WRZESZCZĄCA CHATA

Stary, zaniedbany dom, który przez okolicznych czarodziejów uznawany jest za jeden z najbardziej nawiedzonych. Znajduje się na obrzeżach Hogsmeade.

4 komentarze:

  1. Słońce przebijało się przez warstwę chmur, kiedy stanowczo pociągnęłam za klamkę starych, pękających w kilku miejscach drzwi. Jesień dawała o sobie znać i temperatura powoli spadała coraz niżej, a chociaż nie było jeszcze zimno, to z ulgą schroniłam się w budynku. Miałam nadzieję, że nikt nie zauważył jak wchodziłam do środka - ludzie zawsze dziwnie reagowali, kiedy ktoś próbował włamać się do nawiedzonego domu. Oczywiście nie zdarzało się to zbyt często, chociaż właściwie było naprawdę proste. Ja natomiast miałam powód, dla którego musiałam udać się do Wrzeszczącej Chaty. Jaki? Ano taki, który nazywa się Sunggyu.
    Ostatnim razem, kiedy uczniom pozwolono pójść do Hogsmeade, prefekt Slytherinu był przekonany, że pewni Krukoni z kieszeniami wypełnionymi ognistą whisky schowali się właśnie w tym budynku, więc poszliśmy ich poszukać. Oczywiście nikogo z nich nie udało nam się nakryć, ale ja za to zgubiłam swój pierścionek. Nie był żadną pamiątką rodzinną ani niczym takim, po prostu zależało mi na nim, bo wydałam na niego sporo galeonów.
    - Lumos - mruknęłam cicho pod nosem, wyjmując z kieszeni swoją różdżkę. Nawet nie rozglądając się dookoła nachyliłam się nad podłogą, oświetlając sobie widok. Chciałam jak najszybciej stamtąd wyjść. Przy samych drzwiach nie dostrzegłam jednak niczego interesującego, więc postanowiłam wejść głębiej do środka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Noc Duchów dawała o sobie znak w praktycznie każdej postaci. Tam jakaś dekoracja, tu jakiś groźnie wyglądający duch, a wszystko to tworzyło swoją specyficzną aurę, dzięki której nawet ja darzyłem niewielką sympatią ten czas.
    Spacerowanie było nierozłączną częścią każdego mojego dnia, a zdobiące swoimi barwami liście, tylko bardziej zachęcały do spędzania czasu na świeżym powietrzu. Zdarzało mi się zajść trochę za daleko i tak też było tym razem. W oddali dostrzegłem obskurną chałupę, która z żadnej swojej strony nie zapraszała przybysza do podejścia bliżej. Mnie jednak zaintrygowała, a szczególnie kiedy zidentyfikowałem ten przerażający obiekt- Słynna Wrzeszcząca Chata. No tak, ile to już razy słyszałem, że jest to najbardziej nawiedzone miejsce i samemu lepiej nie zapuszczać się nawet w jej okolice? Bzdurne bajeczki, czas poznać prawdę na własnej skórze. Kiedy podchodziłem do drzwi z tyłu mojej głowy rozlegał się natarczywie upierdliwy głos~"nie możesz, to jest zabronione." Złapałem tylko klamkę i UFFF wyrwało się z moich ust. Zamknięte. No trudno, nie mam natury włamywacza. Wtem do mych uszu dobiegł głuchy, stary jęk zamka, a drzwi ze skrzypnięciem otwarły się zachęcająco. CO JEST GRANE. Ten głupi domek ewidentnie chce mnie za swojego gościa. No dobra Changkyun rozejrzyj się. Nikogo nie ma. Wchodzę.
    Moja dłoń automatycznie powędrowała do różdżki, a wargi wypowiedziały zaklęcie, które przywołało niewielką smugę światła, bowiem w środku było cholernie ciemno i nawet jeżeli grasowała tam na mnie jakaś zjawa, to po prostu bym jej nie zauważył. Nim zdążyłem się dobrze rozejrzeć po zakurzonym i paskudnie zniszczonym wnętrzu, usłyszałem jak drewniane drzwi ponownie skrzypią, a do środka ktoś wnosi swoje buty. Zjawa? Uczeń? Co gorsza NAUCZYCIEL? Ktoś mnie widział, cholera cholera, zgasiłem szybko swoje światło i odsunąłem się w jakiś kąt, gdy nieznajoma mi postać zagłębiała się w pomieszczeniu. Czas. Się. Ulatniać. Jeden krok, zaraz drugi, delikatny odgłos moich kroków zlewał się ze skrzypnięciami podłogi, który pod swoim ciężarem wyciskał mój towarzysz. No i oczywiście na moje szczęście, stanąłem w przegranej pozycji, ponieważ deska pode mną krzyknęła złośliwie i chyba nawet się złamała. Moją nastroszoną postawę oraz kamiennie poważną twarz, obrzuciło delikatne światło, kiedy dziewczyna odwróciła się w moją stronę, a ja z nadzieją, że się przestraszy i ucieknie mruknąłem:
    -Buu?

    OdpowiedzUsuń
  3. Deska, deska, spróchniała deska, więcej desek... Westchnęłam cicho, wgapiając się w podłogę jak sroka w gnat. Szpary między niektórymi kawałkami drewna były tak szerokie, że naprawdę zaczęłam wątpić w odzyskanie mojej własności. A miało być tak pięknie! Zawsze mogłam oddać go w zastaw w razie nagłej biedy, a teraz koniec, przepadło. Żadnego ubezpieczenia na dalsze życie.
    No, ale skoro już wlazłam do środka, to nie szkodziło porządnie się rozejrzeć. Lustrowałam podłogę tak, jakbym miała ją zaraz spalić wzrokiem, chociaż i tak niewiele było widać w tych ciemnościach. Dreptałam przed siebie, coraz bardziej w głąb chaty. Przeszłam nad progiem w drzwiach jednego z pomieszczeń i już miałam zacząć rozglądać się dookoła, kiedy nagle tuż za sobą usłyszałam okropnie głośny huk. No, może nie do końca huk i niecałkiem okropnie głośny, ale byłam taka skupiona na swojej pracy, że naprawdę niewiele brakowało bym w tamtym momencie wyzionęła ducha. Momentalnie odwróciłam się za siebie, upuszczając przy tym swoją wciąż świecącą różdżkę na podłogę.
    - Buu? - usłyszałam, co sprawiło, że wydarłam się na całe gardło. Serce waliło mi w klatce piersiowej jakby zaraz miało stamtąd wyskoczyć, a kolana trzęsły mi się jak u pierwszoroczniaka podczas przydziału do domów. Dopiero wtedy udało mi się skupić na postaci mężczyzny, ledwie widocznej zresztą w nikłym świetle leżącej na podłodze różdżki. Postać ta nie przypominała jednak żadnej zjawy, co pozwoliło mi odrobinę się uspokoić. Ale tak tyci tyci, bo w końcu kto wie jak wyglądają duchy, które podobno tu straszą!
    - Prawie dostałam zawału - oznajmiłam poważnie, jakby to była oczywista rzecz. - Mam nadzieję, że jesteś z siebie dumny. Kimkolwiek jesteś.
    Udało mi się jednak schylić i sięgnąć po różdżkę, dzięki czemu mogłam wyciągnąć ją nieco bliżej postaci i lepiej się jej przyjrzeć.
    - No, chyba, że jesteś... Eee... Żywy - dodałam, lustrując jego strój. - Żywym uczniom Hogwartu mam prawo odebrać punkty za uszczerbek na zdrowiu psychicznym i fizycznym, więc raczej nie mają powodu do dumy.
    Szkoda tylko, że wciąż nie miałam pojęcia co to, do jasnej cholewci, jest. Człowiek, duch, jakaś mara - Snape ją znajet.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dźwięk upuszczonej różdżki, był czymś niemal łaskawym, bo im mniej światła padało na moją osobę, tym rozpoznanie mnie stawało się bardziej niemożliwe. Zagryzłem mocno wargę, bo mimo wszystko nie chciałem być sprawcą uszczerbku na zdrowiu tej młodej dziewczyny, co jakby faktycznie zemdlała i musiałbym się nieźle tłumaczyć?? Biłem się po pysku, co mnie w ogóle podkusiło do przyjścia w takie miejsce.
    Zamierzałem delikatnie kopnąć różdżkę, by czasem nie wróciła w dłonie nieznajomej, ale niestety wyprzedziła moje niecne plany i już po chwili delikatne światło, oświetlało moją porcelanową, bladą twarz. NO I WYDAŁO SIĘ! Rozpoznała mój szkolny strój, co nie należało do trudnego zadania i każdy głupi by się zorientował po krótkim spojrzeniu na logo. Czas na zaprezentowanie moich tragicznie żałosnych zdolności aktorskich, 3 2 1 start.
    -Nie jestem uczniem tej szkoły. Pewna osoba tak samo jak ty zapuściła się w te niebezpieczne rejony i oto co z niej zostało.- odpowiedziałem cicho, wskazując palcami na materiał szaty, która rzekomo należała kiedyś do innego ucznia. Na szczęście panowanie nad emocjami było moją największą sztuczką, więc nawet poważny ton głosu brzmiał jak najbardziej autentycznie. Niestety dziewczyna w dalszym ciągu nie wyglądała na przekonaną, a chcąc ruszyć się z miejsca i szybko zniknąć z pola jej widzenia, poczułem że moja noga uwięziona jest w pękniętej desce, niczym w szczękach jakiejś wygłodniałej bestii. Myślałem, że jestem w czarnej przysłowiowej dupie, kiedy nagle po pomieszczeniu rozniósł się diabelski chichot, ciągnący się w naszych uszach echem. Była to jak cisza przed burzą, bowiem w następnej chwili nasze bębenki zostały zaatakowane głośnym, piskliwym wrzaskiem. Widocznie WRZESZCZĄCA CHATA dopiero zaczynała z nami swoją zabawę.

    OdpowiedzUsuń