DZIEDZINIEC WEJŚCIOWY

Ma formę czworokąta, pokryty jest ciemnym kamieniem, a wokół niego biegnie otwarta kolumnada. Na dziedzińcu umieszczono kilka kamiennych ław, na których chętnie przesiadują uczniowie wszystkich domów. Przecinają go dwa chodniki - jeden prowadzi na dziedziniec wieży zegarowej, natomiast drugi na wiadukt, którym z kolei można dotrzeć do przystani.

22 komentarze:

  1. Siedziałam sobie na kamiennej ławie i nuciłam piosenki pod nosem. Ostatnio byłam taka rozkojarzona. Zapominałam o ważnych rzeczach, na lekcjach się nie spisywałam. nawet Snape chciał dać mi ostatnio karę albo i punkty ujemne, ale na szczęście oberwałam tylko książką w głowę. Muszę się koniecznie poprawić, bo jeszcze stracę pozycję Prefekta Naczelnego. Niestety moją głowę zakrzątał nie kto inny, jak przystojny pan Kim Mingyu. Na sama myśl naszego spotkania, serce waliło mi, jak tłuczek w pierwszoroczniaków grających w Quidditcha. Nie zwracałam już uwagi na to, że w ogólne nie jadłam oraz mało spałam. Mimo to, nie wyglądałam jak wrak człowieka, wręcz przeciwnie. Byłam wesoła, wypoczęta i energiczna. Niestety nie w stosunku do zajęć szkolnych. Ni stąd nie zowąd lunął na mnie deszcz. No tak, złota Hogwarcka jesień. Nie chciało mi się nawet wstawać. Reszta uczniów, która przewijała się przez dziedziniec zniknęła. Nie należałam do dziewczynek, które boją się choćby kropelki deszczyku i tego, że im się tusz rozmyje. Wiedziałam, że te chmury tak szybko przejdą, jak przyszły. No i nie myliłam się, po paru minutach z nieba nie spadła nawet kropelka. Patrzyłam w górę z uśmiechem na ustach. Lubię jesień. Ostatnio tak zmokłam, gdy wracałam z boiska. Obym tylko się nie rozchorowała

    OdpowiedzUsuń
  2. Mingyu wyszedł właśnie na dziedziniec, aby złapać parę ostatnich promieni jesiennego słońca, kiedy okazało się, że natura nie jest dla niego aż tak łaskawa. Po paru minutach spędzonych na zewnątrz z nieba spadło parę małych kropelek deszczu, a chmury na chwilę zasłoniły słońce. Chłopak mruknął coś bliżej nieokreślonego pod nosem i już miał zamiar wrócić do środka szkoły, kiedy spostrzegł na jednej z kamiennych ław dziwnie znajomą dziewczynę. Przez pierwsze parę sekund nie potrafił nawet dokładnie określić skąd ją kojarzy, jednak po chwili jakby go olśniło i rozpoznał w delikatnie przemoczonej dziewczynie Choi Chanseul, z którą jakiś czas wcześniej miał przyjemność wymienić kilka zdań.
    Szybko przeczesał jasną czuprynę, aby jego mokre włosy nie były aż tak oklapłe i wolnym krokiem poszedł, aby przywitać się z mokrą, ale wciąż uśmiechniętą blondynką. Stanął zaraz przed nią, lekko bujając się na piętach.
    - Dzień dobry Pani Prefekt.
    Obserwował jak w jednej chwili uwaga Chanseul skupia się na jego postaci, a spojrzenia ich oczu krzyżują się, a jego wyraz twarzy pozostawał niezmienny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nagle wyrosła przede mną postać wysokiego zmokłego blondyna.
    - MINGYU!- Wykrzyczałam i od razu poleciałam do tyłu, suwając się z ławki. Połowa mnie leżała właśnie na mokrym kawałku trawy. Na brodę Merlina! Dobrze, że nie walnęłam w kamień. Moje nogi nadal opierały się o kamienną ławę. Chłopak musiał mieć niezłe widoki. Wyginałam się, niczym ślimaki gumiaki, które zwykle kupowałam w pociągu. Na szczęście miałam na sobie długą szatę szkolną. Rzadko kiedy chodziłam bez niej, szkoda mi było ubrań na włóczenie się.
    - By to Snape kopnął, najpierw kość ogonowa, teraz potyliczna, jałć - mówiłam do siebie, pod nosem.
    Nie spodziewałam się akurat jego. Nie ukrywam, że moje serce zabiło mocniej. Jednakowoż postanowiłam, że tym razem się nie zbłaźnię. Chwila, przecież już to zrobiłam! Próbowałam się podnieść, jednak bez skutku.

    OdpowiedzUsuń
  4. Min był... zdziwiony. Tak, to chyba było najlepsze określenie jego reakcji na tak energiczną odpowiedź dziewczyny. Przez chwilę tylko stał i przyglądał się dziwnym wygibasom Chanseul, ale po paru sekundach westchnął zrezygnowany i złapał za jej obie dłonie i pociągnął ją lekko do przodu, ponownie usadawiając Prefektkę na ławce. Sam pozostał w pozycji stojącej, bo choć i tak był już przemoczony, wolał nie dokładać niepotrzebnej wilgoci tam, gdzie zdecydowanie nie była niezbędna i nie siadać na mokrej ławce. Właściwie chciał się tylko przywitać, ale postanowił zostać z Puchonką jeszcze dosłownie kilka sekund, aby napatrzeć się na dorodne wypieki widoczne na jej obliczu, które pojawiły się tam tylko i wyłącznie z jego powodu. Nie mógł zaprzeczyć, przyjemnie łechtało to jego ego.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kim pomógł mi ponownie zasiąść przed nim. Zmierzyłam go z góry na dół. Sam jego widok mnie podniecał, ale te jego wilgotne włosy. Jak można być tak idealnym, nawet kiedy oczywiste jest, że po deszczu mało kto wygląda atrakcyjnie? Otwarłam usta. Chciałam coś powiedzieć, ale nie miałam pojęcia co. Nie mogłam przegapić, tak wspaniałej sytuacji do rozmowy.
    - Co tu robisz? Usiądź obok, zapraszam. Ale jesteś mokry, mogłabym wytrzeć cie ręczniczkiem. Masz ładne włosy. Oczy. Uszy. Nos... - Klapałam ozorem jak najęta. Nagle dostałam takiej weny? Uderzyłam się soczyście dłonią w głowę. Policzki piekły mnie niesamowicie, a do tego pewnie wyglądałam, jak zmokła kura na grządce. Nie tak urocza i przystojna jak ślizgon.

    OdpowiedzUsuń
  6. Chłopak uważnie przysłuchiwał się słowom dziewczyny, a jego brwi niemal automatycznie powędrowały w górę. Nie miał pojęcia co dokładnie było z nią nie tak, jak powinno, ale coś z pewnością nie grało. Nie wiedział dlaczego zasypała go takim natłokiem pytań i informacji i jaki znowu ręczniczek?! Pokręcił głową na jej niecodzienne zachowanie, ale postanowił nie komentować jej słów, widząc, że dziewczyna sama wystarczająco bardzo ich żałuje. Widocznie Puchonka nie miała jakichkolwiek hamulców, z czego podejrzewał, że często wynikały sytuacje podobne do tych. Nie mógł czuć się wyjątkowy.
    Jednak chwilę później nastąpiło coś, czego Min nie mógł zwyczajnie pozostawić. Dziewczyna uderzyła się dość mocno w głowę, a Kim zwyczajnie stanął jak wryty.
    - Nie bij się - powiedział chłodno, zaraz korzystając z zaproszenia i siadając na mokrej ławce. Skrzywił się lekko na nieprzyjemny zimno bijące od kamiennej powierzchni. Trochę żałował, że nie zdążył zareagować wcześniej i przynajmniej spróbować powstrzymać Chan od robienia sobie krzywdy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Pomijając fakt, że nie za dobrze zaczęliśmy znajomość, moja romantyczna i kochliwa strona wzięła górę nad wszystkim. Byłam uparta. Pragnęłam Mingyu. Czułam, że w głębi mnie, tak naprawdę on był dla mnie nieuchwytny, lecz to dzięki temu, byłam nim tak zafascynowana. Ku mojemu zdziwieniu, chłopak usiadł obok mnie.
    - Co? Nie to tak tylko, ja się nie biję - uśmiechnęłam się głupawo, ale chłopak wydawał się poważny. - Na spodnie Merlina - albo raczej na spodnie Mingyu. - Przepraszam. Wiesz, zapomniałam przez chwilę, że padało. Nie musiałeś tu siadać, będziesz jeszcze bardziej mokry.
    Moją uwagę przykuła fryzura kolegi. Jego włosy miały taki śliczny odcień. Ciekawe jakiej farby używa. A może są zaczarowane?
    - Tak prawdę mówiąc, to masz bardzo ładne włosy - rzekłam, zbierając dłonią swoje mokre kłaki na prawe ramie - Wyjątkowy kolor, ja też ostatnio swoje przefarbowałam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wzrok Kim'a przeniósł się na włosy dziewczyny w przyjemnym odcieniu blondu. Były dość ładne, dlatego Min pokiwał głową, niemo dziękując oraz w pewien sposób wyrażając swoją zgodę. Nie czuł jakoś potrzeby wyprowadzania Prefekta Naczelnego z błędu, bo może to było nawet lepiej, że jego włosy uchodziły za farbowane, w ten sposób mógł uniknąć kłopotliwych pytań, na które nigdy nie lubił odpowiadać.
    - Nie masz jakiś lekcji? Wydaje mi się, że osoba na twoim stanowisku nie powinna ich omijać - powiedział wolno, odwracając wzrok, a następnie kierując swoją głowę u niebu. Na całe szczęście słońce ponownie wyjrzało zza chmur, dlatego chłopak mógł delektować się przyjemnym ciepłem. Przymknął lekko oczy, kiedy promienie zaczęły razić go odrobinę zbyt mocno i oparł swoje dłonie na krawędziach ławki, aby pochylić się nieco do tyłu. Od zawsze uwielbiał przebywać na świeżym powietrzu, najlepiej w jakimś nasłonecznionym miejscu, dokładnie tak, jak w tamtej chwili.

    OdpowiedzUsuń
  9. Pragnęłam dotknąć jego włosów, ale pewnie były podobne w dotyku co moje. Mokre.
    - Lekcji? - Zdziwiłam się - Tak się składa, że zwolniłam się z zajęć eliksirów, za którymi nie przepadam, ale powiedzmy, że źle się czułam.
    Zakasłałam, dając mu do zrozumienia, jak udało mi się tego dokonać. Gdy tylko słońce się pojawiło, odwróciłam się w stronę Kim. Jego twarz była taka promienna, nie tylko z powodu światła. Usiadłam po turecku na ławie, cały czas wpatrując się w mojego towarzysza. Byliśmy podobni, też kochałam kąpać się w promieniach. Korzystając z okazji, że miał zamknięte oczy, przyjrzałam się wyraźnie jego buzi. Wydawała się gładka i delikatna. Z trudem powstrzymywałam się od dotknięcia Mingyu. Był dla mnie perfekcyjną istotą. Niestety trochę się zapatrzyłam i zbyt blisko się zbliżyłam. Pachniał bardzo męsko. Skrycie chciałabym poczuć kiedyś jego zapach na sobie...
    - A właśnie - wypaliłam szybko - Co z tym twoim skarbem?
    Zawsze, gdy się stresowałam, starałam się zadawać masę pytań rozmówcy. Byłam ciekawa z natury, ale to nie dlatego. Po prostu chciałam okazać jak najwięcej zainteresowania i odwrócić uwagę od swojej nieśmiałości. Nie wiem dlaczego, uwielbiałam słuchać innych. O sobie średnio lubiłam mówić, uważałam się za mało interesującego człowieka. Czym może zaimponować dziewczyna z wioski?

    OdpowiedzUsuń
  10. - Nie udało mi się go złapać. Widocznie mnie unika - powiedział poważnie, mając na myśli dziwne zachowanie Wonwoo ostatnimi dniami. - Szczerze to ja niestety nie mam takiego daru przekonywania i muszę wracać na lekcję.
    Bardzo niechętnie podniósł się ze swojego miejsca, a następnie z dziwnym wyrazem twarzy otrzepał przód swojej szaty i ruszył w stronę wejścia bardzo wolnym krokiem, bo właściwie nawet nie wiedział jakie zajęcia powinien mieć w tamtej chwili i nie do końca miał orientacje gdzie powinien się kierować.

    OdpowiedzUsuń
  11. Go?! Zdziwiłam się. Nie miałam już kompletnie pomysłu. Czym lub kim był ten jego skarb?! To mnie irytowało. Jeszcze bardziej czułam się zdezorientowana, kiedy ślizgon rzucił na odczepnego parę słów i poszedł sobie. Nie mogłam mu dać tak odejść. Nie potrafiłam! Szybko podniosłam się z ławy i pobiegłam za nim.
    - Mingyu proszę, zostań ze mną... - powiedziałam dość głośno i wyraźnie, jak na tak odważne zdanie z mojej strony. Niestety, zbyt szybko zareagowałam, zakręciło mi się w głowie, i gdy pociągnęłam subtelnie chłopaka za rękaw, osłabłam. Byłam zupełnie bez siły. Nie miałam w ogóle władzy nad własnym ciałem. Takie coś mi się jeszcze nigdy nie zdarzyło. Co jest?! Cały świat wirował mi przed oczami. Nigdy nie chciałam pokazywać płci przeciwnej, jak słaba i delikatna potrafię być. Zawsze się popisywałam, uchodziłam za chłopczycę, a nie biedną i słabą istotkę, którą trzeba chronić. To nie była strona, którą chciałabym pokazywać Kim Mingyu.

    OdpowiedzUsuń
  12. Min poczuł słabe pociągnięcie własnego rękawa i usłyszał słowa Chanseul, dlatego z westchnieniem odwrócił się za siebie tylko po to, aby zarejestrować dziewczynę, której policzki nadal pozostawały czerwone, a cała twarz była tak blada, że Mingyu zastanawiał się jak mógł wcześniej tego nie zauważyć.
    Tym razem Kim zainterweniował niemal od razu, instynktownie i szybko złapał ją mocno w talii widząc, jak chwieje się na nogach. Mógłby przysiąc, że brakowało tylko sekund, a dziewczyna upadłaby. Ułożył jej dłoń na czole i stwierdził, że jest nieco wilgotne, co prawdopodobnie było skutkiem padającego przed chwilą deszczu, ale jednocześnie było trochę zbyt chłodne. Zmarszczył brwi, przyglądając się jej z bliska. Nie dostrzegł nic niepokojącego oprócz bladości, ale dziewczyna w jego ramionach wyraźnie robiła się coraz słabsza. Min dla bezpieczeństwa złapał ją także drugą ręką, starając się utrzymać ją w pionie, opierając jej ciało o swoje własne.
    - Chanseul, coś się stało? Dobrze się czujesz? - starał się nawiązać kontakt z Prefektką i określić, czy była w stanie się z nim komunikować i w jakim stanie się znajdowała.

    OdpowiedzUsuń
  13. Cała ta sytuacja musiała być dla chłopaka żałosna. Na pewno pomyślał sobie, że chce go zatrzymać za wszelką cenę. Taka desperacja, że aż biorę go na litość. Prawda jednak była inna. Sama nie wiedziałam, co się ze mną poczynało. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zdążyłam się pozachwycać tym, że Mingyu tak umiejętnie się mną zajmował. Coś do mnie mówił, ale słyszałam ledwo co, byłam za bardzo przejęta swoim zasłabnięciem. Otwarłam tylko szeroko usta i głęboko oddychałam. Zdawało mi się, że w ten sposób mózg szybciej się dotleni i wstanę na nogi. Niestety czułam, jak moje ciało robi się coraz cięższe. Jeszcze bardziej zdałam się na silne ramiona ślizgona. Kilkukrotnie mrugałam oczami, by wyostrzyć sobie wszystko, co mnie otaczało, ale jednocześnie nie miało konturów.
    - Boje się - zdołałam wyszeptać tylko tyle - prze-przepraszam.
    Próbowałam złapać chłopaka za kawałek ubrania, niestety nie potrafiłam kontrolować swoich mięśni. Możliwe, że bardziej na mnie miał wpływ strach, tym co się ze mną działo, niżeli samo osłabienie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Mingyu starał się być opanowany i pomóc dziewczynie najlepiej, jak umiał. A umiał stosunkowo niewiele. Obserwował, jak niewyraźne spojrzenie Chanseul nie zatrzymywało się na niczym konkretnym, a jej oczy co chwilę przymykały się na dłuższy czas. Mocno trzymał ją blisko siebie, starając się nie pozwolić jej upaść. Co prawda Chan była sporo niższa od niego, jednak wciąż posiadała swoją wagę, a utrzymanie niemal bezwładnego ciała w pionie wcale nie było takie łatwe, jak się mogło wydawać.
    Po chwili chłopak uzmysłowił sobie, że przecież nie mogą bezczynnie stać na środku dziedzińca i czekać na cud. Min musiał coś zrobić.
    - Spokojnie, zaraz dostaniemy się do pani Pomfrey - powiedział wolno, wiedząc, że nie powinien robić nic wbrew woli prefektki, jednak zgodnie z przypuszczeniami ledwo przytomna blondynka wcale mu nie odpowiedziała. No trudno, jakby coś, ostrzegał.
    Zdawał sobie sprawę z tego, że nie da rady zwyczajnie z nią przejść odległości dzielącej ich dwójkę od Skrzydła Szpitalnego, więc wymyślił coś znacznie szybszego, wygodniejszego i ogólnie lepszego. Upewnił się, że jego lewa ręka solidnie podtrzymuje plecy dziewczyny, aby za chwilę schylić się i pochwycić ją pod kolanami, natychmiast unosząc do góry. Głowa Puchonki opadła nieco w dół, dlatego blondyn poprawił ją ruchem lewej ręki tak, że opierała się na na jego ramieniu. Cóż, to nie było miejsce i czas na delikatność, choć chłopak i tak pozostawał uważny w swych działaniach. Nie chciał, aby dziewczynie stało się coś z jego winy. Wbrew jego oczekiwaniom Puchonka była niewiarygodnie lekka, dlatego on sam nie miał trudności z utrzymaniem jej w ramionach, taka pozycja była o niebo lepsza.

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie chciałam sprawiać kłopotów Mingyu. Nie chciałam, żeby musiał mnie niańczyć, a tym bardziej nie chciałam, by opuszczał z mojego powodu zajęcia. W duchu ucieszyłam się, że chciał pomóc dotrzeć mi do pielęgniarki, ale z drugiej strony, bałam się, że będzie miał przeze mnie kłopoty, albo co grosza, będzie mi to wypominał. Szczerze wierzyłam, że może jednak Kim robi to dlatego, że choć trochę mnie lubił, a nie z grzeczności. Poczułam się bardzo dziwnie, leżąc na jego ramionach. Z jednej strony było to niezręczne, a z drugiej bardzo kochane. Tak, kochane, bo co tu więcej mówić. Nikt nigdy nie wziął mnie na ręce.
    - Mingyu przecież...ty nie wiesz - mówiłam cicho, z wielką trudnością, jakbym w gardle miała nieprzełknięte drugie śniadanie - Na p-pierwszym piętrze, d-duża sala...
    Zdołałam tylko złapać się ledwo co szaty ślizgona na jego piersi.
    [Z/L]x2

    OdpowiedzUsuń
  16. Jongin nieprzerwanie biegł przed siebie, dusząc w sobie śmiech. Nie potrafił się powstrzymać i co chwilę wybuchał krótkim, zduszonym chichotem, słysząc za sobą krzyki Kyungsoo. Oczywistym dla niego było, że bez większych przeszkód by wygrał, ale przecież to nie na tym polegała zabawa.
    Obejrzał się w tył, aby spojrzeć na biegnącego za nim Do, na którego ustach widniał lekki uśmiech, który Kim mógł dostrzec pomimo wszechobecnej ciemności. Ten widok tak usatysfakcjonował Gryfona, że postanowił odrobinę zwolnić swój bieg, aby Kyung mógł bez problemu go dogonić. I wcale nie zrobił tego po to, aby obejrzeć uśmiech Krukona z nieco mniejszej odległości. Wcale.
    Kim nie był specjalnie zmęczony, gdyż zdecydowanie zdążył przywyknąć do wysiłku fizycznego, gdyż starał się w jakimś stopniu dbać o swoją kondycję i ćwiczył od czasu do czasu. Do tego dochodziły również treningi Quidditcha, które urządzał sam sobie, a które nie były tak mało wymagające, jakby się mogło wydawać.
    - Dawaj Kyungie, dawaj! - krzyknął, posyłając w jego stronę promienny uśmiech. - Dasz radę, ja w Ciebie wierzę! Chyba nie chcesz zostać idiotą, hm? Dla mnie to już i tak za późno, to chociaż Ty zachowałbyś dobrą opinię!
    Chłopak tak skupił się na Kyungsoo, że nie zdołał w zadawalającym stopniu zapanować nad własnym ciałem i zanim się obejrzał już leżał na trawie. Zaśmiał się jeszcze głośniej, cały czas mając w głowie odgłos szybkich i ciężkich kroków Do. Rozłożył ręce jak i nogi na lekko wilgotnej trawie, rozkoszując się tym przecudownym uczuciem i widokiem gwiazd na niebie, które tego wieczora nie było przysłonięte choćby jedną gwiazdką. Czuł, jak jakiś kamyk nieprzyjemnie wbijał mu się w plecy, ale nie potrafił przejmować się takimi drobnymi niedogodnościami, będąc zbyt bardzo skupionym na przyjemnym odczuciu. Podniósł głowę, spoglądając na zmierzającego w jego stronę Krukona, który jeszcze parę godzin wcześniej był mu prawie kompletnie obcy.

    OdpowiedzUsuń
  17. Cieszyłem się, jak nigdy dotąd. Bieg sprawiał, że czułem się beztrosko, co z kolei powodowało wielka radość nie tylko na moich ustach, ale także i w sercu. Kim Jongin w tak łatwy sposób uczynił, że poczułem się szczęśliwy, tak po prostu...

    W końcu jakimś cudem udało mi się go dogonić. Nie sądziłem, że miałem taką dobrą kondycję, jednakowoż zmęczenie już powoli dawało mi się we znaki. Jeszcze bardziej opadłem z sił, gdyż słowa Gryfona, który obrażał sam siebie, mnie rozbawiły. Cicho chichotałem, a wtedy Jongin musiał się o coś potknąć i wylądował na ziemi.

    Gwałtownie zaprzestałem biegu. Oparłem ręce na udach i głęboko oddychałem, spoglądając w stronę leżącego na trawie chłopca. Ten śmiał się, ale to nic nowego.

    Powoli zbliżyłem się do niego, dostrzegając rozłożone ręce i nogi Kima. Wyglądał jak małe pocieszne dziecko. Uklęknąłem.

    - Wszystko w porządku? - zapytałem, ciągle jeszcze głęboko oddychając. - Nie za mokra ta trawa? Może podam ci rękę i spróbuje podnieść?

    Włosy Jongina były potargane na wszystkie strony, dlatego też delikatnie przejechałem dłonią, by je choć trochę ogarnąć.

    OdpowiedzUsuń
  18. - Jest przyjemnie orzeźwiająca, nie za mokra - mruknął unosząc się na łokcie. Przekrzywił głowę, przysłuchując się propozycji Kyungsoo i choć musiał przyznać, że dość kuszącym było, aby złapać chłopaka za dłoń i również pociągnąć na wilgotną trawę, tak Jongin uważał, że było już odrobinę zbyt późno, a oni i tak spędzili na zewnątrz zbyt wiele czasu. Do tego dochodziło jeszcze, iż mimo tego, że starał się nie okazywać jak bardzo wyczerpany jest, w rzeczywistości mały wypadek, dość ciężki upadek, maleńka utrata krwi, mini wyścig i ponowny upadek jednak dały mu się we znaki i już nie tryskał energią tak, jak miał w zwyczaju. Nie czuł się na siłach na kolejne wygłupy, lecz tak bardzo ich chciał, że prawie zrobiło mu się z tego powodu przykro. Zaśmiał się na mały gest Krukona, który szybko zadbał, aby jego włosy znalazły się we względnym porządku, choć Gryfon nie uważał, aby potrwało to jakoś specjalnie długo. Może nie był niechlujem, ale jego włosy zazwyczaj pozostawały w nieładzie ze względu na jego żywe usposobienie i nieujawnione ADHD, które męczyło go na każdym kroku. - Myślę, że dam radę wstać, ale dziękuję.
    Powoli podniósł się na nogi, już nie kontynuując biegu, tylko postanawiając, że dalszy odcinek drogi, który swoją drogą był raczej krótki, pokonają idąc. Jakkolwiek źle i nudno by to nie brzmiało.
    - O kurde chyba dziś nie nakarmiłem Bydlaka… Mam nadzieję, że nie zdechł - mruknął pod nosem, mając na myśli swoją najukochańszą płomykówkę. Zmarszczył nieco nos na samą myśl o zwierzęciu, które przecież nie mogło umrzeć, bo po powrocie do domu Kim także zginąłby marnie. - Albo może lepiej, żeby zdechł, bo znowu spróbuje mnie zubożyć o oczy…

    OdpowiedzUsuń
  19. Chłopak wstał sam, bez mojej pomocy, a ja zaraz za nim również się podniosłem.

    Szedł powoli, co było bardzo dziwne w jego wykonaniu, ja oczywiście dotrzymywałem mu kroku. Może zakręciło mu się w głowie, albo po prostu był zmęczony dzisiejszym dniem. Właściwie dziwne by było, gdyby wiecznie energiczny Jongin zachowywał się flegmatycznie, podobnie do mnie.

    - Przepraszam, co? Bydlaka? - zdziwiłem się, brzmiało to o tyle dziwnie, co ekscentrycznie. - I czemu chce cie pozbawić oczu?

    Skoro Gryfon zaczął, to miałem nadzieję, że rozwinie ten temat. Co prawda już zaraz mieliśmy wejść do szkoły, ale byłem ciekaw, co miał na myśli.

    OdpowiedzUsuń
  20. - No Bydlak nie lubi jak o nim zapominam - mruknął kopiąc jakiś kamyk, który akurat znalazł się pod jego nogami. - Robi się wtedy wredny i próbuje wydziobać mi oczy, a to, uwierz mi na słowo, nie jest fajne.
    Chłopak włożył swoje dłonie do kieszeni jeansów blado uśmiechając się pod nosem. Już miał przed sobą drzwi do zamku, dlatego wiedział, że zaraz nastąpi moment, kiedy każdy z nich pójdzie w swoją stronę, a Jongin nareszcie będzie mógł wrócić do swoich zajęć. Czyli najprawdopodobniej pójdzie spać, bo to właśnie jedno z jego ulubionych zajęć wszechczasów.
    Zatrzymał się przy samym wejściu, odwracając się w stronę Kyungsoo i uśmiechnął się promiennie w stronę mniejszego towarzysza.
    - Dziękuję Kyungie, to był fajny dzień - szybko pochylił się do niego i zanim chłopak mógłby chociaż pomyśleć o ucieczce, uścisnął go na pożegnanie i powtórnie wrócił do pozycji wyprostowanej. Zaśmiał się na widok niewyraźnej miny Do. - Do zobaczenia kiedyś i pamiętaj, żeby wziąć mnie kolejnym razem do tej Cieplarni. Już się poświęcę, mimo że nie jest to moje ulubione miejsce. Ale to nie ważne, chcę być tym Animagiem! Tylko nie próbuj się od tego wymigać, bo znajdę Cię wszędzie. Przede mną się nie ukryjesz, mały Krukonie.
    Posłał mu ostatni uśmiech, a później już zniknął za kolejnym zakrętem, szybkim krokiem kierując się w stronę swojego Dormitorium.
    [Z/L]

    OdpowiedzUsuń
  21. Wydziobie mu oczy..? No jasne, chodziło mu pewnie o sowę. Trochę dziwnie nazwać tak swojego zwierzaka, ale w sumie to był Jongin, mogłem się tego po nim spodziewać. Musiałem przywyknąć, że u niego właśnie takie osobliwe rzeczy są na miejscu. Właściwie spędzanie z nim czasu było bardzo intrygujące.

    Już miałem zamiar również rzucić parę słów na pożegnanie, ale to czego dokonał Gryfon, było zupełnie przeze mnie niespodziewane. Przytulił mnie. Trwało to krótko, ale mogłem poczuć ciepło jego ciała. Prawdę mówiąc nie tylko ciała, bo w rzeczywistości, był to bardzo ciepły i miły gest. Mimo to, byłem trochę w szoku. Bardzo rzadko doświadczałem takich czułości. Było to dla mnie nienaturalne, wiec w rzeczywistości nie potrafiłem tego nawet odwzajemnić.

    Ten uścisk był dla mnie taki ważny, a dla Kima pewnie był normalnością i nic sobie z niego nie robił...

    Tkwiłem w bezruchu jeszcze długo po tym, jak Kim Jongin zniknął mi z oczu. Nie chciałem żeby odchodził, ale wiedziałem, że to było nieuniknione, to też zachowałem w pamięci jego pocieszny uśmiech i w chwilach kryzysu na pewno będę go sobie przypominał.

    Tego dnia przeżyłem niesamowitą i niebezpieczną przygodę, ale dzięki temu obudziłem się na chwilę z mojej nudnej codziennej rutyny. Ten szalony chłopak, z którym musiałem się trochę długo oswoić pokazał mi zupełnie coś innego. Za to go ceniłem. Za to chciałbym by był moim przyjacielem.

    - Może jeszcze kiedyś się spotkamy, Jonginie - wyszeptałem, gdy jego cień zupełnie zniknął mi z pola widzenia. Odwróciłem się i udałem się w stronę Wielkiej Sali na kolacje.

    OdpowiedzUsuń