Rozległe tereny otaczające budynek Szkoły Magii i Czarodziejstwa. W porach ciepłych zawsze przyjaźnie zielone, natomiast zimą przykryte warstwą puchowego białego śniegu. Jest to miejsce, na którym uczniowie mogą odpocząć po skończonych lekcjach i oddać się zabawom (zimą często urządzane tu są bitwy na śnieżki). Na błoniach rośnie wierzba bijąca, która jest bardzo niebezpieczna – podejście do niej może skończyć się poważnymi obrażeniami ciała.
Stanęłam na terenach błoni obserwując otoczenie. Skończyłam właśnie lekcje i naprawdę byłam zmęczona tym dniem, szczególnie nienawidziłam tych schodów. Jest ich tak dużo i trzeba się niepotrzebnie męczyć żeby chodzić z góry na dół, jakby nie można było użyć teleportacji. Zaczęłam wzrokiem szukać dogodnego miejsca, tak by być w miarę daleko od ludzi, by nikt mi nie przeszkadzał. Niektórzy korzystali ze słońca, kilka osób zmierzało w stronę jeziora, a jeszcze inni do szkoły. Popatrzyłam na niebo, było na nim kilka chmur, jednak nie zapowiadało się by w najbliższym czasie spadł deszcz. Z zadowoloną miną przeciągnęłam się i podeszłam do jednego z drzew. Jednak po chwili uświadomiłam sobie, że zapomniałam zabrać ze sobą kocyk, nie za bardzo uśmiechała mi się wizja pójścia do pokoju po niego, więc wzruszyłam tylko ramionami ściągając szatę szkolną. Rozłożyłam ją pod drzewem i usiadłam rozkoszując się promieniami słońca na mojej twarzy. Podejrzewam, że to były ostatnie dni, kiedy jest na tyle ciepło, że można chodzić w bluzie. Wzięłam książkę i otworzyłam na stronie, gdzie czytałam niedawno. Wyciągnęłam jeszcze czekoladę z kieszeni i zadowolona pogrążyłam się w lekturze.
OdpowiedzUsuńKoniec zajęć lekcyjnych i pilnowania szkolnych korytarzy równał się czasowi wolnemu. W końcu mogłem trochę odetchnąć i uciec od rozkrzyczanego tłumu czarodziejów. Najgorsi byli pierwszoroczni, zdecydowanie. Wszędzie, gdzie się nie spojrzało, próbowali rzucać wszelkiego rodzaju zaklęcia, ćwicząc przed lekcjami bądź po prostu dla zabawy. Szkoda tylko, że te niewinne zabawy często kończyły się rykoszetami i wizytami w skrzydle szpitalnym.
OdpowiedzUsuńCzas uciekać.
Schowałem swój notes do wewnętrznej kieszeni swojej szaty i ruszyłem przed siebie, dopatrując w oddali swojego ulubionego drzewa, pod którym lubiłem sobie odpocząć. Tak właściwie, odpoczywało się dobrze wszędzie, ale tam przynajmniej było cicho.
Mina zrzedła mi, kiedy podszedłem bliżej swojej miejscówki i odnalazłem kogoś na MOIM miejscu. Dziewczyna chyba mnie nie zauważyła, więc przystanąłem obok, oparłem ręce na biodrach i chrząknąłem głośno.
Byłam tak zaczytana, że dopiero kiedy ktoś chrząknął to spojrzałam na tą osobę. Jakież było moje zaskoczenie, gdy zobaczyłam prefekta moje domu, siejącego postrach wśród pierwszaków Kim Sunggyu, który patrzył na mnie z niezadowoloną miną, opierając ręce na biodrach niczym rasowa modelka.
OdpowiedzUsuń- Coś się stało kapitanie? - wypowiedziałam to pytanie w lekko żartobliwym tonie i uśmiechnęłam się promiennie. Dopiero po chwili przypomniałam sobie, że dosyć często widywałam go w tym miejscu, postanowiłam jednak grać jednak niczego nieświadomą osóbkę. Było mi tu za wygodnie i już nie chciało mi się przenosić nigdzie indziej.
Gdy już nieznajoma odwróciła się w moją stronę, zdałem sobie sprawę z tego, że właściwie jest znajoma. Spoglądała na mnie Jiyeon, którą oczywiście znałem ze względu na to, że jesteśmy w tym samym domu.
OdpowiedzUsuńPoczułem lekkie zirytowanie, kiedy zdałem sobie sprawę, że najwidoczniej nie zamierza się ruszyć, ale policzyłem w myślach do trzech.
- Tak właściwie, to tak - przyznałem, kiwając przy tym potakująco głową. Zdjąłem ręce z bioder tylko po to, aby skrzyżować je na piersi. - Chciałem się tu zdrzemnąć - dodałem, widząc jej spojrzenie.
Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej widząc lekkie zirytowanie na twarz Sunggyu, lubiłam droczyć się z ludźmi, ich reakcje były zabawne.
OdpowiedzUsuń- Nie widzę żeby to miejsce było podpisane. - rozejrzałam się dookoła siebie, wzruszając ramionami gdy nie dostrzegłam żadnej plakietki, ani niczego innego w tym stylu. - Byłam tu pierwsza, jednak przecież możesz położyć się obok i spać ile chcesz. Nic ci się przecież nie stanie. - odłożyłam obok książkę, zaznaczając zakładką gdzie skończyłam i popatrzyłam na niego.
- Chyba. - zacisnęłam usta w wąską kreskę, by przypadkiem nie zacząć się śmiać i pokazać, że specjalnie go męczę.
Z niedowierzania machnąłem rękami.
OdpowiedzUsuń- Owszem, jest - odpowiedziałem, podchodząc bliżej, aby pokazać dziewczynie zaznaczone osobiście przeze mnie miejsce. Wskazałem palcem nad głową dziewczyny, gdzie do kory drzewa przymocowałem za pomocą czarów małą tabliczkę z napisem Kim Sunggyu, Prefekt Slytherinu.
Wszyscy myślą, że mogą mnie przechytrzyć, ale ja zawsze jestem o krok przed nimi.
Uśmiechnąłem się dumny z siebie i machnąłem na nią, aby zrobiła mi miejsce.
- To moje miejsce, możesz się przesunąć trochę dalej.
Popatrzyłam w miejsce które pokazał i rzeczywiście znajdowała się tam owa tabliczka. Westchnęłam cicho i z cierpiętniczą miną powoli zaczęłam wstawać, jednak po chwili znowu usiadłam.
OdpowiedzUsuń- Nie tak prędko panie prefekcie. - sięgnęłam po książkę i wyrwałam z niej stronę na notatki. Wzięłam długopis zaczepiony o okładkę i zaczęłam coś pisać, by następnie za pomocą różdżki przymocować ją do drzewa. Teraz widniał tam dumny napis: Park Jiyeon i Kapitan Kim Sunggyu.
- Teraz już mogę tu siedzieć. - znowu wyszczerzyłam się w promiennym uśmiechu widząc jego minę. Nie bądź taki do przodu, bo cię z tyłu zabraknie.
Czasem naprawdę zapominałem, że do tego domu wpuszczają samych cwaniaków. Aż mnie głowa od tego rozbolała. Nie mogłem trafić do Hufflepuffu? Założę się, że tam wszyscy są o dobre sto procent grzeczniejsi.
OdpowiedzUsuńWestchnąłem głośno, wyciągnąłem z kieszeni różdżkę i wypowiedziałem cicho zaklęcie. Przyklejoną przez dziewczynę karteczkę zajął wesoły płomyk.
- Już nie - odparłem, wzruszając ramionami. Naprawdę nie miałem siły kłócić się z nią o to miejsce, ale nie oddam swojego drzewa tak łatwo. Nie po to je podpisałem dobre 5 lat temu.
Trochę mu współczuła. Na pewno prefekci z innych domów mają trochę łatwiej. Jednak z drugiej strony Sunggyu wiedział na co się pisze i zdawał sobie sprawę jakie osobistości są w tym domu, sam do niego trafił. Z lekkim zawodem patrzyłam jak moja kartka spłonęła w jednej chwili. Jednak nie zamierzałam poddać się tak łatwo, co to to nie. Wzięłam opakowanie po czekoladzie i na jasnej stronie znów napisałam to samo, przyczepiając do drzewa.
OdpowiedzUsuń- Jak to spalisz, to będzie śmierdzieć plastikiem i nie będzie się tu siedziało tak miło. - popatrzyłam na jego reakcję, chyba by tego nie chciał - Pójdźmy na kompromis. Przesunę się kawałek, ale dasz mi zmienić tabliczkę i będę ci mówiła Kapitanie. Twoja mina jest zabawna jak słyszysz to przezwisko. - mój dobry humor nie odstępował mnie dzisiaj na krok, a biedny pan prefekt widocznie nie miał nastoju na żarty. Mówi się trudno, trzeba go trochę rozruszać.
Musiałem przyznać, że miała rację co do opakowania po czekoladzie, ale nigdy w życiu nie powiedziałbym tego na głos. Zwłaszcza przy niej, kiedy siedziała tam sobie z tym swoim uśmiechem na twarzy. Miałem ochotę podpalić to drzewo, żeby tylko zeszła z mojego miejsca.
OdpowiedzUsuń- Możesz tak mówić, ale tabliczki nie ruszamy - powiedziałem. Naprawdę nie chciałem jej zmieniać. Była moja. Dlaczego mam się dzielić nawet swoją tabliczką? Pokręciłem głową z irytacją.
Machnąłem różdżką w kierunku tabliczki, a ta poruszyła się i zawisła nad ziemią, po to tylko, aby za chwilę znów wisieć na drzewie ale kilkanaście centymetrów dalej. Usiadłem na trawie, a ona znajdowała się teraz centralnie nad moją głową.
- Możesz też dać mi trochę czekolady - dodałem po chwili, wyciągając rękę w kierunku Jiyeon.
Patrzyłam z zainteresowaniem co robi Sunggyu i muszę przyznać, ze uparty z niego człowiek, ale wymyśla ciekawe rozwiązania. Z rozbawieniem skupiłam się na opakowaniu po czekoladzie, zamieniając je w tabliczkę, jednak nie zmieniłam napisu. Byłam z siebie dumna, transmutacja nie była moim konikiem, ale dawałam radę.
OdpowiedzUsuń- Tak jest Kapitanie. - przyłożyłam dwa palce do czoła, salutując. Usiadłam wygodniej, podziwiając widok przede mną, jednak przesunęłam się na swoim miejscu, zostawiając kawałek szaty dla pana prefekta - później ją wypiorę. Wzięłam czekoladę i podałam Sunggyu.
Westchnąłem głośno i oparłem się o pień drzewa, wyciągając nogi przed siebie. W końcu siedzę. Ludzie pewnie myślą, że bieganie po szkole z notesem to super zabawa, ale czasem miałem ich dość. Nie bycia prefektem oczywiście, ale tych niesfornych ludzi. Ile oni mieli lat, żeby czasem wyprawiać tak głupie rzeczy?
OdpowiedzUsuńSięgnąłem po czekoladę od Jiyeon, od razu zwinąłem kilka kostek na zapas. Musiałem przyznać, że była naprawdę smaczna.
- Nie wiem, czy mi się jednak podoba ten kapitan - stwierdziłem w końcu po krótkim namyśle. Słowo bardziej kojarzyło mi się z jakimiś piratami a nie z prefektem domu.
Zaśmiałam się cicho, widząc jak Sunggyu smakuje czekolada. Wiadomo, każdy ją lubi. Ludzie którzy nie lubią słodyczy, to tacy którym się nie ufa. Przeciągnęłam się przez co jak zwykle strzeliły mi kości, przyzwyczaiłam się jednak do tego na tyle, że nie zwracam na tu uwagi.
OdpowiedzUsuń- Daj jakąś propozycje, jestem otwarta na nowe pomysły. - popatrzyłam na niego, czekając aż coś wymyśli i oparłam podbródek na rękach. Wymyśliłam to przezwisko, gdyż Sunggyu siał postrach wśród niektórych uczniów niczym groźny pirat, ale ja się go nie bałam. Poczułam jak zaczyna lekko wiać, przez co przymknęłam na chwilę oczy.
Zjadłem, co miałem w ręce, po czym znowu sięgnąłem po dwie kostki czekolady. Nie moja wina, że chyba właśnie spadł mi poziom cukru i koniecznie tego potrzebowałem.
OdpowiedzUsuń- Wystarczy Sunggyu - powiedziałem. Wystarczy mi głupich przezwisk, dobrze wiedziałem, że uczniowie pewnie różnie nazywaja mnie za moimi plecami.
Ziewnąłem, czując jak coś strzela mi w szyi.
- Nie powinnaś się nie wiem, pouczyć? - spytałem, aby jakoś przerwać ciszę.
- Będę mówiła na zmianę, bo jednak tytuł Kapitana do ciebie pasuje. - uśmiechnęłam się znowu. Nie chciałam go obrazić, ani nic z tych rzeczy, jednak jego mina na to przezwisko była zbyt piękna. Zresztą tylko ja tak mówię.
OdpowiedzUsuń- Powinnam. - kiwnęłam twierdząco głową - Jednak mi się nie chce. Pamiętam trochę z lekcji i pouczę się przed nimi. - wzruszyłam ramionami.
- No niech będzie - poddałem się, bo znając życie pewnie i tak mnie będzie tak nazywała, jeśli nawet nie w mojej obecności, to i bez niej.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, miałem ochotę na drzemkę, ale pogoda nie była już za ładna, a temperatura powietrze nieco ciut za niska, przez co nie umiałem się jakoś nawet skupić na spaniu.
- Lepiej zrób to wcześniej, nie chcę widzieć żadnych ujemnych punktów w tym roku - powiedziałem poważnie. Chciałbym tym razem zgarnąć ten puchar domów.
Kiedy się zgodził, uśmiechnęłam się z satysfakcją, miało się dar przekonywania. Poczułam jak robi się trochę chłodniej, jednak nie przeszkadzało mi to za specjalnie. Lubiłam jesień, szczególnie za to, że słońce nie grzało tak, że nie dało się nawet wyjść z domu. No i wszelkie robale i tym podobne chowały się, co bardzo mi pasowało. Wyciągnęłam z włosów liść, który nagle spadł. Prychnęłam cicho słysząc jego słowa.
OdpowiedzUsuń- Nie wierzysz we mnie. - przyłożyłam rękę do serca, udając, że boli i padłam na ziemie. Za chwile jednak podniosłam się znowu do siadu. Czuję wyczesywanie suchej trawy i liści w pokoju.
- No dobrze, ja już ci nie przeszkadzam Kapitanie. - znowu zasalutowałam i podniosłam się, zabierając rzeczy zostawiając jednak czekoladę obok Sunggyu. Machnęłam jeszcze różdżką, a napisy na obu tabliczkach zaczął się mienić na złoto. Z zadowolą miną, zaczęłam iść w stronę szkoły, jednak po chwili znowu odwróciłam się do prefekta.
- No to do zobaczenia niedługo na jakimś piwie kremowym, czy coś! - pomachałam mu i obracając się, ruszyłam przed siebie.
[Z/L]
Uśmiechnąłem się pod nosem, widząc jej reakcję. To nie tak, że nie wierzyłem w swoich domowników, po prostu... uczniom raczej nie nauka w tych ich głowach.
OdpowiedzUsuń- Do zobaczenia - odpowiedziałem Jiyeon, kiedy podniosła się z ziemi. W końcu będę miał swoje miejsce tylko dla siebie! Starałem sie jednak nie dać po sobie poznać tej radości.
- O ile ty zapłacisz - zawołałem jeszcze za nią, gdy zaczeła się oddalać.
Nareszcie, pomyślałem. Przesunąłem się bardziej w prawo na swoje zwykłe miejsce i wyłożyłem wygodnie. Nawet nie wiem, ile tak sobie leżałem, ale gdy otworzyłem przymknięte oczy, niebo zaczynało robić się szare. Stwierdziłem, że to czas wracać, więc podniosłem się, otrzepałem z liści i ruszyłem w stronę zamku.
Wtedy myśl przebiegła mi przez głowę i zawróciłem do drzewa. Wyciągnąłem różdżkę i machnąłem nią, przesuwając tabliczkę na jej zwykłe miejsce.
Teraz mogę iść.
[Z/L]