam nigdy nie zapuszczałem się tutaj. Nie bez powodu było to zakazane miejsce. Rosiło się tu od niebezpieczeństw, na które raczej nikt nie powinien się narażać bez zgody nauczycieli. Trochę dziwne, że do szklarni można było sobie od tak wejść. Może nikt nie podejrzewał, że będą zaglądać tu Gryfoni o bardzo małym rozumku. Cieplarnie uchodziły za nudne, ale jak to mówią, najciemniej pod latarnia.
- Natychmiast wracaj! - krzyczałem, jednocześnie bojąc się przekroczyć próg tego pomieszczenia. Trochę mnie zmroziło, ale nie chciałem mieć na sumieniu Kim Jongina. W końcu się ruszyłem. Podążałem jego śladami, a dookoła mnie czaiły się mięsożerne rośliny, wielkie rosiczki, z którymi styczność miałem tylko w podręcznikach. Starałem się obserwować wszystko dookoła, jednak było tego tyle, że nie wiedziałem na czym najbardziej powinienem się skupić. Nerwowo obracałem głowę, to w lewo, to w prawo. Wreszcie udało mi się dogonić chłopaka.
- Jongin, czyś ty zwariował! Musimy opuścić to miejsce! - mówiłem, drżącym głosem, bardziej emocjonalnie niż zazwyczaj. To nie żarty. Może i było tutaj ciekawie, ale nie warto ryzykować tego zjedzeniem. Szczególnie, iż przeczuwałem, że Kim nie miał zielonego pojęcia o tych roślinach. - Tu naprawdę jest niebezpiecznie, proszę cię...
Stałem parę metrów od mojego znajomego, nie wiedząc, co czaiło się za moimi plecami...
- Oj daj spokój co niby może się stać? - wyśmiewał się z niższego, który z widocznymi oporami jednak wszedł do Cieplarni. Brunet w dalszym ciągu przechadzał się między roślinami, przyglądając się im z zaciekawieniem.
OdpowiedzUsuńSpojrzał na dużą roślinę, otoczoną masą liści i winorośli. cały czas spokojnie się poruszała, jakby w stronę Gryfona, próbując się do niego dostać.
- Ej to chyba jest Jadowita Tentakula, nie? Wygląda całkiem fajnie - wykrzyknął podekscytowany, jeszcze trochę brakowało, a chłopak zacząłby skakać ze szczęścia. Już i tak przestępował w podnieceniu z nogi na nogę, z błyskiem w ciemnych oczętach wpatrując się w Tentakulę. Do tej pory widział tę niebezpieczną roślinę, która, nawiasem mówiąc, jest w stanie dusić i gryźć, a jej jadowite kolce mogły doprowadzić do zgonu, tylko na stronicach szkolnych podręczników. Wiedział, że starsze roczniki miały już z nią do czynienia, ale czuł się dumny z tego, że miał z nią kontakt zdecydowanie wcześniej niż wszyscy, a to, że był w stanie ją rozpoznać tylko wzmacniało cały efekt. - A wiesz, że może nawet polubię zielarstwo? - zagadnął do towarzysza, z którego słów w dalszym ciągu nic a nic sobie nie robił. Przez chwilę miał nawet ochotę odwrócić się i podzielić entuzjazmem z kolegą, ale w tym momencie jego uwagę przyciągnęło coś innego. Mianowicie jedna roślina, którą już kiedyś zdecydowanie widział. Z pewnością nie był to szkolny podręcznik, a raczej stara, zniszczona księga, która dostała się w jego ręce z powodu nieuwagi bibliotekarki. Książka, w której posiadaniu on nie powinien się znaleźć. Tak samo, jak nie powinno go być w Cieplarni III. Coś mu ostatnio nie wychodziło przestrzeganie zasad…
- Czy to jest Szalej? - mruknął do siebie. Tym razem wolał nie pochylać się nad rośliną, gdyż nie znał jej dokładnych właściwości, ani zastosowania i akurat tym razem postanowił nie ryzykować własnym życiem. Tylko ten jeden raz. Nie był do końca pewien tego, co to była za roślina, ale swoje podejrzenia miał i to wystarczało, aby zachował minimalną ostrożność.
- Ej a czemu Ty jesteś tak cicho? Myślałem, że Tobie też się tu spodoba - powiedział, nadal nie odwracając się za siebie. Nie zapomniał o obecności Krukona, jednak był tak zatopiony w swoim świecie, że fakt jego milczenia nie wydawał mu się jakoś specjalnie dziwny, dopóki cisza nie została przerwana krzykiem Kyungsoo. Wtedy to już go trochę przejęło.
Przyprowadzenie Kim Jongina do cieplarni było jednym z najgłupszych pomysłów na jakiego kiedykolwiek wpadłem. Jego beztroska i ciekawa natura wpakowała nas w niemałe tarapaty. Oczywiście, mogłem go zostawić na pastwę losu, ale nie należałem do tego grona osób. Nigdy bym sobie tego nie darował.
OdpowiedzUsuńMoje słowa w ogóle do niego nie trafiały, zupełnie jakbym gadał do ściany. Mogłem tylko czekać, aż zaraz coś go pożre...
Niestety, ten zaszczyt przypadł jednak mnie. Obserwując chłopaka nawet nie przypuszczałem, że coś już na mnie poluje. Dopiero kiedy poczułem zaciskające się pnącza na moich ustach wiedziałem, że zaraz zostanę skonsumowany. Moje ciało było zakneblowane, a ja sam myślałem, że dostanę palpitacji serca. Ledwo potrafiłem oddychać, więc nie było mowy o wzywaniu pomocy. Gdybym tylko znał telepatie mógłbym wezwać Gryfona, ale czy on tak właściwie potrafiłby mi pomóc?
Gwałtownie pnącza rozluźniły się i czułem ucisk tylko na kostkach. Raptownie zostałem podniesiony w powietrzu. Wisiałem do góry nogami, a moja szkolna szata zwisała mi na twarz. Zupełnie nic nie widziałem. W tamtej chwili w końcu udało mi się wydostać z siebie jakiś marny dźwięk, który miał imitować krzyk. Czułem, jak roślina wymachuje mną na prawo i lewo, to sprawiało, iż myślałem, że zaraz zwymiotuje.
Chwile mojego życia były policzone. Nie potrafiłem dobyć różdżki, bo naturalnie już dawno mi wypadła. W tak dramatycznej chwili całe moje życie przeleciało mi przed oczyma. Nawet uroniłem kilka łez, zdając sobie sprawę, ile jeszcze mogło wydarzyć się w moim życiu. Jedyny pozytyw w tym był taki, że spotkałbym się z rodzicami...
Chłopak bardzo powoli odwrócił się za siebie, w międzyczasie wyciągając swoją różdżkę. Spodziewał się prawie wszystkiego, Krukona pożeranego przez jakąś roślinkę, lub już martwego, leżącego na ziemi, ale raczej nie tego, że zastanie go jakiś metr nad ziemią, trzymanego za nogi przez roślinę, której Jongin nie rozpoznawał.
OdpowiedzUsuń- Spokojnie Soo - szepnął, widząc panikę chłopaka, którego różdżka walała się po ziemi. Zdał sobie sprawę, że teraz wszystko było w jego rękach. Zaczął powoli podchodzić w jego stronę, stawiając małe, ale pewne kroki, aż wreszcie znalazł się naprawde blisko, choć było to pojęcie względne, gdyż drobny chłopak co chwilę zmieniał swoje położenie, nie z własnej woli, ale jednak. - Tylko spokojnie. Wszystko mam pod kontrolą.
Przeszukał pamięć w poszukiwaniu dosłownie jakiegokolwiek zaklęcia, które mogłoby w tamtej chwili pomóc, ale z racji tego, iż nie miał zielonego pojęcia jaka roślina zaatakowała bruneta, postawił na klasykę.
- Ale wiesz co Soo? Mogłeś chociaż uprzedzić, że zamierzasz przeprowadzić mały test na moich zdolnościach magicznych. Może bym sobie nieco przypomniał, a tak to, sam rozumiesz… Trochę taka niezapowiedziana kartkówka, tylko w praktyce. Nie fajnie - mruczał z uśmiechem, uznając taki rodzaj zabawy, za coś bardzo ciekawego. Bo, bądźmy szczerzy, jeśli roślina w dalszym ciągu nie zabiła Krukona, parę sekund nie robiło już różnicy. Równie dobrze mógł się z nim podroczyć.
- Mógłbyś się przynajmniej nie ruszać - rzucił do niego, starając się jak najdokładniej wycelować zaklęciem w ruchomy cel. - Diffindo. - Mruknął pewnie pod nosem, robiąc różdżką lekki zygzak, a z jej czubka zaraz wydobył się biały strumień światła, który ugodził pnącze rośliny, owinięte na kostkach ucznia, natychmiast je przecinając. Jongin zdawał sobie sprawę z tego, że jeżeli nie trafiłby w pnącze, a w Kyungsoo, chłopak najprawdopodobniej straciłby nogę, lub dwie, ewentualnie by się wykrwawił. No cóż, bez ryzyka nie ma zabawy.
W jednej sekundzie Soo poleciał w dół, a kierowany dziwnym impulsem Kim podbiegł bliżej, wyciągając ramiona przed siebie, aby złapać lecącego na niego Krukona. A przynajmniej próbował go złapać, bo w praktyce wyglądało to nieco inaczej. Soo wpadł na niego z takim impetem, że oboje natychmiast runęli na ziemię, z tym, że to raczej Jongin znalazł się w nieco mniej korzystnej sytuacji, kiedy małe ciało Do przygniotło go do ziemi, zabierając chłopakowi dech w piersiach. Bynajmniej nie z wrażenia. Czuł, jak jego głowa odbiła się od twardego podłoża, podskakując do góry.
- Już czuję jak mnie będzie teraz tyłek bolał przez dwa tygodnie. Będziesz mi musiał masować w nagrodę - wyjęczał, starając się bardziej zwracać uwagę na dyskomfort w dolnych partii, aniżeli głowy, która zaczęła niemożliwie boleśnie pulsować. Słyszał jakby dziwne szumy, obraz przed jego oczyma rozmazał się, a dziwne fale ciepła zaczęły przechodzić jego całe ciało, rozpoczynając się w okolicach karku i właśnie wtedy wiedział, że spotkanie jego głowy z ubitą ziemią nie może zakończyć się dobrze.
Gdy oswajałem swoje myśli ze śmiercią, Kim jak zwykle gadał jakieś dyrdymały o kartkówkach, zamiast mnie ratować. Nie pokładałem w nim za dużo nadziei, ale był jedyną osobą, która mogła mnie wtedy oswobodzić.
OdpowiedzUsuńUsłyszałem zaklęcie wypowiedziane z usta Gryfona i bezwładnie poleciałem w dół. Przygotowany na drastyczny upadek, poczułem jak ląduje na czymś miękkim i usłyszałem jęk. Zakodowałem sobie w głowie, że to musiał być Jongin. Nawet długo na nim nie leżałem, podniosłem się, jak poparzony.
Przyznam szczerze, że w tamtej chwili nie myślałem. Mechanicznie tylko sięgnąłem do kieszeni po różdżkę, ale jej nie było. Rozejrzałem się w panice po podłodze i jednym szybkim ruchem zgarnąłem ją z ziemi.
Zwróciłem uwagę na to, że Gryfon praktycznie się nie ruszył. Leżał prawie tak rozwalony, jak na wygodnym łóżku. Pomyślałem, że pewnie znowu się zgrywa.
Pod wpływem adrenaliny, jakiej jeszcze nigdy do tej pory nie doświadczyłem, złapałem chłopaka za dłoń i nie zważywszy na nic, ruszyłem w stronę wyjścia. Właściwie to biegłem, zaciskając jeszcze bardziej rękę wyższego.
[Z/L]x2
Pospiesznym krokiem przeszłam przez przemoczone błonia Hogwartu, skrywając się pod parasolem. Deszcz uderzał ciężkimi kroplami o tkaninę nad moją głową, a ja cieszyłam się, że tym razem nie zapomniałm go zabrać ze sobą. Pogoda ostatnio nie dopisywała, szybko robiło się ciemno, a na dworze panowała ponura atmosfera. Wręcz nie mogłam już się doczekać zimy, miałam po uszy tego całego błota i przemoczonych skarpetek.
OdpowiedzUsuńDochodząc do wielkich szklarni, przemknęłam szybko obok dwóch z nich, kierując się prosto do wejścia ostatniej z nich. Prawdę mówiąc, nie powinno mnie tu być, ale tylko tutaj mogłam znaleźć to, czego akurat potrzebowałam, więc postanowiłam zaryzykować, mając nadzieję, że natknę się na żadnego ucznia czy nauczyciela. Na bank dostałabym szlaban i jeszcze musiałabym sprzątać korytarze, czego wolałabym jednak uniknąć.
Zatrzymując się przy wejściu, stanęłam na palcach, by rozejrzeć się po wnętrzu. Gdy tylko upewniłam się, że nikogo nie ma w środku, ostrożnie weszłam i pociągnęłam za sobą drzwi, aby nikogo nie interesowała otwarta cieplarnia - ktoś na pewno chciałby to sprawdzić.
Rozejrzałam się po dużym, oszkolnym pomieszczeniu. Znałam to miejsce, ponieważ pani Sprout zabrała kiedyś całą klasę na małą wycieczkę, prezentując nam wszystkie szklarnie. Z racji jednak, że jestem dopiero na drugim roku, nie mogłam sama tu przychodzić, a lekcje zielarstwa niestety odbywały się tylko w dwóch pozostałych cieplarniach, nad czym wielce ubolewałam.
Wdychając głęboko woń wilgotnej gleby i zielonych roślin, oparłam zamknięty parasol o jakiś stołek, a sama weszłam głębiej, gdzie stał solidny, drewniany stół. Ściągnęłam z ramion ciężką, skórzaną torbę i rzuciłam ją między poustawiane na stole doniczki z ziemią. Wyszperałam ze stosu narzędzi długie nożyce do obcinania roślin i ruszyłam na poszukiwania.
Jongin uniósł swoją nogę nieco wyżej, niż zazwyczaj i z dużą siłą ponownie wbił ją w ziemię w sam środek małej kałuży, z radością obserwując, jak ciemnawa woda rozpryskuje się na boki. Śmiał się przy tym nieco głośniej, niż wypadało dwudziestotrzyletniemu mężczyźnie, ale przecież i tak nikt mu tego nie udowodni, ponieważ w tak kapryśną pogodę mało kto opuszczał mury szkoły. Przemieścił się dalej, ciągle uwzięcie ignorując wszechobecną wilgoć i wodę, która dostała mu się nawet do butów. Przez moment wydawało mu się, że mimo wszelkich niedogodności kątem oka wyłapał czyjąś sylwetkę przemierzającą błonia i najprawdopodobniej zwyczajnie by to zignorował, gdyby nie fakt, że owa postać zapuściła się właśnie w obszary, gdzie nieuprzywilejowanym wstęp jest kategorycznie wzbroniony. A że Kim był z natury osobą ciekawą i dbałą o dobro innych, postanowił podążyć śladami tajemniczej osoby, wcale nie będąc kierowany chęcią przyłapania kogoś na czymś, czego robić zdecydowanie nie powinien.
OdpowiedzUsuńNigdzie mu się nie spieszyło, toteż bardzo spokojnym krokiem, nie szczędząc sobie po drodze zahaczenia o mniejsze kałuże, zbliżył się do Cieplarni III, w które już miał przyjemność urzędować. Nie to, żeby jakoś specjalnie podobała mu się poprzednia wizyta, podczas której, nawiasem mówiąc, całkiem nieźle się bawił. Liczył na powtórkę ze świetnej i łatwej rozrywki.
Najciszej, jak tylko potrafił, uchylił jej drzwi, wślizgując się do środka i opierając o framugę, przybierając na twarz zadowolony z siebie uśmieszek. Już wiedział kto był sprawcą małego zamieszania. Zauważył dość niską rudowłosą dziewczynę ubraną w szatę Hufflepuff, krzątającą się pomiędzy alejkami z nożycami w ręku, która najwyraźniej jeszcze nie zauważyłą jego obecności, co Gryfon postanowił perfidnie wykorzystać.
- Ona kradnie! - wykrzyknął, kiedy rudowłosa zbliżyła się do jednej z roślin, utrzymując narzędzie do obcinania w górze. Zawadiacki uśmieszek utrzymywał się na jego ustach, kiedy dumny z siebie chłopak wsunął dłonie do kieszeni swoich kompletnie przemoczonych jeansów.
Z uwagą i szczerym zainteresowaniem przyglądałam się wszystkim roślinom. Uwielbiałam lekcje zielarstwa, a miłość do wszelkich kwiatów odziedziczyłam wraz z genami po mamie, więc tak naprawdę nic dziwnego w tym, że tak dobrze czułam się w ich otoczeniu. Dodatkowo, cieplarnia trzecia fascynowała mnie jeszcze bardziej ze względu na brak dostępu do niej. Wiele rosnących tu kwiatów i krzewów dotychczas oglądałam tylko na stronach zakurzonych ksiąg. Z łatwością jednak potrafiłam je rozpoznać i nazwać, co tylko pokrzepiało mój, już i tak, dobry nastrój.
OdpowiedzUsuńZdążyłam przyciąć już parę małych, zielonych listków z kilku roślin, kiedy w końcu dostrzegłam to, po co właściwie tutaj przyszłam. Nad głową, parę kroków przede mną, pięły się ku górze wysokie, zielone pędy, zakończone ogromnymi płatkami, przypominającymi rozłożony parasol. Kwiaty wielkości parasola na pewno nadawałyby się do tej roli idealnie, szczególnie na dzisiejszą pogodę - jak znalazł. Nie do tego jednak były mi potrzebne, chciałam tylko ciachnąć trochę zielonych, poskręcanych pędów, które rozchodziły się od postawy kapelusza.
W takich sytuacjach jak ta przeklinałam swój wzrost, bo wcale nie było łatwo do nich sięgnąć. kwiaty rozpościerały się niemal pod samym sufitem, ale udało mi się znaleźć na szczęście kilka młodszych okazów, które nie wyrosły tak bardzo. Z nożycami w ręku, zamierzyłam się do obcięcia strączków, kiedy usłyszałam za sobą krzyk.
- Wcale nie kradnę! - krzyknęłam, odskakując od roślin i jednocześnie upuszczając z głośnym brzękiem nożyce, które, chwała im, ominęły moje stopy.
Zszokowana, z przerażeniem spojrzałam w stronę, z której dobiegał głos. Już myślałam, że to jakiś prefekt i jestem skończona, ale gdy przyjrzałam się chłopakowi, nie znalazłam na jego szacie żadnej odznaki. Rozgorączkowana rzuciłam jeszcze spojrzenie w stronę wejścia, mając nadzieję, że nikt poza mną go nie usłyszał, po czym zaczęłam go uciszać gestem dłoni.
- Nic nie ukradłam - powiedziałam, otrząsając się powoli z szoku, a stopą kopnęłam nożyce na bok, chociaż wiedziałam, że ten pewnie i tak już je widział.
Chłopak przekrzywił głowę z uśmiechem i odbił swoje ciało od framugi drzwi, aby wejść w głąb pomieszczenia, nadal trzymając swoje dłonie luźno w kieszeniach. Podszedł nieco bliżej dziewczyny i pochylił się, aby podnieść z ziemi nożyce i zaraz oddać je właścicielce, wysyłając jej przy tym jeden ze swoich specjalnych uśmiechów, mających przekonać ją do współpracy.
OdpowiedzUsuń- Jak to nie kradniesz? Przecież widzę - zaśmiał się pogodnie, wcale nie chcąc brzmieć uszczypliwie. Zauważył, że Puchonka wygląda dość młodo i z pewnością nie ma wstępu do miejsc pokroju Cieplarnii III, ale jemu, jako bardzo odpowiedzialnemu osobnikowi z czwartego roku, jakoś specjalnie to nie przeszkadzało. On też był kiedyś młody i chciał zaszaleć! Kradzież paru roślinek może nie jest zbyt emocjonująca, ale to zawsze coś, Jongin zwykł doceniać oryginalność. Rozejrzał się dookoła, a w głowie zaświtała mu świetna myśl, przez co jego oczy rozbłysły niebezpiecznie. - Mogę Ci pomóc!
Zadowolony z pomysłu odbiegł trochę w bok, czując jak zmokła szata nieco mu ciąży, a jej krańce szurają po ziemi. Przez przypadek może ją w między czasie nieco przydeptał i prawie się potknął, ale uznajmy, że nie warto o tym wspominać i puśćmy ten zbędny fakcik w niepamięć. Dla dobra wszystkich.
- Jestem większy, niż Ty i podejrzewam, że silniejszy - powiedział nieskromnie, odwracając się przez ramię do towarzyszki i posłał jej mrugnięcie ciemnych oczu. Oczywiście obydwu na raz, bo jakżeby inaczej? Tak było bardziej prestiżowo. Powiedzmy tak: kto bogatemu zabroni. Ale wracając do tematu… Szybko, zanim zdążyłby się namyśleć i zanim przyszłoby mu do głowy, że to raczej zły pomysł, chwycił z ziemi jakąś dość sporą donicę z nieznaną mu rośliną i jeszcze bardziej zadowolony ponownie odwrócił się w stronę młodszej dziewczyny. - Widzisz? Tak to możemy od razu całe doniczki brać, a nie po jakimś marnym listeczku…
Z niepokojem zwrócił wzrok ku zielsku w donicy, ale na całe szczęście akurat ten osobnik się i poruszał i nie usiłował go zabić, za co Kim był niezmiernie wdzięczny.
Skrzyżowałam ręce na piersi w obronnym geście, kiedy chłopak podszedł bliżej. Teraz mogłam poznać po jego mokrej szacie, że był z Gryffindoru. Podszedł i od razu schylił się po nożyce, które kopnęłam na bok. W myślach skarciłam się za taki głupi pomysł, ale niestety nie mogłam już cofnąć czasu.
OdpowiedzUsuń- Dziękuję - wymamrotałam pod nosem, odbierając narzędzie z jego ręki, a sama zacisnęłam na nożycach obie dłonie. Przyglądając się jego twarzy od razu można było stwierdzić, że pewnie jest na wyższym roku niż ja, poza tym nie kojarzyłam go z żadnych wspólnych lekcji.
- I wcale nie kradnę - przystawałam przy swoim. Nie miałam w końcu zamiaru wynosić stąd całych roślin, niby co miałabym z nimi później robić? I gdzie je trzymać? Pokręciłam głową, słysząc jego propozycję.
Prychnęłam głośno, kiedy omal się nie przewrócił przez swoją szatę, a następnie posłał mi koślawe mrugnięcie. Mimo to, powoli ruszyłam za nim, a ten nagle podniósł z ziemi donicę pełną ziemi i zielonych pnącz.
- Wow, wow, wow - podniosłam głos, kiedy młode szczepki diabelskich sideł zakołysały się lekko w jego ramionach - lepiej odłóż to na miejsce.
Zrobiłam krok w tył, zanim chłopak zabrał się za coś jeszcze bardziej niebezpiecznego w moim pobliżu. Skoro woli bardziej ekstremalne okazy, to najlepiej, żeby bawił się nimi trochę dalej.
- Po prostu potrzebuję kilka składników na zajęcia - przyznałam w końcu zgodnie z prawdą. Chciałam przyrządzić najlepszy nawóz na następną lekcję zielarstwa, a niestety, najlepsze składniki rosły właśnie tutaj. - Jeśli więc naprawdę chcesz mi pomóc, możesz uciąć kilka pędów stamtąd - wskazałam na unoszące się pod sufitem kwiatowe parasole, do których sama zabierałam się wcześniej.
- Dobra, dobra. I tak Ci nie wierzę - wymamrotał pod nosem, bardzo, ale to bardzo niechętnie odkładając donicę na ziemię, po czym delikatnie pogładził jej zimną strukturę, przepraszając za tak nagłe porzucenie. Westchnął zrezygnowany, zaraz kierując się w stronę wskazanej przez dziewczynę rośliny i beztrosko urwał dwa pędy przypominające parasole, albo kapelusze. Podał je niższej towarzyszce odwracając się w stronę innych roślinek. Jego uwagę przykuł pewien ładny, czerwoniutki okaz, który od razu przypadł mu do gustu. Na jego usta powrócił utracony niedawno uśmiech i szybko się do niego zbliżył. Lekko trzepnął palcem powierzchnię jednego listka, sprawdzając, czy roślina jest trująca, lub niebezpieczna. Jak się okazało, najprawdopodobniej nie była, ponieważ nic nadzwyczajnego mu się nie stało, więc z niej także urwał parę listków, przyglądając się jej uważnie.
OdpowiedzUsuń- To też weźmiemy, na pewno nam się przyda - zwrócił się do dziewczyny, wpychając listki do kieszeni. Być może trochę tam zawilgotnieją, ale nic nie powinno im się stać.
- A w ogóle to jak masz na imię? - zapytał, w dalszym ciągu poszukując czegoś fajnego, ponieważ z góry uznał, że towarzystwo dziewczyny na nic mu się nie zda, gdyż ona raczej nie wyglądała na skorą do popełnienia małych szaleństw. Przyszła po jakieś nudne listki, może i bez wiedzy nauczycieli, ale nadal chciała wykonać tylko jakiś szablonowy eliksir. Mimo wszystko starał się omijać wzrokiem co niebezpieczniejsze osobniki wiedząc, że gdyby zaczął się w nie nachalnie wpatrywać, nie wytrzymałby i zaraz zaczęło by go kusić, aby coś z nimi pokombinować.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy gryfon odłożył donicę na miejsce. Co prawda roślina była jeszcze młoda i w sumie wątpiłam w to, aby zrobiła komuś krzywdę, ale nigdy nic nie wiadomo. A z tego, co zdążyłam zauważyć w tym krótkim czasie, chłopak chyba był lekko niezrównoważony.
OdpowiedzUsuńZabrałam od niego pędy, które bez problemu zerwał z unoszących się nade mną roślin i ścisnęłam je w jednej dłoni. Jaka szkoda, że sama nie potrafiłam sięgać tak wysoko, wtedy pewnie uwinęłabym się z tym wszystkim dziesięć razy szybciej i już dawno by mnie tu nie było.
- Co chcesz z tego zrobić? - spytałam, wpatrując się w znikające w kieszeni szaty chłopaka zerwane przez niego listki. Dopiero co miział jakąś podejrzaną roślinę, a teraz pakował do szaty kolejne podejrzane liście.
Zastanawiałam się, czy w ogóle ma pojęcie, co tak naprawdę zrywa, ale sądząc po tym, jak po prostu łapał wszystko, co tylko nawinęło mu się pod rękę, zwątpiłam. Cieszyłam się w duchu z tego, że nie natknął się jeszcze na nic niebezpiecznego, bo naprawdę nie zależało mi na kłopotach.
- Kim Dahyun, jestem na drugim roku - powiedziałam, uśmiechając się szeroko i żwawo wyciągając w jego kierunku dłoń, przygotowując ją do uścisku. - A ty?
Chłopak wykazywał szczególne zainteresowanie roślinkami, przy których akurat stał, więc nie spuszczając z niego wzroku przechyliłam nieco głowę, starając się zwrócić na siebie jego uwagę.
Uśmiechnął się i wepchnął do kieszeni jeszcze parę listków, tym razem w kształcie jakiś dzwoneczków, które prezentowały się bardzo uroczo.
OdpowiedzUsuń- Jeszcze nie wiem co chcę z tego zrobić, ale z pewnością będzie to coś fajnego - rzucił przez ramię, zaraz uznając, że ma już wystarczająco wszystkich potrzebnych rodzajów roślinek i powoli powrócił do dziewczyny.
Stanął przed nią, uważnie jej słuchając i przekrzywiając swoją głowę w bok. Wyszczerzył się, kiedy wyszło na jaw, że miał rację i Dahyun faktycznie jest od niego młodsza i z pewnością robić coś nie do końca zgodnego z ogólnie panującymi zasadami.
- Kim Jongin, czwarty - powiedział, po czym wytarł swoją wilgotną od deszczu dłoń o materiał własnej szaty i wyciągnął ją przed siebie, aby uścisnąć tę należącą do Puchonki, która okazała się niezwykle mała i jakby zginęła w tej jego.
Chłopak odrobinę dziwił się, że Puchonka jeszcze o nim nie słyszała, ale zaraz zbeształ się za to w myślach, bo przecież nie jest nie wiadomo jak popularny i nie każdy musiał go kojarzyć, a to, że był na wyższym roku wcale nie musiało oznaczać, że dziewczyna uzna, iż już go gdzieś widziała. Do tego dochodził jeszcze fakt, że nie byli z jednego domu, a ich szkoła była duża i nie sposób poznać wszystkich jej uczniów, choć Jongin jest ku temu na dobrej drodze.
- Może potrzebujesz pomocy z tym nawozem, czy co Ty tam sobie tworzysz? Ja zawsze chętnie pomogę zwłaszcza, że, nieskromnie stwierdzę, jestem w eliksirach całkiem niezły. Albo jakbyś potrzebowała pomocy w czymś innym to też w sumie jestem chętny… Nawet na zajęcia w praktyce - mrugnął do niej, ponownie wracając na swoje miejsce i nieco oddalając się od młodszej rudowłosej.
Przyglądałam się chwilę jeszcze, kiedy chłopak pakował do kieszeni jakieś przypadkowe roślinki. Doszłam do wniosku, że pewnie zrywał co mu wpadło w oko, nie mając nawet pojęcia jakie co ma właściwości. Aż wolałam nie myśleć, co za mieszanka mogłaby z tego wyjść, pewnie jakiś eliksir śmierci albo jeszcze gorzej.
OdpowiedzUsuńUścisnęłam z uśmiechem jego chłodną dłoń, kiedy w końcu zdecydował wyciągnąć się rękę. Przytaknęłam głową, usłyszawszy jego imię. Możliwe, że kiedyś mogło obić mi się o uszy, ale jakoś w ogóle nie umiałam go skojarzyć, więc wzruszyłam ramionami.
- Jesteś pewny, że ci się chce? - spytałam, kiedy usłyszałam jego ofertę. Zwykle pracowałam sama nad zadaniami, no chyba, że przyszło nam robić coś w grupach, za czym oczywiście nie przepadałam, jak chyba wszyscy. Musiałam jednak przyznać, że Jongin mógłby okazać się całkiem przydatny. - I jesteś pewny, że znasz się na eliksirach? - dodałam podejrzliwie. Zajęcia prowadzone przez profesora Snape'a raczej nie cieszyły się szczególną popularnością wśród uczniów, ale być może to za sprawą nauczyciela, a nie przedmiotu samego w sobie...
- Dzięki, ale to raczej nie będzie potrzebne - odparłam, marszcząc czoło na jego ostatnią wzmiankę. Miałam ochotę wywrócić oczami, ale nie chciałam być niegrzeczna, tym bardziej, że chłopak, mimo wszystko, zaoferował pomoc, a w dodatku pomógł mi już zdobyć trochę składników.
- Jestem absolutnie pewny! - odrzekł radośnie chłopak widząc, że już zdołał przekonać dziewczynę, że jego pomoc może być bezcenna. Zaśmiał się głośno na jej słowa, kręcąc z politowaniem głową. Widocznie wcale się nie zrozumieli, Jongin nie miał na myśli tego, co zrozumiała młodsza dziewczyna. - Nie powiedziałem, że znam się na eliksirach, ale że jestem w nich całkiem niezły. A poza tym lubię to, więc bardzo chętnie Ci pomogę. - Sprostował, woląc nie wspominać, że to improwizacje, albo przygotowanie trochę mniej dozwolonych eliksirów było jego specjalnością. Cóż, Snape go za to nienawidził, ale takie już było życie. Kim potarł swoje dłonie, będąc bardziej niż podekscytowany na myśl o kolejnej zabawie z magicznymi wywarami. Zawsze go to jarało, no może nie zawsze jego, a jakieś przypadkowe rośliny i przedmioty, na których testował swoje eliksiry, ale to bardzo mało istotny szczegół. Uwielbiał takie zajęcia, choć z pewnością nie bardziej od latania na miotle, czytania komiksów, jedzenia, spania, tańczenia… Długo by wymieniać, nieważne.
OdpowiedzUsuń- Powiedz tylko co mógłbym zrobić, a ja już się za to zabieram - rzekł całkowicie szczerze, choć nie do końca poważnie. Cóż, Jongin nie bywał poważny.
Wzruszyłam ramionami, wewnętrznie jednak zadowolona, że nie będę musiała pracować nad tym sama. Miałam tylko nadzieję, że nowo poznany kolega będzie się trzymał wytycznych i nie robi tego tylko po to, żeby mnie powkurzać. Tego też nie mogłam w końcu wykluczyć, w końcu komu by się chciało dobrowolnie pomagać innym w lekcjach?
OdpowiedzUsuń- Całkiem niezły - powtórzyłam za nim, marszcząc brwi. - Ale chyba nie jedziesz na samych Trollach, co? - spytałam podejrzliwie.
Cóż, zawsze mógł mi tylko pociąć kilka roślinek i zamieszać w kociołku, nie musiał przecież do tego mieć samych najwyższych ocen ani specjalnych kwalifikacji.
Rozejrzałam się po cieplarni, zatrzymując wzrok dłużej na drewnianym stole, gdzie leżała moja skórzana torba. Miałam w niej przyniesione wszelkie pomoce i przyrządy, a również i książkę z przepisem, które miały mi pomóc w wykonaniu zadania. Podeszłam więc w miejsce, gdzie leżała i położyłam ostrożnie pędy, które zerwał Jongin.
- Musimy gdzieś postawić kociołek i rozpalić ogień - zaczęłam, a z torby wyciągnęłam składany kociołek, który pożyczyłam sobie z jednego schowka pana Filcha. Mam nadzieję, że się nie obrazi, albo, że w ogóle nawet tego nie zauważy. - Nie wiem jednak, czy to bezpieczne tutaj - dodałam, wzrokiem wskazując na otaczające nas rośliny.
- Nie no coś Ty - mruknął ze zmarszczonymi brwiami. Oczywiście nie uczył się zbyt wiele, ale miał doskonałą pamięć i naprawdę dużo zostawało mu w głowie po zajęciach. - Ja zazwyczaj klasyfikuję jako ten Powyżej Oczekiwań i to nawet nie wiesz jak dosłownie. - wyszczerzył się, prawdą było, że zazwyczaj dostawał coś pokroju Zadawalających, a czasami nawet Nędznych, ale nikt nie musiał o tym wiedzieć. Poza tym, Jongin dostawał również dużo wyższych ocen, ale nikt nie wspominał o tym, że musi odnosić się tylko i wyłącznie do eliksirów. On na przykład był usatysfakcjonowany ze swoich wyników w nauce, a to już wystarczające, nie musiał się przecież nikomu tłumaczyć.
OdpowiedzUsuń- Nie polecam tego miejsca, szczerze - mruknął, pocierając swój kark lewą dłonią. Tym razem grymas na jego twarzy był raczej odrobinę niezręczny, choć w dalszym ciągu w pewien sposób radosny. Do jego głowy napłynęły obrazy tego, co przeżył w tym miejscu nieco wcześniej i Kim już zaczął się zastanawiać jakie są szanse, że i tym razem uda mu się uratować kogoś w opłakanej sytuacji. Oczywiście tylko wtedy, gdy sam by się w niej wcześniej nie znalazł. Z jego szybkich obliczeń wynikało, że szanse były małe, ale jak to się mówi bez ryzyka nie ma zabawy.
- Możemy wyjść na dwór, choć pewnie jeszcze pada. O tej porze roku przyjemnie może być też na błoniach. Albo wiem, idźmy do Chatki Gajowego. Albo jest też trochę zimno, to możemy wrócić do szkoły i ewentualnie posiedzieć w Sali Eliksirów, równie dobrze w bibliotece, znalazłem ostatnio dość fajny dział to nie będziemy się nudzić, a może nawet znajdziemy tam coś pożytecznego. Wiesz, nigdy nie wiadomo co się nam przyda, choć nawet nie wiem jaki eliksir będziemy robić... - paplał bez przerwy, nawet nie czując tego, że znowu najprawdopodobniej przesadza. To nie jego wina, że tak łatwo się wszystkim ekscytował, taki już był.
Przytaknęłam głową, wzruszając jednocześnie ramionami. Tak właściwie, nie mogłam go osądzać. Sama miałam raczej przeciętne oceny i nie wybijałam się jakoś szczególnie, no chyba, że w kilku wybranych przedmiotach. Eliksiry najwyraźniej nie były priorytetem Jongina, tak jak i większości uczniów naszej szkoły. Osobiście lubiłam tworzyć eliksiry i bawić się przeróżnymi specyfikami, ale zajęcia ze Snapem?
OdpowiedzUsuń- Racja - przyznałam, bo mi też nie podobało się zostawanie tutaj dłużej. Wystarczało już to, że nawet nie powinnam była tutaj wchodzić, a co dopiero rozkładać swoja pracownię alchemiczną. - Nie wiem, czy Hagrid tak łatwo oddałby nam swoje palenisko. - Udało mi się w końcu wtrącić, kiedy chłopak przerwał swój słowotok. Miałam ochotę się zaśmiać, bo wyglądał przy tym komicznie, ale nie chciałam być niegrzeczna. Swoją drogą, półolbrzym co prawda był naprawdę bardzo miły i uwielbiałam czasem urządzać sobie z nim krótkie pogawędki, ale nie chciałam mu przeszkadzać w jego czasie wolnym. Kto wie, może nawet nie było go akurat w domu?
- Myślisz, że uda nam się uniknąć podpalenia książek w bibliotece? - spytałam, bo to miejsce chyba najbardziej mnie pociągało. Gdyby udało nam się znaleźć jakiś dogodny kącik z dala od regałów, mogłoby być naprawdę całkiem fajnie. No i wszelkie pomoce naukowe byłyby pod ręką. - No a poza tym, muszę przyrządzić własny nawóz na zielarstwo - dodałam, chcąc zaspokoić ciekawość Jongina.
[Bardzo przepraszam, że tak późno ;-;]
Pokiwał ze zrozumieniem głową, zgodnie odrzucając pomysł ze złożeniem Hagridowi niezapowiedzianej wizyty.
OdpowiedzUsuń- Nawóz na zielarstwo brzmi okay, tak samo jak przyrządzanie go w bibliotece - musiał przyznać, że przez myśl mu przeszło, iż z pewnością nie wszystkie zgromadzone tam książki ujdą z życiem, ale nie mógł tego przecież przyznać Dahyun. Jeszcze nie chciałaby z nim pracować i co wtedy miałby począć? Pewnie szlajałby się cały dzień po szkole, na darmo szukając zajęcia. Jeśli coś fajnego, a trochę eliksirów w praktyce z fajnym towarzystwem z pewnością zaliczało się do tej kategorii, już mu się przytrafiło, to nie mógł zmarnować takiej okazji i od razu pokazywać dziewczynie, że w jego asyście nie był to najlepszy pomysł, choć z pewnością bardzo ciekawy.
Rozejrzał się dookoła i dostrzegł dużą, skórzaną torbę, z którą najprawdopodobniej przyszła Puchonka, więc chwycił ją, chcąc odciążyć nieco dziewczynę, zarzucił ją na ramię i stanął obok rudowłosej.
- No to co, ruszamy? Może coś jeszcze Ci ponieść? - zapytał spoglądając na nią do dołu. Nie wydawało mu się, żeby miała ze sobą coś dodatkowego, gdyż nic takiego nie zauważył, ale zawsze warto się zapytać, aby koleżanka nie musiała męczyć się z tym sama. Nie w jego naturze leżało oglądanie przemęczających się kobiet, raczej wolał im kulturalnie pomagać.
- Panie przodem - skinął w stronę przeszklonych drzwi, które uprzednio otworzył, aby przepuścić w nich dziewczynę.
- Okej, skoro tak - uśmiechnęłam się szeroko, widząc, że chłopakowi najwidoczniej nie przeszkadzało warzenie tego jakże fascynującego eliksiru. To znaczy, dla mnie, owszem, było to naprawdę fascynujące. Uwielbiałam zajmować się roślinami, a jeśli mogłam im jakoś pomóc w rośnięciu, to uszczęśliwiało mnie to jeszcze bardziej.
OdpowiedzUsuń- Dziękuję - powiedziałam, kiedy Jongin zarzucił na ramię moją torbę. Wcale nie była taka ciężka, ale miło było z jego strony, że się nią zajął. Sama złożyłam kociołek, który wcześniej rozłożyłam i wepchnęłam go pod pachę, a w jedną dłoń chwyciłam parasolkę, opartą tam, gdzie ją wcześniej zostawiłam. - O nic więcej nie musisz się martwić - dodałam, odpowiadając na jego pytanie.
Upewniwszy się, że zgarnęłam wszystko ze stołu, i że cieplarnia wygląda w mniej więcej takim samym stanie, w jakim ją zastałam, ruszyłam w stronę drzwi. Wcześniej otaczające nas rośliny zagłuszały odbijające się od szyb krople deszczu, ale podchodząc bliżej wyjścia, można było również lepiej je usłyszeć. Na zewnątrz wciąż padało, i wcale się nie dziwiłam, bo nie zanosiło się póki co na poprawę pogody.
Wesoło jednak pchnęłam ciężkie drzwi i wyszłam na zimne powietrze, rozpościerając nad głową parasolkę. Poczekałam jeszcze na Jongina, aby móc się z nim podzielić ochroną przed deszczem, po czym ruszyliśmy w stronę zamku.
[Z/L]x2