Wydaje się jedną z najstarszych części zamku. Kamienne konstrukcje są już mocno zniszczone i porośnięte gdzieniegdzie bluszczem. Po środku dziedzińca znajduje się zabytkowa fontanna otoczona figurami orłów, a nieco dalej rośnie stara grusza. Z dziedzińca można się dostać na Wieżę Zegarową oraz kryty most prowadzący do Chatki Gajowego.
Trudnym dla mnie zadaniem było znalezienie jakiegoś miejsca, w którym będę lubił spędzać czas. Prawdę mówiąc prócz biblioteki, mogłem wymienić jedynie marną garstkę punktów, które zaszczyciłem swoją obecnością więcej niż jeden raz. Dziedziniec wieży zegarowej chociaż nie emanował zazwyczaj pustkami, miał w sobie ten swój urok, który notorycznie mnie do siebie przyciągał i nawet inne persony przebywające w tym miejscu, AŻ TAK mi nie przeszkadzały. Poza tym potrafiłem całkowicie odciąć się od tego co mnie otacza i skupić się jedynie na swoim zajęciu. Trzymając w dłoniach książkę, sunąłem wzrokiem po tworzących słowa literach, nie słysząc zupełnie rozmów, które dobiegały z różnych zakątków. Kolejnym aspektem, przez który można rzec polubiłem to miejsce, był przyjemny zapach. Niby nic specjalnego, jednakże dla mnie był on czymś co stanowiło naprawdę dużą rolę. Kochałem świece, ich zapach który się ulatniał oraz ten charakterystyczny, dla niektórych brzydki kłębek dymu, który pojawiał się w chwili zgaszenia małego płomyka.
OdpowiedzUsuńPochłonięty przez swoją lekturę, dopiero po chwili dostrzegłem pojawiający się cień, który padał na delikatne kartki książki. Podniosłem głowę ze zmarszczonymi brwiami, atakując chłodnym spojrzeniem chłopaka, który nade mną stał i po prostu się przypatrywał.
- Czegoś ci trzeba?- spytałem po dłuższej chwili, widocznie drugi nie raczył pierwszy zacząć konwersacji a przynajmniej nie śpieszyło mu się z wyjaśnieniem swojego nagłego przybycia. Miałem wrażenie, że skądś kojarzę tę twarz, a w mojej głowie pojawiło się pierwsze skojarzenie: wspólny dom.
Dziedziniec wieży zegarowej zdecydowanie należał do jednego z moich ulubionych miejsc. Złamująca się, lecz nadal stabiltna konstrukcja tworzyła charakter budowli z zamierzchłych czasów zachaczających nawet o starożytność, co bezwzględnie wpadało w moje gusta. Wszelaka roślinność otulająca kamienną architekturę nadawała temu miejsca żywotności, bez której pozostały by jedynie mniej pasjonujące surowe, popękane bryły, będące oznaką upływającego czasu i śmierci każdego skrawka ludzkości. Bluszcz symbolizuje w tym wypadku dokładne odzwierciedlenie roli człowieka w naturze. Jak wiadomo roślina ta odbiera życie innym zielonym towarzyszom, zatem jej obceność na marmurowych, podniszczonych murach może oznaczać przewagę natury nad człowiekiem. Jej byt jest ponadczasowy, tymczasem dzieła ręki ludzkiej kolejno ulegały autodestrukcji przez wieki za sprawą zjawisk atmosferycznych i wydarzeń historycznych. Większość pozycji, z listy ośmiu cudów świata, już nie jest możliwa do podziwiania, ponieważ rozpłynęła się zanim zdążyliśmy to dostrzec.
OdpowiedzUsuńStałem przez cały ten czas oparty o jedną z zdobionych w stylu jońskim kolumn i przyglądałem się otaczającemu mnie wokół pięknu, pogrążony w rozmyślaniach stricte filozoficznych, dopóki mój wzrok nie dostrzegł znajomego mi chłopaka, siedzącego kawałek dalej ode mnie. Widząc w jego ręku niezidentyfikowany egzemplarz, postanowiłem sprawdzić co dokładniej czytał mój kolega z jednego domu. Kto wie, może mnie zaintryguje fabuła lub sama tematyka danego dzieła literackiego?
Oczywiste było też to, że nie mogłem podejść do niego w normalny sposób i wolałem stanąć nad nim, by rozszyfrować z tekstu, który czytał, o czym tak dokładniej była owa książka. Nie chciałem mu przeszkadzać, a okładka była tak ułożona,iż nie była ona w zasięgu mojego wzroku. Nawet nie dostrzegłem jak chłopak od jakiegoś czasu patrzył na mnie podirytowany. Dopóki się nie odezwał, byłem pogrążony w odczytywaniu kolejnych zdań, co było wyjątkowo trudnym zajęciem, ponieważ tekst był do góy nogami z mojej perspektywy.
-Hmm, tak się zastanawiałem co czytasz, chyba, że tylko śledzisz wzrokiem tekst. - Uśmiechnąłem się, odsłaniając swoje królicze zęby, jak to stwierdził Taehyung, po czym przysiadłem się obok starszego nie odrywając od niego swojego wzroku. Chyba miałem skłonności do zbyt wielkiego spoufalania się z krukonami, ale nie uważałem tego za wadę. BYŁEM Z SIEBIE WRĘCZ DUMNY.
- Jeon Jungkook, trzeci rok. A ty? - Podałem chłopakowi rękę, choć długo nie czekałem na ruch z jego strony i po prostu sam złapałem jego dłoń lekko nią potrząsając. - A więc... co czytasz? Jeśli mógłbym wiedzieć, jak nie to mogę już sobie iść... - Uśmiechnąłem się do niego przepraszająco, pocierając lekko kark zakłopotany, ponieważ dopiero przed chwilką zapaliła mi się lampka nad głową, która rozjaśniła mój umysł i dała mi do zrozumienia, że być może na pewno przeszkadzam chłopakowi. Zresztą sam doskonale znałem położenie jego sytuacji... Ale co ja biedny pocznę, że akurat zachciało mi się rozmawiać? Lubiłem moich "współdomowników", czułem się przy nich najpewniej!
JEON JUNGKOOK
Czasami zastanawiałem się jak to jest być osobą towarzyską, otwartą i chętną na zawieranie nowych znajomości. Zdarzyło mi się dwa czy trzy razy wyobrazić siebie jako osobę posiadającą wyjątkowo bujne życie towarzyskie...jednak od razu wypędzałem takie myśli z głowy, bowiem nie było to coś co mogłoby w jakimś stopniu do mnie pasować.
OdpowiedzUsuńLudzie potrafią mnie zadziwić tym co robią, tak jak na przykładzie tego nieznajomego mi chłopaka. Po prostu do mnie podszedł i tak właściwie to co on robił? Bezczelnie zaglądał do mojej książki, usiłując składać litery w słowa, które dla niego były do góry nogami. Bezsens.
Jego milczenie wkurzyło mnie jeszcze bardziej, widocznie nawet kiedy to ja pierwszy się odezwę, inni mnie nie słyszą. Nie żeby mi to przeszkadzało...ale jednak zabiera mi to głupie światło.
Przyszedł wiecznie wyczekiwany przeze mnie moment, a mianowicie jakiekolwiek WYJAŚNIENIE. Jednakże nie miałem z czego się cieszyć, głupszej odpowiedzi chyba nigdy nie słyszałem.
-Myślę, że bezmyślne śledzenie tekstu książki byłoby dla niej urazą.- odparłem jednak stosunkowo miło, zerkając krótko na ten charakterystyczny uśmiech.
A więc to on. Chłopak-królik jak go zwą o obłędnie "uroczym" uśmiechu jak mówi większość dziewcząt, czego kompletnie nie rozumiem. Ząb to ząb. Praktycznie nic nie wiedziałem o przybyszu, nie byłem pewien co do jego uśmiechu, który przez innych często wykorzystywany jest w celu podlizania się aniżeli ukazania swojej szczerości. Ciekawe czy ma do mnie też jakiś interes czy naprawdę bardzo mu się nudziło.
-Nie jest to książka, którą łatwo można znaleźć w księgarniach, a przynajmniej ja nigdy na nią nie natrafiłem. Należała do mojego ojca, a opowiada o historii magii z trochę innej strony od tej którą przedstawiają nam w typowo szkolnych podręcznikach.- brawo Changkyun to jak dotąd najdłuższa odpowiedź, którą skierowałeś do nieznajomego!
Zamknąłem księgę, ukazując delikatnym promieniom słońca skórzaną, czarną okładkę, a na niej bezdusznie starty podczas użytkowania tytuł, którego ledwo można było odczytać. Uniosłem wzrok na towarzysza, kiedy zostałem zaatakowany kolejnym zdaniem, PRZEDSTAWIAŁ MI SIĘ i jeszcze wyciągnął rękę. Zanim zdążyłem swoją schować, pokazując tym moje niezbyt przyjacielskie nastawienie, ten chwycił moją dłoń i zaczął nią potrząsać.
- Im Changkyun, drugi.- przez dłuższy moment przypatrywałem się jego twarzy, jakbym chciał odczytać z niej jego wszelkie intencje i myśli. W końcu delikatnie zacisnąłem palce na tych jego, moment tuż przed rozdzieleniem tego uścisku i ponownie ułożyłem opuszki na delikatnej okładce lektury.
Miałem ochotę potwierdzić jego obawy, które dotyczyły przeszkadzania mi w czytaniu, jednak z drugiej strony coś mnie tknęło. Posiadanie kolegi nie wydawało się aż tak tragicznym pomysłem, poza tym byłem zaciekawiony tym co mu chodzi po głowie.
OdpowiedzUsuń-Wiem, dlatego nie śledzę bezmyślnie tego tekstu. Często czytam do góry nogami, więc nie musisz się martwić. To dodatkowe ćwiczenie dla mózgu. - Uśmiechnąłem się tym razem do niego lekko cynicznie, ale wolałem zostawić już ten temat i go nie drążyć. W końcu miałem zamiar się z nim zakumplować, a nie stwarzać między nami wrogą atmosfere. Tym bardziej, że jesteśmy z jednego domu, już i tak wystarczy, że nie lubię gryfonów. Pozostawiłem swoje uprzedzenia i zacząłem słuchać jak chłopak opowiada o książce, co nawet mnie lekko zaintrygowało. W sensie książka, nie to, że chłopak mówi. Wow, człowiek mówi.
- W takim razie z przyjemnością ją od Ciebie pożyczę, skoro nie można jej nigdzie dostać. Oczywiście jeśli pozwolisz i sam skończysz czytać. - Uśmiechnąłem się szeroko chwaląc się (lub żaląc) swoim uzębieniem, a chłopak wyglądał na zirytowanego. To nie ważne! I tak się polubimy!
-W szkolnych podręcznikach zazwyczaj mają tendencje do pisania w wyjątkowo archaicznym i mało rozumianym języku, a w dodatku o sprawach, które są zdecydowanie zbyt nieinteresujące. Chociaż akurat historia magii nie jest zła, gorszy jest profesor, który widać, że prawie sam zasypia na swoich wykładach.
Spojrzałem na zamkniętą przed sekundą książkę, która musiałem przyznać, była zjawiskowo piękna. Uwielbiałem wiekowe księgi z podżółkłymi kartkami, cudownym zapachem papieru i lekko obtartymi okładkami. Sprawiało to, iż były takie... prawdziwe. Bardziej bliskie sercu i duszy, niż nowe wydania bezdusznie drukowane w kosmicznych ilościach, z idealnie wybraną czcionką i odcieniem tuszu.
-Im Changkyun drugi??? To jest Was więcej?! - Otowrzyłem szeroko oczy tak, że normalnemu człowiekowi już dawno by wypadły, po czym dotarła do mnie inna informacja, dzięki receptorom dotyku. - Stary, ale ty masz delikatne dłonie! Niczym skórka melona! - Naprawdę nie miałem chęci by zabierał swoją rękę, ale nie mogłem go przytrzymywać. A co jeśli oskarżyłby mnie o molestowanie? Za młody jestem. Młody...A WŁAŚNIE.
-Aaaa na drugim roku jesteś. Myślałem, że jesteś starszy. Znaczy nie wyglądasz staro..! Wyglądasz na bardziej ogarniętego ode mnie. - Zaśmiałem się, jednak na jego twarzy dostrzegłem tylko jeden komunikat. "RATUNKU, ZABIERZCIE GO ODE MNIE", ale co to to nie! Poszedłbym za nim nawet i do toalety, gdyby była tak potrzeba.
- Tak właściwie to jak to się stało, że masz takie gładkie dłonie? No serio! Jestem ciekaw! Nie patrz na mnie jak na idiotę. - Zmrużyłem oczy, by skupić się na emocjach na twarzy chłopaka, ale wolałem nic się z nich nie doczytywać, bo dostałbym dożywotniej depresji.
- Szkoda, że nie jesteśmy na tym samym roku, było by zabawnie mieć razem lekcje. Szczególnie ze Snape'em. Oj by się działo, choć ty to nie wyglądasz na takiego co lubi prowadzić rozmowy, nie mylę się? Mam nadzieję, że jednak nie zakłócam jakiegoś Twojego rytmu dnia? - No dobra, nie polazłbym za nim przecież do łazienki, nie jestem AŻ tak chory na głowę. Znałem dobroć i potrafiłem się odpierdolić od kogoś, jeśli nie życzył sobie mojej obecności....Ale bardzo liczyłem, że jednak nikt mnie nie odtrąci! Uczucie następujące po tym wydarzeniu, jest bardzo smutne. Dogłębne przygnębienie, apatia, samotność, żal, gorycz i bezkreeeeeeeesneeee cierpienie. Wiem, bo już nie raz to przeżyłem! To jest tak - dziewczyny do mnie lgną, ale ja jestem jak "Onie, spierdalam", więc idę do chłopaków, ale wtedy to oni mają mnie dość, więc w efekcie końcowym siedzę w pokoju i rozkładam szkiełka od teleskopu.
Odpowiedź chłopaka w jakimś stopniu przypadła mi do gustu, spodziewałem się bardziej czegoś w stylu "hi hi hi żartowałem, głuptasie", a tu proszę- miła niespodzianka i gdyby nie ten cyniczny uśmiech to może nawet bym się uśmiechnął. Również pozostawiłem ten temat bez zbędnych komentarzy, skoro Jungkook nic więcej nie dodał, to ja tym bardziej nie będę drążyć dalej tego wątku.
OdpowiedzUsuńI wtedy usłyszałem to najbardziej niechciane i stresujące pytanie. "Pożyczysz?" odbijało się pomiędzy moimi uszami, wprawiając mnie w chwilę głębokiego zamyślenia. Chyba jeszcze nigdy nic nikomu nie pożyczyłem i wcale nie chodziło o to, że byłem skąpy czy chciwy...po prostu nikt wcześniej nie zwrócił się do mnie z taką prośbą. Upuściłem wzrok ponownie na książkę, trącając palcem kraniec zakładki. Zostało mi jeszcze kilka stron.
-Jeżeli obiecasz, że jej nie zniszczysz to czemu nie?- odpowiedziałem niepewnie, bo co miałem powiedzieć?! Nie lubię kłamstwa, więc wymyślanie historii o tym, że niestety jest już przez kogoś zaklepana, nie wchodziło w grę. Ale z drugiej strony jakby coś stało się tej książce, to chyba padłbym na zawał i uciekał przed każdym kto w ogóle by się do mnie zbliżył w obawie powtórki z rozrywki. To dopiero byłaby głupota. Kolejne słowa drugiego, wprawiły mnie jakby w radość? Sam nie wiem, nie byłem najlepszy pod względem oceniania nawet własnych uczuć. W moich oczach pojawił się przydymiony błysk, a lewy kącik ust ciężko podskoczył na chwilę ku górze, tworząc coś na wzór delikatnego uśmiechu.
-W końcu ktoś kto podziela moje zdanie, a nie twierdzi, że historia jest po prostu nudna i dlatego ciężko jest się jej uczyć, a profesor Binns to profesor Binns, ma już swoje lata.- prychnąłem jakby z rozbawieniem, w duchu samemu się dziwiąc takiej reakcji. Najwyraźniej rozmowa na lubiany przeze mnie temat wiele zmieniała.
-Słucham?- powtórzyłem jak ten idiota, bo chyba POWAŻNIE się nie zrozumieliśmy. Więcej? Więcej mnie? Chciałem oczywiście sprostować swoją odpowiedź, uzupełniając swoje poprzednie zdanie o cząstkę "rok", ale wtem jego słowa kompletnie zbiły mnie z tropu. Miałem wrażenie, że jest to jakiś głupi żart i zaraz zza rogu wyleci śmiejąca się banda kretynów, którzy zamiast się uczyć, zaczepiają takich porządnych uczniów jak ja. Ale nic. Ani widu ani słychu, Jeon Jungkook naprawdę właśnie zachwycał się moimi dłońmi, aż naszła mnie ochota na zmacanie ich, bowiem nie zwróciłem na ten fakt nawet krótkiej uwagi.
-Nie jest to niemożliwe, z pewnych powodów zacząłem później naukę w tej szkole, więc może faktycznie dzieli nas rok czy dwa.- przesunąłem po nim wzrokiem, zatrzymując się na młodej twarzy. I ta buźka była naprawdę MŁODA, w porównaniu z moją wiecznie poważną i dojrzale reprezentującą się miną. Gdy mój towarzysz ponownie wspomniał na temat moich dłoni, nie wytrzymałem i przebiegłem opuszkami po delikatnej strukturze swojej ręki. Faktycznie była miękka. W odpowiedzi byłem w stanie jedynie wzruszyć ramionami w geście niewiedzy, nie mogłem skojarzyć żadnej czynności czy też produktu, która dawałaby taki efekt.
Oh my god, wizja wspólnych zajęć z tym gadułą wydała się na tyle przerażająca, że aż wypuściłem z płuc oddech ulgi. Musiałem się dłużej zastanowić nad swoją kolejną odpowiedzią. Jego gadanie zabrało mi już sporo czasu, mógłbym mieć kolejnych kilka stron już dawno przeczytanych, a mój głód wiedzy zostałby zaspokojony.
Usuń-Zakłócasz. Ale w porównaniu do innych robisz to w jeden z bardziej akceptowany przeze mnie sposób.- musiałem przyznać, że moja odpowiedź była całkowicie szczera, a samo towarzystwo krukona wcale nie działało na mnie, aż tak negatywnie.
Nagle między naszymi nogami przebiegł podejrzany cień, który ostatecznie wyłonił się w postaci niezidentyfikowanego, małego stworka. Piskliwym skrzypnięciem dał o sobie znak, w razie gdyby odbiorca jeszcze nie zdążył go zauważyć i B U M buchnął, tworząc kłębek, okropnie śmierdzącego dymu, który uformował się z następujące zdanie; jEoN JUNGKOOK kocham cię!
Już sam nie wiedziałem co jest gorsze, smród czy nieudolne zaklęcie. Zakryłem rękawem swój nos, by więcej tego okropieństwa nie trafiło do moich nozdrzy i posłałem "złodziejowi ludzkich serc", pytające spojrzenie.
[bo się nie zmieściło :( ]
-Z ręką na sercu obiecam Ci, że jej nie zniszczę! Zwrócę ją w stanie wręcz nienaruszyonym. - Odpowiedziałem z całkowitą powagą rozumiejąc chłopaka, ponieważ sam osobiście nie lubiłem pożyczać swojego mienia innym, a już na pewno nie obcym, gdyż prawdopodobieństwo zniszczenia danej rzeczy, zwiększa się natychmiastowo o 101%. Dlatego też podziwiałem chłopaka, że z taką łatwością przystał na moją propozycję. Musiałem przyznać, że rozmowa szła na nam naprawdę gładko, jak nóż po maśle. Może to głównie za sprawą mojego potoku pytań, ale w końcu ktoś musi podtrzymywać konwersacje! Przynajmniej podzielaliśmy kwestię odnośnie historii magii.
OdpowiedzUsuńZaskakując samego siebie, nawet go dotknąłem! Lubiłem chwile, gdy mogłem poczuć się w gruncie rzeczy normalnie. Tak jak inni. I dobrze zdawałem sobie sprawę, że bez leków nic nie osiągnę, lecz ten cierpki posmak na języku wprawiał mnie już w nudności. Mogłem tylko cieszyć się niewiedzą matki, która już dawno by składała wniosek do szkoły o to, by przepisać mnie do innego domu, ponieważ hańbię imię Roweny Ravenclaw. Tak, matka też była krukonką, jednak póki co uważa mnie jeszcze za mądrego i nie chce wydziedziczyć... Tak, jej niewiedza była podbudowująca.
Naprawdę przygnębiający był jednak fakt, iż chłopak sam nie wiedział, dlaczego jego dłonie są tak przyjemne w dotyku. Widocznie takie posiadał geny - doskonałe, co już można byłoby uznać po samym spojrzeniu na jego twarz. Miał idealnie wyrysowane linie szczęki i nie musiałem być szpecem, by stwierdzić, że Changkyun był po prostu przystojny. Tego naprawdę nie dostrzega się na pierwszy rzut oka. Może dlatego, że jego twarz była praktycznie pochłaniana przez książkę i to pewnie nie pierwszy raz. Może gdyby otworzył się bardziej do ludzi, byłby mniej mrukliwy, bo jednak chcąc nie chcąc wytwarzał wokół siebie taką aurę dającą poczucie niedostępności i niechęci. Ale mi to nie przeszkadza!
Tymbardziej, że właśnie uznał moje towarzystwo za wyjątkowo znośne, więc mogłem stwierdzić z radością, iż cel został przeze mnie osiągnięty! To właściwie było miłe z jego strony, że poświęca lekturę, by móc pogawędzić z moją S K R O M N Ą, zajebistąświetnąinteligentnąprzystojną, lecz S K R O M N Ą osobą. Teraz to wydaje się jeszcze bardziej bombowy niż wcześniej!
A właśnie, propo bomb... Ku naszemu wielkiemu, oj wielkiemu nieszczęściu, po raz nie wiem już który, ktoś chciał się przede mną popisać, lecz mu to nie wyszło PO RAZ NIE WIEM JUŻ KTÓRY.
Tym razem nie miałem nawet pojęcia odnośnie płci delikwenta, ale chociaż dowiedziałem się, że mnie kocha, oczywiście kosztem moich i Changkyuna nozdrzy. Obstawiałem jakiegoś pierwszoroczniaka lub Gryfonkę. Te to zawsze wszystko zjebią. Na przykład weźmy taką ByulYi.
Ta piękna i urokliwa woń naszczęście dość nieoczekiwanie szybko rozmyła się w powietrzu, dzięki czemu udało nam się przeżyć. Praktycznie w tym samym momencie wzięliśmy głęboki oddech, na co zacząłem się śmiać.
-Naprawdę Cię przepraszam. Chciałbym mieć na to jakiś wpływ, ale chyba jedyne co mógłbym zrobić, to wziąć przykład z takiego polskiego rapera, Popka... - Ten pomysł był tak okropnie straszny, że aż się wzdrygnąłem. Posłałem chłopakowi smutno-przepraszające spojrzenie i miałem szczerą nadzieję, że się mnie nie wyprze przez ten niemiły incydent. Choć pewnie tak się stanie, bo nikt nie chce być kimś, kto "obrywa przy okazji". Nawet zacząłem się zastanawiać, czy to nie był celowy zabieg, tylko pod przykrywką czyjego zauroczenia. W końcu tworzę gazetkę szkolną, którą większość nazywa ścierem, od momentu kiedy o nich napiszę...