TARAS

Taras wyłożony marmurem, otoczony fasadą z tego samego materiału. Porasta go bluszcz oraz kwitnące na czerwono, wijące się rośliny. Na tarasie umieszczona została stojąca huśtawka, wyłożona miękkim siedziskiem. Z miejsca tego nocą idealnie widać usiane gwiazdami nocne niebo.


6 komentarzy:

  1. Wstając rano z łóżka nie spodziewałam się takiego zimna na zewnątrz. Natychmiastową decyzją okazało się ubranie grubego długiego swetra, którego rękawy zakrywały mi całe dłonie, a z racji wolnego dnia postanowiłam poczytać w moim ulubionym miejscu. Z książką w dłoniach stawiałam ostrożne kroki na marmurowej podłodze tarasu. Wokół panowała idealna cisza, przerywana niekiedy krzykami z korytarza, ktore należały do przechodzących uczniów. Poprawiłam gruby sweter na ramionach i usiadłam po turecku na miękkim siedzisku ławki. Ogarnęłam luźne włosy za ucho, poprawiłam niechlujnego kucyka upiętego wysoko i otworzyłam na kolanach wielka książkę. "Quidditch przez wieki" głosił tytuł na okładce. Zaczęłam śledzić wzrokiem tekst na papierze gdy poczułam puchatą kitkę na swoim policzku.
    - Bulbi... daj mi czytać... - powiedziałam ze śmiechem łapiąc puchaty ogonek Belzebuba. Wzięłam moją małą bestię na ręce i zaczęłam drapac za uchem, co zaefektowało natychmiastowym mruczeniem. Był to poranek idealny. Cisza. Spokój. Kot. Książka. Czegóż można więcej.

    - Shin YoungHee

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzisiejszego dnia pogoda nie należała do najładniejszych w tym roku. Mimo że był dopiero październik, chłód dawał się we znaki, skutkiem czego większość uczniów wolała przesiadywać w dormitoriach, ewentualnie w innych częściach szkoły, toteż błonia były zupełnie opustoszałe. Woohyun nie przepadał za zimnem, wbrew temu, iż urodził się właśnie o tej porze roku i temu, co na ten temat mogły sądzić o nim inne osoby. Nie przeszkadzało mu to jednak w podjęciu krótkiego spaceru, prosto na taras szkoły, gdzie - miał nadzieję - również nie było nikogo.
    Zdziwienie dopadło go wówczas, gdy dostrzegł w oddali jakąś drobną sylwetkę, wraz z ciemną plamką przy boku, która okazała się być kotem. Nigdy wcześniej nie widział tej dziewczyny, więc śmiał twierdzić, że na pewno nie należała do Slytherinu, ponieważ wygląd swoich rodaków opanował niemalże całkowicie, nawet jeśli nie znał imion ich wszystkich.
    Lekko się skłonił, gdyż tego nakazywały mu zasady savoir vivre'u, niemniej jednak poza tym drobnym gestem nie uczynił niczego więcej. Nie dlatego, że był nieśmiały. W zasadzie, to słowo było dla niego zupełnie obce. Rzecz w tym, że nie widział najmniejszego powodu, dla którego mógłby się odezwać, przynajmniej do tego jednego, krótkiego momentu, kiedy to jego wzrok zatrzymał się na okładce książki trzymanej przez nieznajomą, co podziałało na niego jak bodziec i towarzysząca jemu reakcja. Uniósł lekko brew ku górze, spoglądając na dziewczynę pytająco.
    - Quidditch? - przysiadł na ławce tuż obok, pociągając za okładkę książki i tym samym - przyciągając ją w swoim kierunku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Słysząc kroki podniosłam wzrok z tekstu na kartkach. Niemałe było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam na tarasie Ślizgona. Kiedy się ukłonił, również skinęłam głową lekko się pochylając, na tyle ile pozwalała mi moja siedząca pozycja. Przez chwilę śledziłam jego sylwetkę, by potem wrócić do czytanej przeze mnie lektury.
    Podraprałam za uchem Belzebuba, który nie był bardzo zadowolony widokiem nieznajomego na "swoim" terenie. Cóż, on mało z czyjej obecności się cieszył.
    Wędrowałam wzrokiem po słowach na papierze, gdy nagle zniknęła ona z moich kolan. Bulbi również uciekł z miejsca obok mnie i z głośnym fuknięciem schował się pod ławką.
    Odwróciłam głowę w kierunku nieznajomego, który zajmował teraz drugą część ławki. Spojrzałam na niego, na książkę w jego dłoniach i znów na niego. Dopiero po chwili zorientowałam się, że zadał mi pytanie.
    - Tak.. - powiedziałam ledwo słyszalnie.
    Quidditch był dziedziną, która była moją ukrytą słabością. Uwielbiałam oglądać mecze i czytać o niej wszelkiego rodzaju informacje. Niestety ale w samą grę, byłam beznadziejna. Zostało mi więc tylko obserwowanie jej z boku.
    - Też lubisz Quidditch? - zapytałam o jedyną rzecz jaka mi przyszła do głowy.

    - Shin YoungHee

    OdpowiedzUsuń
  4. Spojrzał z ukosa na czarnego kota. Te małe futrzane stworzenia zawsze w jakimś stopniu przykuwały jego uwagę i mimo że zazwyczaj sympatia ta była bardzo jednostronna, nie mógł powstrzymać się przed wyciągnięciem ręki w kierunku stworzenia, w zamiarze pogłaskania go, na co to jedynie fuknęło głośno i zadrapało go, po czym schowało się pod ławką. Ciche "au" wydobyło się z jego ust, szczególnie wówczas, gdy dostrzegł czerwone zadrapanie ciągnące się przez znaczną część jego prawej dłoni. Natychmiast przysunął rękę do swoich ust, by zatamować większe krwawienie, czując metaliczny posmak w swojej buzi.
    - A wyglądał tak uroczo. Pozory mylą - wzruszył ramionami, wnet zdając sobie sprawę, że nadal trzyma w ręku ów podręcznik, książkę, jakkolwiek mógł to nazwać. Zastanawiające, że niektórzy tak bardzo interesowali się teoretyczną stroną Quidditcha, czego chyba nigdy nie był w stanie pojąć - być może z niechęci do wszystkiego, co zawierało w sobie choć krztę naukowego bełkotu.
    Założył sobie książkę przez ramię, lecz gdy tylko usłyszał pytanie ze strony dziewczyny, powoli wsunął ją ponownie w jej ręce, skupiając wówczas wzrok na jej postaci.
    - Tak się składa, że jestem w szkolnej reprezentacji - odpowiedział szybko. - To znaczy, jeszcze nie. Ale taki mam plan. Podobno dobrze rokuję.
    Ponowne wzruszenie ramionami, tym razem odrobinę mniej lekceważące.
    - A ty? - jedna z jego brwi powędrowała ku górze, zdradzając pytanie w jego głosie. - Ćwiczysz? Szczerze mówiąc nigdy nie widziałem cię na boisku.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wewnętrznie w duchu skarciłam Belzebuba za niegrzeczne zachowanie. Wredna puchata kula zawsze musiała drapać ludzi.
    Z wdzięcznym skinieniem głowy przyjęłam z powrotem moją książkę. Wzrok miałam wbity w swoje dłonie. Nie lubiłam spoglądać ludziom prosto w oczy. Dlaczego? Może bałam się co moge w nich zobaczyć? Pogardę? Złość? Swoją własną niższość?
    Słysząc odpowiedź chłopaka odróciłam głowę w jego kierunku. Szybko pokręciłąm głową, lekko się uśmiechając.
    - Nie, ja nie ćwiczę... Latanie to nie moja bajka... Ale bardzo lubię oglądać mecze... Mój brat bardzo dobrze radzi sobie w Quidditcha i chyba odziedziczył cały talent naszego ojca w tej dziedzinie... - powiedziałam i przylgnęłam plecami do drewnianego oparcia ławki. Położyłam książkę obok siebie i wciągnęłam w płuca duży haust zimnego powietrza.
    - Mam nadzieję, że uda Ci się dostać do reprezentacji i że zobaczę Cię w najbliższym meczu... - powiedziałam uśmiechając się szczerze.
    Byłam bardzo ciekawa jego zdolności. Skoro dobrze rokuje, musi być dość dobry.

    - Shin YoungHee

    OdpowiedzUsuń
  6. Mimowolnie się skrzywił, widząc czerwoną kreskę ciągnącą się przez jego dłoń. Na szczęście to było tylko kocie zadrapanie, a nie żadna głęboka rana, do których żywił szczególną awersję. Mało kto o tym wiedział, gdyż zawsze był na tym punkcie wyjątkowo ostrożny, choć jego hobby niekiedy wymuszało na nim poważniejsze obrażenia i zazwyczaj wyglądał wtedy jak ludzkie odzwierciedlenie duchów, które czasami szwendały się tutaj po korytarzach bez większego celu. Nie potrafił przywyknąć do widoku rozległych ran i lejącej się litrami krwi, wbrew skojarzeniom, które nasuwały się w związku z przynależnością do Slytherinu.
    - Nie lubi mnie, czy po prostu dla wszystkich jest taki sympatyczny? - zerknął przez ramię na dziewczynę. Zauważył spojrzenie, które wbiła w swoje dłonie, dlatego pomachał jej nieco dłonią przed oczami, mając głęboką nadzieję, że to nie jest żadna próba zignorowania jego osoby. - Tutaj jestem - zakomunikował otwarcie i przybliżył się nieco, żeby mieć lepszy wgląd na ekspresję jej twarzy. Zdał sobie jednak sprawę, że być może dziewczyna nie życzyła sobie zmniejszenia tego drobnego dystansu między ich osobami, więc już po chwili wrócił do pierwotnej pozycji, przygryzając nieco dolną wargę.
    - Hufflepuff, prawda? - zapytał moment później. Nie wiedzieć czemu, jego intuicja zawsze idealnie sprawdzała się w przypadku dopasowywania poszczególnych osobowości do szkolnych domów. Być może dlatego, że każdy z ich członków odznaczał się jakimiś szczególnymi cechami. Dla przykładu, Gryfoni byli trochę nadęci i lubili okazywać swoją wyższość, której... Cóż. Niejednokrotnie im brakowało. - Nie zrozum mnie źle, ale to po prostu widać.

    OdpowiedzUsuń